Nie ma żadnych danych dowodzących, że głosowanie przez internet zwiększa frekwencję. Są natomiast zagrożenia, których trudno byłoby uniknąć – uważa większość ekspertów.
Trójbój wyborczy, rozpoczęty w październiku 2023 r. i zakończony nieco ponad tydzień temu głosowaniem nad przedstawicielami Polski do Parlamentu Europejskiego, dobiegł właśnie końca. Wybory prezydenckie za ponad rok, więc jest jeszcze czas, aby się zastanowić nad zmianami w kodeksie wyborczym.
Zapewne do takich wniosków doszedł poseł Kolacji Obywatelskiej Mariusz Witczak, który w kwietniu zapowiedział nowelizację prawa wyborczego. Zgodnie z projektem zmian zagłosować korespondencyjnie mogliby wszyscy. Dziś dostęp do tej opcji mają jedynie osoby z niepełnosprawnościami oraz te, które najpóźniej w dniu wyborów ukończyły 60 lat. Nad projektem nowelizacji pracowały już komisje sejmowe. W zeszłą środę przedstawiciele klubu Prawa i Sprawiedliwości złożyli wniosek o odrzucenie go w całości. Posłowie przekonywali Sejm, że proponowane zmiany mają ułatwić kandydatowi rządzącej koalicji zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Padły też słowa o braku zaufania Polaków do tego typu rozwiązań. Może to zastanawiać, bo kilka lat temu to właśnie PiS zachwalało zalety głosowania za pośrednictwem poczty.
Ukłon w stronę młodych
Przy okazji prac nad zmianami w kodeksie wyborczym pojawiły się także głosy domagające się o wiele dalej idących innowacji. Głosowanie korespondencyjne jest dla niektórych zaledwie półśrodkiem, natomiast pełnym rozwiązaniem umożliwiającym wyborcom oddanie głosu bez wychodzenia z domu byłoby głosowanie przez internet. Miałoby się ono przyczynić do znaczącego wzrostu frekwencji wyborczej, zwłaszcza wśród przedstawicieli młodszych pokoleń.
Ten pomysł nie narodził się wczoraj, co kilka lat wraca on jak bumerang, odbijając się od ściany stawianej przez niewyrywających się ku innowacjom parlamentarzystów. W 2019 r. głosowanie przez internet znalazło się nawet wśród haseł, z którymi do wyborów szła Koalicja Obywatelska. Po zwycięstwie obozu Zjednoczonej Prawicy o postulacie zdalnego oddawania głosu zapomniano, zwłaszcza po tym, jak idea głosowania na odległość została ośmieszona podczas przygotowań do wyborów prezydenckich w 2020 r. Opinia publiczna skojarzyła ją z nieporadnością rządzących, oskarżeniami o niegospodarność i stratami dla budżetu przekraczającymi 70 mln zł. Przy okazji pandemicznych wyborów wybrzmiewały też dosyć głośno rzucane – często bez dowodów na poparcie – podejrzenia o chęć zafałszowania wyniku wyborczego.
O oddzielenie faktów od mitów na temat zdalnego głosowania pokusiła się ostatnio Fundacja Batorego, która zorganizowała debatę z udziałem przedstawicieli świata nauki, ekspertów cyberbezpieczeństwa oraz reprezentantów organizacji społeczeństwa obywatelskiego.
– Głosowanie przez internet jest nieuniknione. Prędzej czy później będziemy musieli je wprowadzić. Jeśli chodzi o wątpliwości, to według mnie znacznie więcej problemów rodzi głosowanie przez pełnomocnika lub korespondencyjne – przekonywał poseł Mariusz Witczak.
Według niego brak zaufania do tej formy głosowania jest pokłosiem spadku wiarygodności państwa. Poseł KO wskazywał na konieczność odbudowania autorytetu organów administracji rządowej jako jednego z elementów przekonywania społeczeństwa do idei głosowania zdalnego. Parlamentarzysta jako zaletę tej mody wskazywał przede wszystkim otwarcie się na potrzeby młodszych pokoleń. Jego zdaniem prawo wyborcze powinno być tworzone z myślą o przyszłych wyborcach, dla których załatwianie wszelkiego rodzaju spraw przez internet stało się już normą.
Przypadek estoński
Wśród państw UE jedynie Estonia umożliwia głosowanie zdalnie. Z powodzeniem – w odniesieniu do wyborów parlamentarnych ta forma działa tam od 2007 r., a już dwa lata wcześniej elektronicznie wskazywano reprezentantów do władz lokalnych. W 2023 r. ponad połowę głosów w wyborach do Riigikogu (estoński parlament) oddano zdalnie. Wielu entuzjastów głosowania przez internet przywołuje więc Estonię jako wzór do naśladowania i przekonuje, że wprowadzenie tego samego modelu wpłynie pozytywnie na zaangażowanie obywateli w proces wyborczy.
– Nie ma żadnego twardego dowodu na to, że głosowanie przez internet przekłada się na wyższą frekwencję wyborczą. Analizując dane z Estonii, można zobaczyć, że frekwencja nie wzrosła wraz z wprowadzeniem głosowania zdalnego – mówił Maciej Broniarz, ekspert ds. systemów informatycznych z Uniwersytetu Warszawskiego.
Według niego przy założeniu, że dotarcie przeciętnego obywatela do najbliższego lokalu wyborczego zajmuje nie więcej niż kilkanaście minut, ewentualna oszczędność czasu w przypadku głosowania zdalnego będzie niewielka i niewspółmierna do skali potencjalnych zagrożeń.
– Dziś mamy ponad 31 tys. okręgów wyborczych. Przeprowadzenie operacji dywersyjnej, która miałaby zaburzyć funkcjonowanie ich wszystkich, jest w zasadzie niemożliwe. W przypadku głosowania przez internet wystarczy atak na infrastrukturę czterech dużych operatów w Polsce, by sparaliżować głosowanie. Otwieramy się na problemy, z którymi nie umiemy sobie poradzić – ostrzegał Maciej Broniarz.
Kolejnym zagrożeniem związanym z głosowaniem zdalnym jest brak możliwości zweryfikowania tożsamości głosującego. Eksperci przestrzegają, że przy zastosowaniu tej metody pojawi się ryzyko oddania głosu za innego domownika albo kontrolowania tego, jak zagłosuje. Do podobnych nacisków nie dochodzi w lokalach wyborczych, w których są wyznaczone specjalne miejsca do oddawania głosu, umożliwiające podjęcie decyzji w warunkach tajności. Entuzjaści zdalnego głosowania odrzucają tę argumentację, wskazując na możliwość wielokrotnego zmieniania dokonanego za pomocą internetu wyboru. Taka opcja funkcjonuje w Estonii. Jednak także w tym przypadku broń jest obosieczna.
– Do momentu zamknięcia głosowania głosowanie nie jest tajne. Co prawda głos jest nieznany publicznie, ale jest powiązany z wyborcą. Dopiero po zamknięciu głosowania centralna komisja wyborcza przeprowadza procedurę oddzielenia głosu od identyfikatora osoby głosującej – wyjaśniał Sylwester Oracz z Fundacji Odpowiedzialna Polityka.
Czy w przypadku ataku hakerskiego na systemy zbierające głosy nie zostaną również ujawnione sympatie polityczne poszczególnych obywateli? Rozwiązaniem tego problemu może być wykorzystanie technologii blockchain, która uniemożliwia zewnętrznym obserwatorom – lub w tym przypadku hakerom – powiązanie przechowywanych danych z konkretną osobą. Eksperci przestrzegali również przed zjawiskiem phishingu, tj. wysyłania do wyborców fałszywych e-maili z linkiem umożliwiającym hakerowi przejęcie konta i zagłosowanie za kogoś.
W debacie zwrócono także uwagę na to, że nie tylko technologia stanowi potencjalne niebezpieczeństwo. Najsłabszymi ogniwami są człowiek i bazowanie na jego lęku, skłonności do przyjmowania teorii spiskowych oraz braku zgody na niepożądany przez siebie rezultat wyborów.
– Sam atak na dostępność usługi do głosowania w dniu wyborów jest wystarczającym pretekstem do rozpoczęcia działań psychologicznych, które miałyby kwestionować legitymizację do sprawowania władzy obozu, który wygrał – oceniał Kamil Basaj, prezes Fundacji INFO OPS Polska.
Prelegenci zamiast głosowania przez internet proponowali inne rozwiązania uławiające udział w procesie wyborczym. Sylwester Oracz sugerował rozszerzenie głosowania korespondencyjnego o możliwość pobierania karty do głosowania za pośrednictwem internetu (dziś pakiety są wysyłane do uprawnionych do takiej formy pocztą na co najmniej dwa tygodnie przed datą wyborów). Inni eksperci proponowali natomiast przeprowadzenie pełnej digitalizacji w zakresie list wyborczych – bo choć są one sporządzane elektronicznie, to następnie są drukowane i uzupełniane ręcznie przez członków komisji wyborczych oraz podpisywane przez głosujących.
Wydaje się więc, że głosowanie zdalne jest wciąż pieśnią przyszłości, a propagujący je politycy nie zdają sobie do końca sprawy z ogromu wyzwań technologicznych, logistycznych oraz edukacyjnych, którym należałoby sprostać, by zagwarantować społeczeństwu, że wybory przez internet są tak samo bezpieczne jak te tradycyjne.
– System informatyczny do głosowania zdalnego będzie drogi, trudny w obsłudze, generujący mnóstwo problemów i nierozwiązujący absolutnie niczego – spuentował Maciej Broniarz. ©℗