Ćwierć wieku temu nie było ryzyka, że podejrzany będzie mógł bez legitymowania się komukolwiek znaleźć się o 3 tys. km dalej, że łatwo odnajdzie świadka w mediach społecznościowych i będzie mu anonimowo grozić albo go szantażować. Tymczasowe aresztowanie w wielu sytuacjach nadal będzie konieczne.

Dobrze się stało, że Krakowski Instytut Prawa Karnego przygotował projekt ustawy nowelizującej przepisy o tymczasowym aresztowaniu. Pierwszy krok jest najtrudniejszy – a mam wrażenie, że prawdziwie rzeczowa dyskusja o procedurze karnej, a zwłaszcza o środkach zapobiegawczych, może być prowadzona wyłącznie na podstawie rzeczywistego projektu. Nigdzie indziej tak bardzo diabeł nie tkwi w szczegółach jak w przepisach proceduralnych.

Dobrze się też stało, że nie czeka się z postulatami zmian w tym zakresie na wyniki prac Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego w Ministerstwie Sprawiedliwości. Niektóre zmiany w prawie i procedurze karnej nie mogą już dłużej czekać (jak aktualne projekty: poselski – zmiany definicji przestępstwa zgwałcenia – czy ministerialny – rozszerzenia zakresu znamion przestępstwa z art. 256 k.k.). Mamy połowę trzeciej dekady XXI w., a te przepisy pochodzą z końca wieku XX. Dzisiejszy świat i społeczeństwo wyglądają zupełnie inaczej.

Inny świat

Gdy 1 września 1998 r. wchodził w życie aktualny kodeks postępowania karnego, do przekroczenia granicy państwa potrzebne były paszport i przejście kontroli granicznej, telefony komórkowe były drogimi zabawkami, a o mediach społecznościowych nikt nie słyszał. Dlatego, całkiem racjonalnie, tworząc system środków zapobiegawczych, ustawodawca ograniczył się do zaledwie sześciu rodzajów środków wolnościowych (w tym trzech rodzajów poręczeń!) – wtedy główną obawą organów ścigania była ta przed ucieczką lub ukryciem się podejrzanego. Założył też ustawodawca racjonalnie, że tymczasowe aresztowanie nie będzie używane zbyt często, bo środki wolnościowe będą wystarczające.

Ćwierć wieku temu nie było przecież ryzyka, że podejrzany zwolniony po wykonaniu z nim czynności będzie mógł bez legitymowania się komukolwiek znaleźć się o 3 tys. km dalej, w wiosce nad brzegiem Atlantyku. Nie było też ryzyka, że łatwo odnajdzie świadka w mediach społecznościowych – wyłącznie na podstawie jego imienia i nazwiska – a następnie będzie mu anonimowo grozić albo go szantażować w celu wymuszenia zmiany zeznań. Ćwierć wieku temu, aby rozpowszechnić niedyskretne zdjęcia wśród znajomych pokrzywdzonej, trzeba było znaleźć dobrą kserokopiarkę, ustalić adresy domowe tych znajomych, kupić znaczki pocztowe i wrzucić pakiet listów do skrzynki – dziś wystarczą telefon i konto w medium społecznościowym. Wreszcie ćwierć wieku temu nie było zapisanych w chmurze informatycznej wiadomości e-mail czy konwersacji w komunikatorze. Nie powinno zatem dziwić to, że z roku na rok aresztów tymczasowych stosuje się coraz więcej. Nie można jednak tylko na tej podstawie wnioskować, że prokuratorzy i sędziowie niewłaściwie stosują prawo. Nigdy wcześniej matactwo procesowe nie było takie łatwe.

Weźmy pierwszy z brzegu przykład. Policja zatrzymuje na gorącym uczynku sprawcę, tzw. odbieraka, w oszustwie na wnuczka. Podejrzany podczas przesłuchania obciąża organizatora. Jednocześnie ustala się, że ów organizator przebywa za granicą. W 1998 r. prokurator i sąd, pozostawiając odbieraka na wolności, nie ryzykował, że obaj uzgodnią ze sobą wyjaśnienia (np. obciążające osobę trzecią). Jedynymi drogami kontaktu byłyby poczta (dziś zwana „pocztą tradycyjną”!) bądź międzynarodowa rozmowa telefoniczna za pośrednictwem sieci stacjonarnej. W 2024 r. obaj pozostający na wolności sprawcy w kilkanaście minut bez problemu nawiążą ze sobą kontakt niezależnie od tego, w którym miejscu kuli ziemskiej się znajdują. W tym samym czasie – kilkunastu minut – nasz odbierak otrzyma (w kryptowalucie albo przelewem na rachunek w zagranicznym banku) wynagrodzenie za milczenie.

Inny przykład. Samotny i bezdzietny podejrzany powoduje pod wpływem narkotyków wypadek drogowy, w którym ginie kilka osób. W tego typu sprawach nie ma zwykle obawy matactwa, jest jednak obawa ucieczki. W 1998 r. pozostawienie podejrzanego na wolności z zatrzymaniem paszportu oznaczało, że gdyby się ukrywał, poszukiwania można by było ograniczyć do terenu kraju – w ostateczności można by opublikować jego wizerunek w telewizji (którą wszyscy oglądali) albo w prasie papierowej (którą wszyscy czytali). Dziś takiego podejrzanego trzeba tymczasowo aresztować – ma całą Europę, żeby się ukryć, i nie da się tak sprawnie jak 26 lat temu prowadzić poszukiwań.

Prokurator nie odstąpi też od skierowania wniosku o tymczasowe aresztowanie w sprawie, w której potencjalne dowody mogą się znajdować w chmurze (np. w skrzynce e-mailowej), bo podejrzany na wolności natychmiast zawartość tej skrzynki nieodwracalnie skasuje, zanim zostaną wykonane oględziny bądź zanim operator wykona postanowienie prokuratora. Przed usunięciem danych chmurowych nie uchroni nawet zabezpieczenie urządzeń elektronicznych podejrzanego – hasło i login znajdują się tam, gdzie postanowienie o przeszukaniu nie sięga, czyli w pamięci podejrzanego.

Zapełnić lukę

Tymczasowe aresztowanie jest więc stosowane nie dlatego, że tak jest wygodniej organom procesowym (bo nie jest: tymczasowo aresztowany pisze listy i wnioski, które trzeba rozpoznawać, zachodzi konieczność wysyłania wniosków o przedłużenie stosowania, czynności z podejrzanym wymagają zorganizowania konwoju albo wizyty w areszcie śledczym), ale dlatego, że tymczasowe aresztowanie jest jedynym środkiem z kodeksowego katalogu, który dziś (w trzeciej dekadzie XXI w.) zapewni prawidłowy bieg postępowania. Gdyby istniały środki mniej dolegliwe, ale zapewniające to, co dziś może zapewnić jedynie aresztowanie, to takie środki byłyby stosowane, nawet z czystego lenistwa prokuratorów.

Do zmniejszenia liczby tymczasowo aresztowanych – bardziej niż rozliczanie prokuratora ze zrealizowanych czynności i konieczność przedłużania tego środka co miesiąc – przyczyni się też wprowadzenie innych środków zapobiegawczych, wypełniających lukę między dozorem policji a tymczasowym aresztowaniem. Takim instrumentem jest postulowany w projekcie Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego areszt domowy. Sprawcę wypadku drogowego z wcześniejszego przykładu z całą pewnością można zamknąć w areszcie domowym zamiast w areszcie śledczym. Nie należy jednak zatrzymywać się w pół kroku. Należy się zastanowić, czy jest możliwe (i praktycznie realizowalne) – jako odrębny środek zapobiegawczy bądź forma dozoru policji – wprowadzenie innych ograniczeń, które – potencjalnie stosowane zamiast tymczasowego aresztowania – zapewniłyby prawidłowy tok postępowania. Dozór policji umożliwia prokuratorowi praktycznie dowolne ograniczenie swobody podejrzanego. Zdarzyło mi się na tej podstawie zakazać złodziejowi wstępu do tego typu sklepów, które sobie upodobał do kradzieży. Częściej w tym trybie zakazuje się kontaktów ze świadkami bądź opuszczania miasta.

Taki zakaz ma jednak zwykle bardziej charakter fikcji prawnej i opiera się na wierze prokuratora, że będzie on przestrzegany. Gdyby się jednak udało wprowadzić całodobowy monitoring miejsca pobytu podejrzanego (wraz z możliwością błyskawicznej rozmowy głosowej z centrum monitorującego), można by o wiele szerzej wykorzystywać dodatkowe ograniczenia, które, na podstawie art. 275 par. 2 k.p.k., mogą być nakładane na podejrzanego. Gdyby jeszcze tylko udało się znaleźć inny niż tymczasowe aresztowanie sposób na uniemożliwienie podejrzanemu dostępu do internetu albo chociaż wymyślić i wdrożyć procedurę szybkiego zabezpieczania danych chmurowych – swego rodzaju plombowania kont internetowych...

Bądźmy realistami

Szkoda, że projekt KIPK nie przewiduje tego, o czym mówi każdy prokurator, z którym zdarzyło mi się rozmawiać na ten temat – możliwości „tymczasowego przedłużenia tymczasowego aresztowania”. Należy przestać udawać, że w obszernych, wielotomowych sprawach sąd może rzetelnie rozpoznać wniosek w ciągu 24 godzin (a jeśli wziąć pod uwagę, że sędzia musi spać, jeść i przeprowadzić posiedzenie, to raczej w ciągu 8 godzin). Doba na rozpoznanie wniosku to kolejny relikt minionego świata. Wydaje się, że gdy dotychczasowa analiza akt nie pozwala na rozstrzygnięcie (także negatywne dla prokuratora), sąd powinien mieć możliwość zastosowania aresztu na dalsze trzy–pięć dni, przerwania posiedzenia i ostatecznego rozstrzygnięcia po rzetelnym zapoznaniu się z aktami.

Projekt chyba dobrze diagnozuje aktualne bolączki związane ze stosowaniem tymczasowego aresztowania i przedstawia spójną (choć nie zawsze praktyczną) wizję ich wyleczenia. Mam jednak wrażenie, że nie zawsze da się uniknąć stosowania środka izolacyjnego. ©℗