Trybunał ma badać z urzędu, czy proces legislacyjny zaskarżonej ustawy przebiegał zgodnie z konstytucją. Wielu ekspertów krytykuje to rozwiązanie.

Na rozpoczynającym się już jutro trzydniowym posiedzeniu Sejmu ma się odbyć I czytanie poselskiego projektu ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Proponowane rozwiązania mają w założeniu ich autorów uzdrowić sąd konstytucyjny. I choć prawnicy co do zasady chwalą objęty przez posłów wnioskodawców kierunek zmian, to jednak zaczynają się pojawiać wątpliwości co do poszczególnych rozwiązań zawartych w projekcie.

– Negatywnie oceniam pomysł, aby TK z urzędu w każdej sprawie badał tryb uchwalenia zaskarżonej ustawy. W wielu przypadkach okaże się to zapewne zbędne, a może wpłynąć negatywnie na sprawność postępowania przed sądem konstytucyjnym – mówi dr Kamil Stępniak, prezes Centrum Prawa Konstytucyjnego i Monitorowania Praworządności.

I nie jest w tym osądzie osamotniony.

Spór w doktrynie

W projekcie ustawy o TK, nad którym już jutro rozpoczynają się prace w Sejmie, znalazł się przepis o następującym brzmieniu: „Trybunał z urzędu dokonuje kontroli zgodności z Konstytucją trybu wydania kwestionowanego aktu normatywnego”. Jak tłumaczą w uzasadnieniu projektodawcy: „Trybunał Konstytucyjny, dokonując hierarchicznej kontroli zgodności norm prawnych w systemie prawnym, musi bowiem w pierwszej kolejności ustalić, czy ma do czynienia z prawidłowo ustanowionymi normami prawnymi”. I dodają, że zaproponowane przez nich rozwiązanie w sposób jednoznaczny rozstrzyga istniejący w doktrynie prawa konstytucyjnego spór, a także rozbieżności występujące w orzecznictwie TK dotyczące tego, czy sąd konstytucyjny jest obowiązany do dokonywania z urzędu kontroli zgodności z konstytucją trybu wydania kwestionowanego aktu normatywnego.

– Jest to problem, który nie jest nowy. To zagadnienie pojawiało się w orzecznictwie TK od dawna. Żywo dyskutowana była kwestia, czy TK ma obowiązek badania z urzędu prawidłowości procedury uchwalenia ustawy, której jakiś przepis został zaskarżony, czy może to robić tylko w razie zaskarżenia procedury ustawodawczej – przyznaje prof. Stanisław Biernat, sędzia TK w stanie spoczynku, były wiceprezes TK. Zaraz jednak dodaje, że on sam nie wyobraża sobie, żeby TK rzeczywiście w każdym przypadku przeprowadzał z urzędu kontrolę procedury ustawodawczej, tak jak to literalnie wynikałoby z projektu ustawy.

– Bo wyobraźmy sobie, że TK kontroluje ustawę sprzed 20 lat. Nikt przecież nie będzie w takim przypadku w stanie zbadać, czy 20 lat temu Sejm procedował nad taką ustawą w sposób prawidłowy – zauważa prof. Biernat.

Mniej surowo ocenia omawiane rozwiązanie dr Marcin Szwed, ekspert z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

– Generalnie idea jest słuszna, żeby TK badał, czy ustawa została uchwalona zgodnie z konstytucją, gdyż rzeczywiście wady w procesie legislacyjnym są na tyle istotne, że żadna ustawa nieprawidłowo uchwalona nie powinna w obrocie prawnym funkcjonować. Natomiast trzeba by było się zastanowić, jak to rozwiązać w odniesieniu do ustaw uchwalonych bardzo dawno – przyznaje. Jak jednak zaznacza, nadal mamy domniemanie konstytucyjności, więc należy założyć, że do takiego badania dochodziłoby tylko wówczas, gdyby TK miał jakieś sygnały świadczące o tym, że w tym konkretnym przypadku doszło do pewnych nieprawidłowości w procesie legislacyjnym.

– Jest to na pewno pewien problem, o którym należałoby podyskutować w trakcie prac nad projektem – uważa ekspert fundacji.

Przełożenie ciężaru

Zdaniem prawników omawiane rozwiązanie może negatywnie odbić się na procesie dokonywania oceny konstytucyjności.

– W wielu przypadkach byłoby to po prostu niezasadne, a gdyby TK podchodził do tego nowego obowiązku w sposób rzetelny, musiałoby to mieć wpływ na sprawność postępowania przed tym organem – uważa dr Stępniak. Jak bowiem przypomina, przed 2015 r., kiedy to TK wydawał naprawdę rzetelne wyroki, ich uzasadnienia potrafiły mieć po kilkadziesiąt stron.

– Tak więc dodanie TK kolejnego elementu do badania w ramach postępowania z całą pewnością odbiłoby się na szybkości wyrokowania – konkluduje dr Stępniak.

Eksperci krytykują omawiane rozwiązanie także z innych powodów.

– Mamy przecież domniemanie legalności ustaw. I organem, który ma czuwać nad tym, czy ustawy są uchwalane zgodnie z obowiązującymi wymogami dotyczącymi procedury legislacyjnej, jest parlament – przypomina dr Stępniak. Jak zauważa, zarówno Sejm, jak i Senat mają swoje biura legislacyjne.

– Wystarczyłoby więc, aby politycy zaczęli słuchać pracujących w nich ekspertów już na etapie uchwalania ustaw, i nie byłoby problemu. A my w tym projekcie idziemy w kierunku przeniesienia na TK ciężaru dbania o poprawność postępowania legislacyjnego. Moim zdaniem to nie jest dobre rozwiązanie – mówi prezes CPKiMP. Ponadto, jak zauważa, funkcja kontrolna parlamentu nad procesem uchwalania prawa wyraża się dziś także w prawie kierowania przez parlamentarzystów wniosków do TK.

Problemem również jest to, że w przypadku stwierdzenia przez TK niezgodności procesu legislacyjnego z konstytucją z porządku prawnego powinna zostać de facto derogowana cała ustawa, a nie tylko zaskarżony w wystąpieniu przepis.

– Tego by się oczywiście nie zrobiło w danej sprawie, bo TK działa w granicach zaskarżenia. Ale można sobie konsekwentnie wyobrazić, że przy zaskarżeniu kolejnego przepisu tej ustawy podmiot wnoszący skargę, pytanie prawne czy wniosek do TK mógłby się powołać na to, że trybunał już wcześniej stwierdził niekonstytucyjność trybu uchwalenia ustawy – zauważa prof. Biernat.©℗

ikona lupy />
Praca TK w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe