Kontrowersje wzbudza nie tylko sama instytucja przepadku pojazdów pijanych kierowców, lecz także sposób, w jaki auta te mają być sprzedawane.

Już od czwartku pijanym kierowcom będzie grozić konfiskata pojazdu. Auto – lub jego równowartość (gdy samochód nie stanowi wyłącznej własności sprawcy) – stracą prowadzący, u których stężenie alkoholu we krwi wyniesie 1,5 promila. To samo będzie grozić po przekroczeniu 0,5 promila w przypadku wcześniejszego skazania za jazdę w stanie nietrzeźwości (wykroczenia się liczą), jeśli wyrok nie uległ zatarciu.

Kierowca straci pojazd od razu, a nie dopiero po wydaniu decyzji przez sąd. Zgodnie bowiem z art. 295 par. 1a kodeksu karnego w razie popełnienia przestępstwa, za które orzeka się przepadek, policja dokonuje tymczasowego zajęcia pojazdu prowadzonego przez sprawcę w czasie popełnienia tego przestępstwa. Przejęcie na własność przez Skarb Państwa nastąpi w chwili uprawomocnienia się wyroku skazującego, w którym sąd orzeknie obok innych sankcji także przepadek.

Oczywiście nie sposób przewidzieć, jak wielka będzie skala stosowanych przepadków. Chociaż sytuacji, w których kierowca prowadzi pojazd czy powoduje wypadek w stanie tak znacznego upojenia, że stężenie alkoholu przekracza 1,5 promila, na szczęście nie jest tak wiele, to każdego roku sądy skazują od 6 tys. do 9 tys. recydywistów (patrz: infografika). Nawet jeśli na część kierowców jeżdżących na podwójnym gazie otrzeźwiająco podziała sama groźba utraty pojazdu, to nie ma co się oszukiwać, że przypadków konfiskaty będzie mało. Warto zaznaczyć, że nowe przepisy będą stosowane tylko do czynów popełnionych po 14 marca, więc nie będą one miały zastosowania do spraw będących w toku.

Co dalej ze skonfiskowanymi autami? Docelowo będą one trafiać na licytacje przeprowadzane w trybie ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 2505 ze zm.). W tym przypadku organem egzekucyjnym będzie dyrektor danego urzędu skarbowego. Zgodnie z przepisami podczas pierwszej licytacji ceną wywoławczą jest 75 proc. szacunkowej wartości pojazdu. Jeśli nie znajdzie się żaden chętny, wówczas podczas drugiej licytacji ceną wywoławczą jest 50 proc. wartości oszacowania.

Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnim czasie ceny pojazdów (nie tylko nowych, ale i używanych) znacząco wzrosły, to kupno auta czy motocykla skonfiskowanego pijanemu kierowcy może być nie lada gratką. Szkopuł w tym, że najpierw trzeba się będzie o takiej możliwości dowiedzieć.

Ogłoszenie w gablotce

W odróżnieniu bowiem od aukcji komorniczych przeprowadzanych w ramach egzekucji sądowych (prowadzonych w internecie) licytacje administracyjne są przeprowadzane w dość archaiczny sposób. Zgodnie z art. 105a par. 3 u.o.p.e.a. dyrektor urzędu skarbowego najpóźniej na trzy dni przed dniem licytacji umieszcza obwieszczenie o niej w miejscu, w którym ma się ona odbyć, na tablicy ogłoszeń w urzędzie „i w innych miejscach, gdzie umieszczenie takiego obwieszczenia uzna za celowe”. Oprócz tego ogłoszenie musi się ukazać w Biuletynie Informacji Publicznej. A to rodzi ryzyko, że jeśli przedmiotem licytacji będzie atrakcyjne auto, to o możliwości jego nabycia dowiedzą się tylko znajomi królika.

Choć przepisy przewidują możliwość zamieszczania ogłoszenia w prasie, to nie określają żadnych kryteriów, kiedy z niej należy skorzystać. Artykuł 105a par. 5 u.o.p.e.a. mówi jedynie o tym, że organ egzekucyjny może zarządzić ogłoszenie o licytacji w prasie lub w inny sposób, „jeżeli uzna to za celowe”.

– Najpewniej będzie tak, że ogłoszenia w prasie będą zamieszczone, ale tylko w takich przypadkach, gdy na pojazd nie znajdzie się chętny podczas pierwszej licytacji – przewiduje prof. Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego. – Zgodnie z kodeksem karnym wykonawczym zawsze za wykonanie przepadku na rzecz SP odpowiada urząd skarbowy i trudno by z powodu wprowadzenia przepadku pojazdów zmieniać ten tryb. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że jakiś samochód zostanie sprzedany po znajomości, ale przed tym ustawodawca nigdy nie jest w stanie się zabezpieczyć – dodaje prof. Stefański.

Zapytaliśmy Ministerstwo Finansów, czy zamierza wydać jakieś wytyczne dla dyrektorów urzędów skarbowych co do tego, w jakich sytuacjach byłoby wskazane, by przeprowadzając licytacji skonfiskowanego pojazdu, nie poprzestawać na wywieszeniu ogłoszenia w gablotce urzędu. Do zamknięcia tego wydania nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Komornicy mają system

Tymczasem system do licytacji ruchomości (a od niedawna także nieruchomości) od kilku lat istnieje i jest skuteczny. Stworzyła go Krajowa Rada Komornicza. Jej prezes Sławomir Szynalik przyznaje, że nie ma większych przeszkód, by rozbudować ten system tak, by mógł być wykorzystywany do przeprowadzania licytacji nie tylko w ramach egzekucji sądowych, lecz także administracyjnych.

– Jesteśmy otwarci na podjęcie współpracy z Ministerstwem Finansów. Nasze doświadczenia po wdrożeniu systemu e-licytacji pokazują, że liczba uczestników w takich przetargach jest o wiele większa niż w przypadku licytacji stacjonarnych. Krąg potencjalnych nabywców nie jest bowiem ograniczony tylko do osób mieszkających w najbliższej okolicy miejsca, w której jest przeprowadzana licytacja. A to sprawia, że sprzedawane w ten sposób ruchomości osiągają wyższe ceny – mówi Sławomir Szynalik, dodając przy tym, że system do e-licytacji jest transparentny i praktycznie zlikwidował ryzyko zmów przetargowych pomiędzy licytantami.

Do tego niedawno zmieniono przepisy w ten sposób, by aukcja internetowa mogła być przedłużona o pięć minut, gdy przed końcem licytacji zostanie złożona oferta. Przed zmianą przepisów aż w 40 proc. licytacji ostatnia oferta była składana w ostatniej minucie trwania aukcji, a w 7 proc. – w ostatniej sekundzie. W ten sposób pozostali uczestnicy nie mieli szans zaoferować wyższej kwoty. Po zmianach licytacja trwa tak długo, jak długo uczestnicy podbijają stawkę.©℗

ikona lupy />
Tysiące pojazdów do konfiskaty rocznie / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe