Rzecznik dyscyplinarny ad hoc jest powoływany przez Ministra Sprawiedliwości zgodnie z przepisami prawa o ustroju sądów powszechnych i wchodząc do sprawy eliminuje rzeczników sądów powszechnych, zaś sędziom nie wolno wytaczać spraw dyscyplinarnych na podstawie tego, co orzekają.

Takimi konkluzjami zakończyła się w Sądzie Najwyższym sprawadyscyplinarna sędzi Sądu Okręgowego z Krakowa która kwestionowała niezawisłość innego sędziego tegoż sądu, który został powołany przez Prezydenta na podstawie wniosku neo-KRS. Po raz pierwszy w sprawie dotyczącej sędziego sądu powszechnego wystąpił rzecznik dyscyplinarny wyznaczony przez Ministra Sprawiedliwości na podstawie art. 112b prawa o ustroju sądów powszechnych. Był nim sędzia Grzegorz Kasicki, który już na wstępie rozprawy złożył oświadczenie o wycofaniu wniosku o ukaranie obwinionej sędzi.

Statusu nowego rzecznika powołanego do tej sprawy nikt nie kwestionował, zaś skład orzekający SN dopuścił go bez żadnej dyskusji do sprawy. Przewodniczący składu, Prezes Izby Odpowiedzialności Zawodowej Wiesław Kozielewicz wskazał, że możliwość powołania takiego rzecznika przewidują wprost przepisy p.u.s.p. Są one skonstruowane tak, że rzecznik powołany przez ministra do danej sprawy może być do niej wprowadzony na każdym etapie i eliminuje z niej rzeczników dyscyplinarnych sądów powszechnych. Jest to uznaniowa prerogatywa Ministra Sprawiedliwości.

Wycofanie wniosku o ukaranie poparł także obrońca sędzi, Prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Piotr Prusinowski.

Wobec absolutnej zgodności obdywu stron sprawy (obwiniona sędzia nie była obecna na sali sądowej), SN musiał wydać postanowienie o umorzeniu postępowania.

- SN działa tu na podstawie Kodeksu postępowania karnego. Nie ma innego wyjścia. Gdy rzecznik dyscyplinarny który przed odczytaniem wniosku o ukazanie sędziego wycofa go, a obrona tego nie kwestionuje, to sąd nie może kontynuować postępowania. Nie ma bowiem skargi, a sąd nie może tu działać z urzędu – powiedział sędzia Kozielewicz.

W dalszej części SN odniósł się do kwestii samego wniosku o ukaranie dyscyplinarne. I tu zdecydowanie zakwestionował samą możliwość ścigania takich czynów, jakich miała dopuścić się obowiniona sędzia.

- W gruncie rzeczy ten wycofany wniosek o ukaranie był błędem. Rzecznik dyscyplinarnyMinistra Sprawiedliwości naprawił go. A błędny był dlatego, że sędziego nie należy ścigać za interpretację przepisów, za własne orzeczenia. To godzi w samo jądro wymiaru sprawiedliwości, w swobodę orzekania. Wszak sędzia ma stosować prawo zgodnie z własnym sumieniem i według własnej wykładni przepisów. Sędzia nie jest urzędnikiem. Jest funkcjonariuszem „trzeciej władzy”, ma sprawować w sposób niezawisły swą funkcję. Za to nie wolno go obwiniać i ścigać dyscyplinarnie. A w razie błędów sędziego system prawa, procedury przewidują szereg środków odwoławczych: apelacje, zażalenia, kasacje, skargi nadzwyczajne. I tylko w absolutnie wyjątkowych wypadkach, co podkreślił także TSUE i co wynika też z bogatego orzecznictwa, gdy sędzia wyda orzeczenie rażąco sprzeczne z prawem, w dodatku działającumyślnie i w złej wierze, można dopuścić jego odpowiedzialność dyscyplinarną. Zaśkrępowanie wymiaru sprawiedliwości poprzez wytaczanie spraw dyscyplinarnych z powodu treści orzeczeń sędziów jest niedopuszczalne – stwierdził sędzia Kozielewicz.