Nieogłaszanie przez nowego ministra sprawiedliwości kolejnych konkursów na sędziów do sądów powszechnych może zatrzymać proces pogłębiania chaosu w wymiarze sprawiedliwości.

Zarówno wśród polityków, jak i prawników toczą się dyskusje na temat tego, czy można – bez pogwałcenia zasad praworządności – odwołać sędziów wskazanych przez poprzedni Sejm do Krajowej Rady Sądownictwa. Pojawiają się spory co do tego, czy da się to zrobić za pomocą np. uchwały izby niższej. To istotna kwestia, gdyż obecna KRS nadal przeprowadza konkursy do różnych sądów i wskazuje kolejnych kandydatów na sędziów. Tymczasem status takich osób, zdaniem sporej części prawników, ze względu na sposób ich powoływania budzi poważne wątpliwości. Dlatego najważniejsze jest, aby skutecznie ten proces zablokować. Co do tego panuje zgoda zarówno wśród polityków tworzących większość parlamentarną, jak u wielu prawników.

– Każdy sposób, aby wstrzymać proces powoływania kolejnych tzw. neosędziów, jest dobry – mówi Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”.

Sposób Ziobry

Procedura powoływania sędziów jest wieloetapowa. Jednym z jej pierwszych etapów jest ogłoszenie obwieszczenia o wolnym stanowisku sędziowskim w Dzienniku Urzędowym „Monitor Polski”. Kompetencja ta przysługuje ministrowi sprawiedliwości. A to, że można z niej korzystać w dość swobodny sposób, udowodnił już kiedyś pełniący nadal obowiązki ministra sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. W 2016 r. podjął on bowiem decyzję o wstrzymaniu procesu obwieszczania w Monitorze Polskim informacji o wolnych stanowiskach sędziowskich.

ikona lupy />
Nominacje sędziowskie w 2022 r. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

Oficjalnie była ona motywowana przywróceniem do porządku prawnego instytucji asesora sądowego. Resort tłumaczył, że musi zapewnić asesorom miejsca pracy i w tym celu zgromadzić odpowiednią liczbę wolnych stanowisk sędziowskich, aby potem przekształcić je w stanowiska asesorskie. Decyzja ministra spowodowała, że na koniec 2017 r. było zamrożonych już ok. 700 etatów sędziowskich. Konkursy zostały odblokowane dopiero na początku 2018 r., kiedy było już wiadomo, że rozpatrywać je będzie nowa Krajowa Rada Sądownictwa.

– Jeżeli wówczas nie doprowadziło to do załamania się sądownictwa, to nie sądzę, aby teraz miało stać się inaczej – podkreśla sędzia Morawiec. Jak dodaje, wszystko zależy oczywiście od tego, jak długo miałby się ten stan utrzymywać.

– Jeżeli jednak miałoby to trwać od kilku do kilkunastu miesięcy, to uważam, że przy wykorzystaniu instytucji asesora oraz sędziowskich delegacji bylibyśmy w stanie wypełniać braki kadrowe, które z pewnością będą się w tym czasie pojawiać, np. z powodu przechodzenia sędziów w stan spoczynku – uważa Beata Morawiec.

Podobnego zdania jest Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.

– Mamy obecnie wystarczającą liczbę sędziów, aby można było bez uszczerbku dla sprawności sądów wstrzymać kolejne konkursy na np. rok. To da się zrobić – uważa Markiewicz.

Chwilowa proteza

Nasi rozmówcy podkreślają jednak, że tego typu działań w żadnym wypadku nie można traktować jak rozwiązania docelowego.

– Problem KRS należy rozwiązać szybko i skutecznie. A można i trzeba to zrobić, podejmując w Sejmie uchwałę odwołującą sędziowski skład rady – podkreśla prezes Iustitii. Jego zdaniem taka uchwała mogłaby stanowić również uzasadnienie dla podejmowania decyzji o wstrzymaniu konkursów przez przyszłego ministra sprawiedliwości.

To, że ewentualne zawieszenie konkursów do sądów powszechnych mogłoby stanowić jedynie swego rodzaju czasową protezę, podkreślają zarówno politycy, jak i prawnicy, z którymi rozmawiał DGP.

– Takie rozwiązanie można wdrożyć, ale najwyżej na 2–3 miesiące, tak aby doprowadzić dzięki temu do jakiegoś politycznego przesilenia, ale nie utrzymać zawieszenia konkursów przez kolejne dwa lata – mówi DGP jeden z ważnych polityków Lewicy.

O ile wstrzymanie konkursów do sądów powszechnych wydaje się dość łatwym krokiem do wdrożenia, to już w odniesieniu do Naczelnego Sądu Administracyjnego, jak i Sądu Najwyższego nie będzie to takie proste. Wszystko dlatego, że w ich przypadku kompetencja ogłaszania konkursów przysługuje nie MS, a prezydentowi. Jednak część prawników uważa, że wydawanie tego typu obwieszczeń nie stanowi prezydenckiej prerogatywy. A zatem dla swej ważności wymaga podpisu premiera.

Takiego zdania jest m.in. dr Tomasz Zalasiński, współautor opinii w sprawie zgodności z konstytucją obwieszczenia Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o wolnych stanowiskach sędziego w Sądzie Najwyższym wydanego bez kontrasygnaty prezesa Rady Ministrów. Czytamy w niej m.in., że „wydawanie przez Prezydenta aktów urzędowych z pominięciem kontrasygnaty stanowi delikt konstytucyjny, a ogłoszone przez Prezydenta w Monitorze Polskim obwieszczenie o wolnych stanowiskach sędziowskich w Sądzie Najwyższym, które nie zostało podpisane przez Prezesa Rady Ministrów, jest nieważne. Tym samym również nieważny będzie wybór sędziów SN, którzy w odpowiedzi na wspomniane obwieszczenie zgłosili swoje kandydatury”.

Twierdzenia te jednak najwyraźniej nie przekonały głowy państwa, gdyż publikowane ogłoszenia o wolnych stanowiskach w SN nadal nie zawierają podpisu prezesa Rady Ministrów. ©℗

Współpraca Tomasz Żółciak