Odebranie przez obrońcę obwinionego lekarza wezwania na rozprawę dyscyplinarną na sześć dni przed terminem zamiast przepisowych siedmiu nie jest na tyle poważnym naruszeniem procedury, by uwzględnić kasację – tak wynika z postanowienia Sądu Najwyższego.

Początkiem sprawy była skarga, którą złożyła pacjentka dentystki dr K. Lekarka przeprowadziła w sposób nie do końca prawidłowy leczenie protetyczne (założenie dwóch mostów w dolnej szczęce pacjentki), w wyniku czego doszło do komplikacji – pacjentka skarżyła się na poważny dyskomfort i ostatecznie utratę ruchomości w dolnej szczęce. Wymagało to dalszego, uciążliwego leczenia. Ostatecznie pacjentka skierowała do rzecznika odpowiedzialności zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w O. skargę, żądając ukarania lekarki. Sprawa trafiła do sądu lekarskiego, który uznał dentystkę za winną błędu medycznego i wymierzył jej karę upomnienia.

Od tego orzeczenia odwołanie złożył obrońca ukaranej stomatolog i tu zaczęły się problemy, które doprowadziły strony przed oblicze Sądu Najwyższego. Otóż okazało się, że obwiniona i jej adwokat otrzymali zawiadomienie o rozprawie zbyt późno (obowiązujący termin minimalny wynosił siedem dni przez datą rozprawy, zaś zawiadomienie odebrano dzień później), a wniosek o jej odroczenie został oddalony. W efekcie – jak twierdziła obrona – tak adwokat, jak i obwiniona nie stawili się przed sądem i pod ich nieobecność zapadło orzeczenie.

Odwołanie zostało oddalone, wobec czego obrona złożyła kasację do Sądu Najwyższego. Ten jednak również ją oddalił, pomimo że potwierdził naruszenie procedury karnej – faktycznie obrońcy doręczono pismo dzień po terminie wyznaczonym, zgodnie bowiem z art. 353 par. 1 kodeksu postępowania karnego pomiędzy doręczeniem zawiadomienia a terminem rozprawy głównej powinno upłynąć co najmniej siedem dni. Tu obrońca otrzymał stosowne pismo tylko sześć dni przed terminem rozprawy. Tyle że ten fakt nie usprawiedliwiał jego niestawiennictwa przed sądem lekarskim, to samo dotyczyło też obwinionej stomatolog.

– Pismo odebrano po dwukrotnym awizowaniu, z zaledwie jednodniowym opóźnieniem. Uchybienie było więc nieznaczne, choć istotnie miało miejsce. Ale strona była powiadomiona o sprawie i w niczym nie ograniczało to obrony w przedstawieniu swojego stanowiska. Mimo to nie stawiono się na rozprawie. A zatem świadomie strona zrezygnowała ze swego prawa. W orzecznictwie zaś przyjmuje się, że obwiniony, który świadomie, z własnej woli nie korzysta z przewidzianych przepisami prawa form realizacji prawa do obrony, nie może się skutecznie powoływać w środku odwoławczym na naruszenie tego prawa – powiedział sędzia Paweł Wojciechowski.

SN zwrócił też uwagę na wagę naruszeń, podkreślając, że nie każde formalne naruszenie przepisów prawa ma charakter rażący. Zresztą – jak wynika z przepisów procedury karnej – kasacja jest nadzwyczajnym środkiem odwoławczym. W rezultacie nawet stwierdzenie rażącego naruszenia procedury karnej nie jest wystarczające do uwzględnienia kasacji. Poza tym trzeba też wykazać wpływ złamania procedury na treść zaskarżonego kasacją orzeczenia. W tej sprawie – jak podkreślił SN – obrona nie wykazała, że błędy w postępowaniu miały jakikolwiek wpływ na orzeczenia sądów lekarskich.

– Trzeba wskazać, że w II instancji nie przeprowadzono żadnego postępowania dowodowego. Naczelny Sąd Lekarski dysponował jedynie dowodami, które stanowiły podstawę rozstrzygnięcia okręgowego sądu lekarskiego. Te zaś były znane obwinionej i jej obrońcy. Nie doszło więc do wydania orzeczenia na podstawie nowych okoliczności ani dowodów nieznanych obwinionej lub obrońcy. Nie można tu więc mówić o naruszeniu prawa do obrony, co czyni kasację niezasadną – stwierdził w konkluzji sędzia Wojciechowski. ©℗

orzecznictwo