Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji nie widzi potrzeby, aby policjanci pododdziałów zwartych mieli na mundurach numery, które pozwoliłyby na ich identyfikację. Na problemy z rozpoznaniem funkcjonariuszy nadużywających przemocy np. podczas demonstracji zwracał uwagę rzecznik praw obywatelskich.
Z pierwszym wystąpieniem w tej sprawie prof. Marcin Wiącek zwrócił się już w 2020 r. Proponował zmianę rozporządzenia w sprawie umundurowania policjantów. Dzisiaj, występując w pododdziałach zwartych, nie muszą oni mieć na mundurze ani numeru identyfikującego, ani znaków imiennych.
„Może to utrudniać ich identyfikację w przypadku przekraczania przez nich uprawnień służbowych oraz wyciągnięcie konsekwencji karnych i dyscyplinarnych. Jest to istotne zwłaszcza podczas interwencji w czasie zgromadzeń, gdy sytuacja jest dynamiczna, następuje eskalacja napięcia i agresji, a twarze funkcjonariuszy są zasłonięte” – przekonywał RPO. Wystąpienie to zostało zignorowane przez resort spraw wewnętrznych, dlatego zwrócił się do premiera. Dopiero wówczas nadeszła odpowiedź Macieja Wąsika, sekretarza stanu w MSWiA. Negatywna – nie dostrzegł on podstaw do zmiany prawa. Przekonywał, że funkcjonariuszy zawsze można zidentyfikować, za ich działania odpowiada dowódca. To on podejmuje też decyzję o zastosowaniu środków przymusu.
Odpowiedź ta nie usatysfakcjonowała prof. Marcina Wiącka. Kolejne pismo z MSWiA, wysłane po drugim wystąpieniu, nie wnosi do sprawy nic nowego. Resort podtrzymał swe stanowisko o braku potrzeby zmian w sprawie umundurowania funkcjonariuszy. Sugestie, że dowódca może tolerować niewłaściwe zachowanie wśród swych podwładnych, uznał za gołosłowne.
„W opinii MSWiA wobec braku argumentów potwierdzających stawianą tezę, takie założenie jest nieuprawnione” – ocenił Maciej Wąsik. ©℗