"Zarzucanie komuś kłamstwa jest dosyć konsekwentnie uznawane w orzecznictwie dyscyplinarnym za niedopuszczalne" - mówi dr Paweł Skuczyński z Katedry Filozofii Prawa i Nauki o Państwie Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, prezes fundacji Instytut Etyki Prawniczej.

Niedawno opisaliśmy w DGP sprawę radcy prawnego, który w internetowej dyskusji na temat ideologiczny użył ostrych sformułowań pod adresem adwersarza. Czy prawnik powinien unikać takich dysput?

Nie chcę komentować konkretnych słów konkretnego radcy prawnego, ale na pewno od długiego czasu w kodeksach etyki zawodowej oraz orzecznictwie sądów dyscyplinarnych adwokatów i radców prawnych standardem jest, że mogą być oceniane nie tylko wypowiedzi zawodowe na sali rozpraw czy w pismach procesowych, lecz także te wyrażone poza wykonywaniem zawodów, w ramach dyskusji na tematy społeczne czy polityczne. Oczywiście powstaje pytanie, jak ten standard jest ukształtowany w stosunku do obydwu rodzajów wypowiedzi, tych zawodowych i tych pozazawodowych. Na pewno jest jednak tak, że od prawników w publicznych dyskusjach można wymagać czegoś więcej niż od innych obywateli.

Standardy obowiązujące przy sporządzaniu pism procesowych i wymiennie zdań na sali sądowej to te same standardy, które obowiązują prawnika po godzinach?

Na grunt działalności publicznej łatwo można przenieść standardy związane np. z poszanowaniem godności innych osób, nieponiżaniem ich w dyskusji, nieposługiwaniem się inwektywami itd. Takim standardem jest też zakaz grożenia postępowaniem karnym lub dyscyplinarnym. Zapewne dałoby się też przynieść to, co w kodeksach etyki zawodowej określa się jako zasadę prawdomówności. Natomiast o wiele trudniej jest zastosować do dyskusji w mediach tradycyjnych i społecznościowych te standardy, które ujmujemy jako tzw. zasadę rzeczowości, nakazującą, aby dyskusje dotyczyły tylko merytorycznych zagadnień, nie używano w nich argumentów ad personam. Trzeba też pamiętać, że standard etyki zawodowej obejmuje wiele zasad odnoszących się do estetyki dyskusji. Mówię tu o zasadzie umiaru, taktu, oględności, powściągliwości, z którymi bardziej wiążą się kwestie pewnego wyczucia niż jakichś obiektywnych kryteriów oceny wypowiedzi.

ikona lupy />
Dr Paweł Skuczyński Katedra Filozofii Prawa i Nauki o Państwie Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, prezes fundacji Instytut Etyki Prawniczej / nieznane / fot. Materiały prasowe
Czy orzecznictwo sądów dyscyplinarnych wskazuje, co wolno, a czego nie wolno w sferze pozazawodowej?

Jeśli adwokat lub radca prawny bierze udział w dyskusji, wypowiadając się w sposób niewłaściwy, bardzo istotny jest skutek w postaci tego, że zostało naruszane zaufanie do zawodu. Przykłady takich zachowań są związane z wypowiedziami, które uzyskały rozgłos i zostały szeroko odebrane jako niegodne adwokata lub radcy prawnego. Chyba najsłynniejszym przypadkiem ostatnich lat jest wypowiadanie się przez prawnika na temat wypadku komunikacyjnego, który odbył się z jego udziałem i krytykowanie w sposób bardzo niewybredny ofiary tego wypadku. Takich spraw nie jest jednak dużo, więcej postępowań dyscyplinarnych dotyczy sfery zawodowej.

Czy z orzecznictwa w tym zakresie zarysowuje się jakiś drogowskaz co do tego, na ile prawnik może sobie pozwolić?

Przykładowo, za niewłaściwe jako godzące w powagę sądu zostało uznane sformułowanie, że „błędy dyskwalifikują sędziego”. Podobnie oceniono stwierdzenia, że jakieś zachowanie miało charakter „arogancki” lub było „prostackim wybrykiem”. Inny przykład wypowiedzi, która na niwie zawodowej nie powinna paść, to sugestia pod adresem sędziego, że orzeczenie zostało wydane „wbrew prawu, w celu zlekceważenia sobie sprawy, wygrania oportunizmu i poniżenia pełnomocnika”. W innej sytuacji prawnik użył w stosunku do sędzi zwrotu „czego was uczą na tej aplikacji? Kto pani dał nominację? Obrośli w piórka i to się musi zmienić. Pani dostaje pensje z moich podatków i jest pani dla mnie, a nie ja dla pani, ma pani obowiązek tu siedzieć i mnie wysłuchać”. Ta ostatnia wypowiedź została uznana przez sąd dyscyplinarny za przejaw niedopuszczalnej impertynencji i za rażące naruszenie etyki zawodowej.

Zdarzały się wypowiedzi, które w potocznym odczuciu byłyby może akceptowalne, a zostały negatywnie ocenione w orzeczeniach dyscyplinarnych?

Mniej oczywiste sprawy mogą dotyczyć posługiwania się takimi określeniami jak „świadek kłamie”. Zarzucanie komuś kłamstwa jest dosyć konsekwentnie uznawane w orzecznictwie dyscyplinarnym za niedopuszczalne. To oczywiście nie znaczy, że nie wolno stwierdzić np. „świadek mija się z prawdą” albo „zeznania nie korespondują z innymi dowodami”. Innym takim przykładem jest posługiwanie się określeniem w sprawach przemocowych, a więc ze swojej natury budzących oburzenie i emocje, określeniem „tyran domowy”, „terrorysta”. W orzeczeniu sprzed kilku lat uznano, że stanowi to naruszenie etyki zawodowej – dopóki osoba oskarżona nie została skazana za takie zachowanie, zawodowy prawnik nie powinien używać tego typu określeń. Inna sprawa bardzo podobna to użycie sformułowania „ojciec porwał dziecko” w sytuacji, gdy ojciec miał pełnię praw rodzicielskich, a tylko z perspektywy matki sprawa wyglądała jak porwanie rodzicielskie. To również zostało uznane za naruszenie etyki zawodowej, ponieważ było pewną oceną niezgodną z merytorycznym charakterem sprawy. Przyznam jednak, że niektóre przykłady sprzed dekady lub dwóch dekad mogłyby dziś wzbudzić wątpliwości, bo standardy swobody wypowiedzi oraz tego, jakie wypowiedzi akceptujemy, ewoluują.

Te standardy ulegają chyba obniżeniu. W debacie publicznej określenia takie jak „tyran domowy” czy „porwanie dziecka” są powszechne, a w jeszcze bardziej drastycznych sprawach pojawia się określenie „bestia”.

Samorządy, dostrzegając pewien zwiększony udział adwokatów i radców prawnych w mediach – wówczas jeszcze raczej tradycyjnych – próbowały na to reagować. Mniej więcej dekadę temu w niektórych kodeksach etycznych znalazły się postanowienia dotyczące tego, że prawnik nie powinien przyjmować roli rzecznika swojego klienta, swoje wystąpienia medialne ograniczać do minimum i reagować tylko na zarzuty co do swojego klienta, a w relacjach z mediami powinien zachować te same standardy co w relacjach z sądem. Wydaje się jednak, ze istnieje poważny problem z wyegzekwowaniem tych zasad. Po pierwsze, wiele procesów toczy się nie tylko na sali sądowej, lecz także w przestrzeni publicznej, wystąpienia prawników są nakierowane na publiczne formułowanie stanowiska swojego klienta, nagłaśnianie go i budowanie w ten sposób jego pozycji w sporze. Po drugie, pojawiły się media społecznościowe z ich bardzo konwersacyjnym charakterem, w których toczą się nieustanie intensywne polemiki. Wydaje mi się, że standard, który jeszcze dekadę temu próbowano wprowadzić, dziś właśnie ze względu na przemiany sfery publicznej i nowe media jest nie do utrzymania. Poza tym, jakakolwiek nadmierna próba ingerowania w sferę dyskusji publicznej z udziałem prawników jest jednak ograniczeniem swobody wypowiedzi i nie jest właściwa w demokratycznym państwie.

Czy w ten sposób nie dojdziemy jednak do wniosku, że wszelkie ograniczenia są niewskazane?

Myślę, że chodzi o kwestie wyważenia dwóch wartości – z jednej strony swobodnego udziału w demokratycznej debacie, a z drugiej strony tego, że występując w przestrzeni publicznej, adwokat lub radca współkształtuje wizerunek i zaufanie do zawodu. Niewłaściwym byłoby całkowite podporządkowanie standardów wypowiedzi tylko wizerunkowi zawodu. Bardzo istotnym kryterium byłoby to, czy w takiej dyskusji adwokat lub radca prawny jest postrzegany przez pryzmat swojej profesji. Jeśli wypowiada się o swoim hobby, np. na temat kotów albo wycieczek rowerowych i wejdzie w ostrą politykę na takie tematy, ale w żaden sposób nie jest to kojarzone z jego zawodem, te granice wypowiedzi należałoby ująć szerzej. Jeżeli dyskutuje na tematy prawne i powołuje się na swój autorytet zawodowy, to na pewno powinniśmy zakładać, że swoboda wypowiedzi jest węższa, a standardy – wyższe.

A co w sytuacji, kiedy prawnik jest też politykiem i kandyduje w wyborach? Trudno rozdzielić obie funkcje, bo wyborcy siłą rzeczy oceniają kandydatów także na podstawie ich dorobku zawodowego.

To jest nierozwiązany przez cały czas problem. Przynajmniej w kilku znanych przypadkach działalność polityczna jest prowadzona wprost z powoływaniem się na tytuł zawodowy. Tradycyjna etyka prawnicza opierała się maksymie, że „do polityki toga jest niepotrzebna”, co miało wyrażać zasadę rozdzielania tych dwóch rodzajów działalności. Wydaje mi się, że jest w tym pewna mądrość. Nie byłoby sensowne zakazywanie łączenia obydwu typów działalności, natomiast ich wyraźne rozdzielenie wydaje mi się dobrym standardem.

Standardy wypowiedzi dotyczą też działalności marketingowej. W maju br. samorząd adwokacki uchylił bezwzględny zakaz reklamy, wcześniej zrobił to samorząd radcowski. Nie oznacza to jednak, że przedstawicielom tych profesji wolno wszystko.

Zgadzam się, że wszystkie ograniczenia w zakresie reklamy także mają charakter ograniczający swobodę wypowiedzi. Jednocześnie dzisiejszy marketing usług prawnych polega na tym, że kształtuje się swój wizerunek i reputację poprzez media społecznościowe. W orzecznictwie dyscyplinarnym obydwu zawodów, nawet niezależnie od tego, jak daleko idą ograniczania wynikające z kodeksów etyki, zazwyczaj koncentrowano się na pewnych formach publicznego informowania o wykonywanym zawodzie, wykluczając np. posługiwanie się billboardami, rozdawanie ulotek w sądach lub wkładanie ich do skrzynek pocztowy. Nieustannie powracał też temat posługiwania się linkami sponsorowanymi czy pozycjonowaniem stron kancelarii w wyszukiwarkach. Te orzeczenia nie do końca dotyczą więc problematyki treści wypowiedzi. Na pewno niedopuszczalne jest informowanie o wykonywaniu zawodu w sposób wprowadzający klientów w błąd, powoływanie się na wpływy wśród sędziów, prokuratorów lub innych funkcjonariuszy publicznych, sprawianie wrażenia, że prawnik jest w stanie zobowiązać się do wygrania sprawy, a nie tylko do starannego działania w interesie klienta. Wreszcie, ostrożnie należałoby się posługiwać sformułowaniami ocennymi. Jest jeszcze za wcześnie by ocenić, jak ukształtuje się praktyka orzecznicza po niedawnej nowelizacji kodeksu etyki adwokackiej dotyczącej posługiwania się informacją handlową, ale wydaje mi się, że standardy muszą ulec poszerzeniu. Skoro nowelizacja jest tak duża, to nie może wszystko zostać po staremu, i przyjęcie, że np. posługiwanie się linkami sponsorowanymi nadal jest jednoznacznie niedopuszczalne, co najmniej jeszcze raz będzie musiało być rozważone. ©℗

Rozmawiał Tomasz Ciechoński