Gra czy faktyczny problem? Komentatorzy zastanawiają się nie tylko nad tym, czy jest możliwy kontakt z innymi cywilizacjami, lecz także nad tym, czy jesteśmy na niego przygotowani od strony prawa.

Lipcowe przesłuchanie oficerów wywiadu oraz wojska w Kongresie Stanów Zjednoczonych – dotyczące tajnych kontaktów armii amerykańskiej z UFO – to nie scena z filmu science fiction. Jeśli nie jesteśmy sami, to czy jesteśmy gotowi na kontakt od strony procedur? Czy wiemy w ogóle, co robić, czy też czeka nas chaos? A jeśli to nie jest kwestia kontaktu, to czego właśnie byliśmy świadkami w Kongresie?

Ambasador Bach w kosmosie

Podczas przesłuchania wysokiej rangi oficerowie pod przysięgą głosili rzeczy wprost niesamowite. Ich zdaniem armia amerykańska od lat 30. XX w. miała kontakt z UFO, posiada technologię pozaziemską, a jednocześnie dokonuje prób tzw. inżynierii wstecznej, czyli eksperymentów na przejętych statkach, utajniając wyniki nie tylko przed opinią publiczną, lecz także przed własną administracją. Krąg osób uprawnionych do informacji o technologii Obcych jest bardzo wąski, a sam Kongres dopiero teraz uruchomił procedury kontrolne, zastanawiając się, czy i w jakim stopniu doszło do naruszenia procedur.

W latach 60. astronom Frank Drake zastanawiał się, ile cywilizacji może istnieć w znanym nam Wszechświecie. Stworzone przez niego równanie biorące pod uwagę liczbę gwiazd, planet znajdujących się w tzw. strefie umożliwiającej zaistnienie życia, wskazuje, że mogą ich być tysiące. Skoro tak, to czemu jeszcze żadnej nie odkryliśmy? To tzw. paradoks Fermiego. Istnieje kilka hipotez, dlaczego nie poznaliśmy jeszcze zaawansowanej cywilizacji poza naszą własną, chociaż zgodnie z zasadami matematyki – powinniśmy. Mogą po prostu znajdować się zbyt daleko lub być na niedostępnym dla nas poziomie rozwoju. Możemy też nigdy ich nie spotkać, ponieważ nie są nami zainteresowani, postrzegają nas jako zagrożenie albo wszystkie już wymarły.

Stany Zjednoczone – i nie tylko one – już od dekad prowadziły badania w rodzaju SETI. Przeszukiwanie nieba za pomocą ogromnych radioteleskopów trwa od dawna. Jak do tej pory tylko raz przyniosło rezultat, którego do dzisiaj nie jesteśmy w stanie wyjaśnić – odkryty w latach 70. sygnał nazwany przez ekspertów „wow”. Sami też próbujemy przyciągnąć uwagę, wysyłając np. sondy badawcze. Na pokładzie wystrzelonych ponad pół wieku temu sond Voyager 1 i Voyager 2 znajdują się instrukcje, jak dotrzeć do Ziemi, oraz przykłady dzieł stworzonych przez człowieka – m.in. fragment II koncertu brandenburgskiego Jana Sebastiana Bacha – oraz pozdrowienia w kilkudziesięciu językach.

Jeśli Bach zostanie kiedyś usłyszany przez Obcych, a mapa odczytana i wykorzystana, to co wtedy? O ile fani fantastyki będą zachwyceni możliwością spotkania, o tyle dla prawników oraz ustrojodawców rozpocznie się prawdziwy koszmar nie z tego świata.

Czego nie mówić prezydentowi?

Temat zahacza o przynajmniej kilka obszarów prawnych oraz administracyjnych – od ustawy o ochronie informacji niejawnych oraz przepisów pokrewnych po kodeksy karny i postępowania karnego (fałszywe zeznania, niedopełnienie obowiązków czy przekroczenie uprawnień).

– Co do zasady lądowanie obcych nie może być całkiem wykluczone w futures studies. Traktuje się jako zdarzenie typu „niskie prawdopodobieństwo – masowe skutki” i wymienia w jednym rzędzie z zagrożeniami egzystencjalnymi – tłumaczy dr Tomasz Gajewski, analityk z Fundacji Po.Int, wicedyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych UJK w Kielcach. – Za kłamstwo, nawet w przesłuchaniu bez przysięgi, można iść do więzienia. Rozpoznane przypadki okłamywania przedstawicieli każdej z władz oczywiście były. Nierozpoznanych pewnie było jeszcze więcej. Sztandarowym przykładem jest śledztwo w sprawie Iran-Contras, w którym kłamali adm. Poindexter, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Reagana i sekretarz obrony Caspar Weinberger. Poindexter został nawet skazany na karę pozbawienia wolności (potem zmieniony w apelacji). Oliver North w sprawie Iran-Contra „wprowadzał w błąd” Kongres. Podobnie jak były dyrektor CIA, gen. Michael Hayden, kiedy zeznawał w sprawie tortur stosowanych przez agencję wobec domniemanych terrorystów. To może być klucz: wprowadzanie w błąd (misleading) może być jednak uznane za coś innego niż kłamstwo czy krzywoprzysiętwo (perjury) i jakoś bronione. W przypadku USA styk egzekutywy i legislatywy w obszarze bezpieczeństwa narodowego to „strefa półmroku” (za konstytucjonalistą Louisem Henkinem). Niektóre rzeczy są tak tajne i tak bardzo związane z bezpieczeństwem narodowym, że się o nich nie mówi. Jest zasada „need to know” i być może nawet prezydent nie wie wszystkiego (choćby po to, by chronić urząd). A ewentualne UFO, prawdziwe, chińskie czy rosyjskie, jest najpoważniejszą kwestią bezpieczeństwa narodowego, jaką można sobie wyobrazić.

– W USA jest złożony system różnych poziomów dostępu, są klauzule, są wspomniane zasady „need to know” itp. Coś takiego musiałoby mieć absolutnie najwyższą klauzulę poziomu top secret czy natowskiego COSMIC top secret. To skomplikowana konstrukcja i Amerykanie zastanawiają się nad tym, czy nie za wielu ludzi ma „jakiś dostęp” do tajemnic. Na przykład do dokumentów, bo przecież coś takiego jak kontakt z UFO musi pozostawić ślad w papierach, raportach, meldunkach – wyjaśnia ekspert. – Dokumenty mące status „ściśle tajne” mogą być dalej klasyfikowane w zależności od konkretnych obszarów, których dotyczą, np. Special Access Program lub Sensitive Compartmented Information (SCI). O tej ostatniej było głośno przy aferze z dokumentami w rezydencji Trumpa. SCI to dokumenty, do których dostęp jest możliwy wyłącznie w specjalnych placówkach rządowych. Są one podzielone na systemy kontroli, które z kolei dzielą się na grupy i podgrupy. Częściowo jawny dokument amerykańskiej Wspólnoty Wywiadowczej, który można sobie ściągnąć z sieci (Intelligence Community Authorized Classification and Control Markings. Register and Manual) wymienia m.in. Special Intelligence (m.in. przechwycona komunikacja), HUMINT Control System, KLONDIKE (wywiad satelitarny) czy RESERVE (dokumenty Narodowego Biura Rozpoznania), TALENT KEYHOLE (rozpoznanie obrazowe – IMINT), STELLARWIND (przechwytywanie komunikacji). Tego jest cała masa. A tak wielka konspiracja musi zostawiać wielkie ślady – tłumaczy doktor Gajewski.

W Polsce istnieją cztery rodzaje informacji niejawnych – zastrzeżone, poufne, tajne oraz ściśle tajne, do których uzyskuje się dostęp po uzyskaniu poświadczenia bezpieczeństwa uzyskanego po przejściu procedur sprawdzających. Parlament także ma narzędzia kontrolne w postaci komisji ds. służb specjalnych oraz sejmowej komisji śledczej. Takie przesłuchanie w Polsce mogłoby się odbyć w formie zamkniętej, zgodnie z regulaminem Sejmu, natomiast dostęp do informacji reguluje ustawa o ochronie informacji niejawnych.

W naszym hipotetycznym scenariuszu w zakresie dostępu do informacji dotyczących MON współdziałać musiałyby ABW oraz SKW, zwłaszcza że szef tej pierwszej w myśl ustawy pełni rolę tzw. krajowej władzy bezpieczeństwa. Można sobie wyobrazić, że gdyby na przykład na plaży w Gdańsku rozbił się statek Obcych, zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnych zostałby on objęty procedurami z zakresu „ściśle tajne” lub natowskim odpowiednikiem. W końcu ujawnienie statku spełniłoby przesłankę „osłabienia gotowości obronnej Rzeczypospolitej Polskiej”.

W latach 80. jeden z wojskowych, płk Ryszard Grundman, gromadził z własnej inicjatywy zeznania pilotów o obserwacjach niezidentyfikowanych obiektów latających. Niestety parę lat temu pułkownik zmarł, a jego teczka zaginęła przed wielu laty.

Prawo milczy

– Międzynarodowe prawo kosmiczne nie ma żadnych procedur na wypadek kontaktu z obcymi. Mimo że zgodnie z Traktatem o Przestrzeni Kosmicznej z 1967 r. astronauci mają status emisariuszy ludzkości, nie istnieje żaden przepis prawa powszechnego regulujący zachowania wobec takich zdarzeń. Można co najwyżej stosować zalecenia protokołu SETI, tj. ograniczyć dostęp do częstotliwości lub środków kontaktu i zapewnić, by korzystały z niego tylko powołane osoby i instytucje wyznaczone ad hoc do przeprowadzenia komunikacji – wyjaśnia Kamil Muzyka, prawnik i członek Polskiego Towarzystwa Astrobiologicznego. – Polska natomiast nie ma opracowanych żadnych tego typu procedur. Spadnięcie obiektu kosmicznego będzie badane przez saperów oraz odpowiednie instytucje związane z prawem lotniczym. Nie mamy obecnie procedur dotyczących nawet szczątków pojazdów kosmicznych ludzkiego pochodzenia.

Tak więc w Polsce procedury tworzono by ad hoc. Zapewne zebrałaby się Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Prawnik zastrzega jednak, że nie jest to tylko polska specyfika. Po prostu przez lata temat kontaktu był lekceważony na poziomie legislacyjnym.

Prawda jest gdzieś daleko

Zdaniem ekspertów najrozsądniejsze wyjaśnienie ostatnich ruchów w USA to gra operacyjna prowadzona przez amerykańskie służby specjalne, której ostatecznego celu jednak nie znamy.

– Jeśli jest to gra, to celem są Chiny, w mniejszym stopniu Rosja. Przyjmując najprostszy jej wariant, Amerykanie komunikują, że są w posiadaniu technologii, bliżej niesprecyzowanych materiałów biologicznych i już działają nad „reverse engineering”. Oficjalnie komunikaty Pentagonu, instytucji ze Wspólnoty Wywiadowczej, zaprzeczają, ale w Kongresie pojawiają się byli oficerowie lotnictwa i człowiek, który służył nie w jednej, ale w dwóch agencjach odpowiadających za rozpoznanie satelitarne – NRO i NGA. Czy możemy sobie wyobrazić kogoś bardziej wiarygodnego niż piloci wojskowi i oficer, który pracował w obszarze IMINT, MASINT, GEOINT i nie wiadomo czym jeszcze? Chińczycy (i Rosjanie) dostają sygnał, że coś jest na rzeczy. Amerykanie mogą dysponować sprzętem, który dosłownie przekracza wszelkie wyobrażenia – wyjaśnia dr Gajewski i dodaje. – W przypadku prowadzenia przez USA opisanej wyżej gry musimy założyć, że Amerykanie doskonale wiedzą, że nie tylko mogą tym zagrać, ale mogą także trafić. I jeśli tak właśnie robią, to nie będziemy mieli pojęcia, co w tak skonfigurowanej narracji o UFO/UAP (która jako taka jest „środkiem przenoszenia”) jest „informacyjną głowicą bojową”.

Z doktorem Gajewskim zgadza się Kamil Muzyka. – Prawdopodobnie kosmici są tylko po to, by ściągnąć uwagę mediów. Najgorsze jest jednak to, że o ile wypowiedzi dotyczące wrogich UFO posiadających zdolność oszukiwania sensorów w taki sposób, że wyglądają na nich jak coś większego lub przemieszczają się w niemożliwy fizycznie sposób, a zostały wykryte w przestrzeni powietrznej USA, nie podbudowuje zaufania do systemów obronnych, o tyle rewelacje, że państwo oszukuje ludzi i ukrywa przed nimi kosmitów będą jeszcze bardziej podkopywać zaufanie do władzy. Nie mówiąc już o tym, że może podkopywać zaufanie u partnerów międzynarodowych.

Informacyjna wojna trwa zatem w najlepsze. Doktor Gajewski nie zdziwiłby się, gdyby po ewentualnych wygranych wyborach Donald Trump ogłosił na Twitterze, że USA mają technologię Obcych, choć nawet w jego przypadku to mało prawdopodobne. ©℗