- Sądy pokoju w kształcie przewidzianym w projekcie przypominają nieudany eksperyment z 2001 r. – sądy grodzkie, które niczego nie usprawniły - mówi Tomasz Szafrański, dyrektor Biura Prezydialnego Prokuratury Krajowej.
Przyznam, że akurat pilotaż wydawał mi się rozwiązaniem bardzo dobrym i nienaruszającym żadnych zasad, które należy uwzględniać przy wdrażaniu prawa. Zastosowano go w praktyce choćby przy wprowadzaniu systemu dozoru elektronicznego. Przypominam to dlatego, że Sąd Najwyższy podnosił w uwagach, iż pilotażowe wdrożenie sądów pokoju mogłoby się spotkać z zarzutem naruszenia zasady prawa do sądu czy równego traktowania.
I to zasadnicze. Projekt niewątpliwie wchodzi w kolizję z przepisami konstytucji. Przede wszystkim z art. 182, który mówi o udziale czynnika społecznego w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, a nie o sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości przez ten czynnik. No i oczywiście z art. 179, który stanowi, że sędziowie są powoływani na czas nieoznaczony. Skoro o obsadzeniu urzędu sędziego pokoju mają decydować wyborcy, najpierw w drodze konsensusu sił politycznych należałoby zmienić konstytucję. Wtedy można by ukształtować procedurę objęcia tego urzędu prawidłowo, bez kompromisów, które są widoczne w projekcie prezydenckim, choćby dotyczących roli KRS w praktyce ograniczonej do weryfikacji dokumentów.
Niełatwo mówić o apolityczności sędziów w obecnych czasach, bo jak widać, żaden system nie gwarantuje tego ideału. Natomiast jeżeli decydujemy się na sądy pokoju, to musimy pogodzić się z tym, że taki jest właśnie sposób obsady tych stanowisk. W systemie anglosaskim – bo sądy pokoju działają skutecznie w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Australii czy Nowej Zelandii – bywa podnoszony zarzut dotyczący powiązań osób wybieranych na sędziów pokoju. Ale trzeba pamiętać, że takie cechy jak rozpoznawalność czy zaufanie społeczne, wcześniejsze udzielanie się na rzecz dobra wspólnego, a nawet znajomość poglądów konkretnego kandydata nie tylko nie przeszkadzają w wyborze, lecz są wręcz elementem wiedzy koniecznej do podjęcia trafnej decyzji przez wyborców. U nas mamy ustawowy wymóg apolityczności. Ryzyko polega nie na tym, że sędziowie pokoju mają być wybierani, tylko na tym, że ma to się odbywać na zasadach i według procedury określonej w projekcie. Może się okazać, że kandydatami będą osoby nierozpoznawalne lokalnie, bo ku mojemu zaskoczeniu wprowadzono wymóg, że sędziami pokoju będą mogły być tylko osoby posiadające wykształcenie prawnicze. To wykształcenie i niewielkie doświadczenie zawodowe często będzie jedynymi atutami kandydatów. Tymczasem powinien się liczyć szacunek społeczny, zaufanie, uczciwość i charakter takiej osoby, jej autorytet. Nie powinno być wymogu wykształcenia prawniczego. Niech społeczność lokalna decyduje, czy chce dwudziestokilkulatka po studia prawniczych, który startuje, bo nie dostał się na żadną z aplikacji, czy woli np. byłego sołtysa, urzędnika, nauczyciela, a być może rolnika czy przedsiębiorcę, który ma inne wykształcenie, ale jest znany jako uczciwy, obiektywny, działający dla dobra wspólnego obywatel.
I to kolejna wada projektu. Jeżeli rzeczywiście chcielibyśmy włączyć do naszego porządku prawnego sądy pokoju, powinny one stosować inną, uproszczoną procedurę. Taka specjalna procedura, z ograniczeniem formalizmów procesowych, była przewidziana w projekcie przedstawionym przez Ministra Sprawiedliwości. Celowe byłoby ponadto dopuszczenie elementu orzekania na zasadach słuszności, gdzie nie sam przepis i jego kategoryczna wykładnia stanowi podstawę rozstrzygnięcia, liczy się także interpretacja, która zapewni sprawiedliwe rozstrzygnięcie przy uwzględnieniu bagażu doświadczenia i wiedzy życiowej sędziego. Tak właśnie orzekają sędziowie pokoju w krajach anglosaskich. Waga doświadczenia życiowego sędziego powoduje, że w tamtych systemach cenzus wiekowy sędziów pokoju jest zazwyczaj wysoki.
Kandydaci w tak młodym wieku nie będą dla wyborców rozpoznawalni, ale w przeciwieństwie do osób szanowanych w środowisku lokalnym, które mogłyby być zainteresowane pełnieniem urzędu sędziego pokoju, będą spełniać wymóg wykształcenia prawniczego i krótkiego okresu praktyki na stanowisku związanym ze stosowaniem prawa, np. w charakterze referenta prawnego. Przy całym szacunku do osób pracujących na takich stanowiskach, trzyletnia praktyka tego rodzaju nie stanowi szczególnego atutu ani nie pozwala zebrać dostatecznego doświadczenia, aby dobrze pełnić urząd sędziego pokoju.
Nie uważam, że taka kadencja jest krótka. Błędem natomiast, chyba największym prezydenckiego projektu, jest to, że sędzia pokoju będzie mógł sprawować swój mandat tylko przez jedną kadencję. To zaprzeczenie istoty tej instytucji, która polega na możliwości weryfikowania przez społeczność lokalną pracy sędziego pokoju. Po upływie kadencji wyborcy powinni mieć możliwości oceny, czy osoba, której powierzono urząd sędziego pokoju, rozstrzyga sprawy słusznie i obiektywnie, czy nadal cieszy się zaufaniem społecznym, czy jest wolna od podejrzeń korupcyjnych itd. I prawo decyzji, czy chcą jej powierzyć pełnienie tego urzędu na kolejne lata. Zaproponowano rozwiązanie irracjonalne. To tak, jakby właściciel warsztatu samochodowego zatrudniał żółtodzioba, przez pięć lat przyuczał go do zawodu, aż ten stałby się dobrym fachowcem, po czym musiał go zwolnić, by zatrudnić następnego... Czy instytucja sędziego pokoju ma służyć temu, by młodzi, niedoświadczeni prawnicy mieli pracę i możliwość zdobywania zawodowych doświadczeń czy gwarantować, że społeczność lokalna będzie mieć realny wpływ na funkcjonowanie sądów pokoju, także w ten sposób, że może powierzać sprawowanie tego urzędu na kolejne kadencje tym sędziom pokoju, którzy cieszą się autorytetem, dobrze rozstrzygają spory. W systemach prawnych, z których wywodzą się sądy pokoju, niektóre osoby piastują ten urząd przez kilkanaście lat, a nawet dłużej. Tyle że tam, inaczej niż w projekcie, nie jest to działalność zarobkowa.
Sędziowie dostają diety ewentualnie powiększane o dodatki związane z intensywnością orzekania, a w projekcie proponuje się wprowadzenie stałego wynagrodzenia na poziomie 80 proc. wynagrodzenia sędziego sądu powszechnego. Czyli zamiast diet i dodatków, których wysokość byłaby adekwatna do nakładu pracy, bo np. uzależniona od liczby dni rozprawowych w miesiącu, proponuje się rozwiązanie, które jest niezwykle kosztowne. Jeśli jeden sędzia pokoju ma przypadać na nie więcej niż 10 tys. mieszkańców, to do ponad 10 tys. sędziów sądów powszechnych doliczmy 3,8 tys. sędziów pokoju, z których każdy będzie zarabiał niemal tyle, co sędzia sądu rejonowego, mając znacznie mniejszą kognicję. Jest jeszcze jedna ważna kwestia, związana z brakiem możliwości uzyskania przez sędziego pokoju prolongaty swojego mandatu.
Z uwagi na ludzką mentalność, pomijając przypadki osób o szczególnie wysokiej etyce, sędzia pokoju może nie być szczególnie zainteresowany rzetelnym wykonywaniem obowiązków, bo niezależnie od tego, czy będzie świetnym, aktywnym, sumiennym sędzią, czy nie, i tak ma zagwarantowane zatrudnienie do końca kadencji, a jako sędzia pokoju nie może uzyskać nic więcej. Projekt natomiast przewiduje dla osób, które pełniły urząd sędziego pokoju, możliwość przystąpienia do egzaminu adwokackiego, radcowskiego lub notarialnego bez obowiązku odbywania aplikacji. Czyli osoby, które nie zdołały dostać się na aplikację, będą miały doskonałą okazję obejść wymóg jej odbycia. Powstanie więc system dochodzenia przez takie osoby do zawodu prawniczego poprzez pełnienie przez kilka lat obowiązków sędziego pokoju, nie z przekonania, ale dla uzyskania takiej właśnie korzyści.
Trudno to ocenić. Sądy pokoju budziłyby duże zaufanie społeczne, gdyby ludzie mogli wybrać do nich osoby, które znają od lat i które cieszą się lokalnym autorytetem. Wadą projektu jest również to, że wybory sędziów pokoju mają być przeprowadzane odrębnie od innych wyborów powszechnych, co będzie oznaczać nie tylko kolejne koszty, lecz także ryzyko minimalnej frekwencji. Skutkiem będzie podważanie ich faktycznej legitymizacji, z odwołaniem się do nikłego poparcia społecznego udzielonego wybranym sędziom, a zarazem łatwość wypromowania dowolnej osoby i doprowadzenia do jej wyboru na urząd sędziego pokoju przez lokalne grupy interesów, i jego faktycznego od nich uzależnienia, wpływającego na to, jak będzie wykonywał obowiązki sędziego pokoju. Sądy pokoju w kształcie przewidzianym w projekcie przypominają zupełnie nieudany eksperyment w postaci sądów grodzkich, wprowadzonych w 2001 r. i zniesionych 10 lat później. Jakie wielkie były nadzieje z nimi związane, jak to niby miało usprawnić osądzanie sprawców wykroczeń i drobnych spraw karnych! I mimo że orzekali tam niejednokrotnie dobrzy sędziowie, niczego nie usprawniono, a sądy grodzkie były uważane za sądy drugiej kategorii, swoiste kolegia do spraw wykroczeń bis. Projekt przewiduje tak naprawdę wprowadzenie sądów grodzkich bis, jedynie z inaczej ukształtowanym sposobem obsadzania stanowisk sędziowskich.
Jestem wielkim zwolennikiem sądów pokoju w ich rzeczywistej postaci. Po pierwsze, zapewniają demokratyzację wymiaru sprawiedliwości poprzez udział społeczeństwa w procesie wyłaniania sędziów i związaną z tym odpowiedzialność. Po drugie, dzięki stosowaniu uproszczonej procedury zapewniają szybsze rozstrzyganie spraw i odciążenie sądów powszechnych. W projekcie prezydenckim nie sposób dostrzec istotnych uproszczeń, są natomiast kuriozalne rozwiązania, taki jak zakaz przeprowadzenia przez sąd pokoju dowodu z opinii biegłego. Potrzeba taka będzie powodowała, że sędzia pokoju będzie musiał przekazać sprawę do sądu rejonowego. Sprawca, np. obwiniony w sprawie o wykroczenie, chcąc doprowadzić do przedawnienia, na rozprawie przed sądem pokoju stwierdzi, że leczył się psychiatrycznie w przeszłości, w związku z czym konieczna będzie opinia biegłego. Jeśli sędzia pokoju dostrzeże taką potrzebę, to będzie musiał przekazać sprawę do sądu rejonowego. Jeśli poprowadzi sprawę bez tej opinii, sąd rejonowy uchyli wyrok. Efekt będzie taki, że upłynie termin przedawnienia karalności wykroczenia i sprawę trzeba będzie umorzyć. Nie sposób zrozumieć, dlaczego autorzy projektu przyjęli, że strony sędziowie w pokoju są w stanie prawidłowo rozstrzygać nawet sprawy o całkiem poważne przestępstwa, a z drugiej – że nie są w stanie dokonać oceny dowodu z opinii biegłego. ©℗
Sądy pokoju budziłyby zaufanie społeczne, gdyby ludzie mogli wybrać do nich osoby, które znają od lat i które cieszą się lokalnym autorytetem