Sport rządzi się swoimi prawami. Może się okazać, że decyzja o dopuszczeniu zawodników z Rosji i Białorusi do igrzysk będzie nie do podważenia.

Decyzja o umożliwieniu sportowcom z Rosji i Białorusi występowania na igrzyskach olimpijskich w Paryżu pod flagą neutralną wywołała w Ukrainie oburzenie. Napadnięty przez Rosjan kraj uważa, że takie działania Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego to wybielanie agresji

Droga do Lozanny

– Możliwość prawnej odpowiedzi na decyzję o dopuszczeniu pozostaje niewielka – uważają mec. Marta Kopeć oraz Karol Płowiecki, młodszy prawnik z Kancelarii Kopeć Zaborowski. – Jednym ze sposobów na zakwestionowanie decyzji MKOL może być droga arbitrażu w Sądzie Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie (CAS). To tam trafiają skargi w sprawach sportowych powstałe albo na mocy umów dwustronnych między krajami, albo dotyczących spraw stricte olimpijskich.

Podstawą prawną działania tego organu jest karta arbitrażu sportowego. Dokument określa również zasady postępowania w sprawach prowadzonych przez CAS.

Eksperci zgadzają się, że trybunał w Lozannie może być – poza presją polityczną – jedyną skuteczną drogą dochodzenia praw.

– Kognicja CAS w sprawach sportowych jest aktualnie uznawana przez wszystkie najważniejsze federacje sportowe i komitety olimpijskie. Mówi o tym również art. 61 Karty olimpijskiej: „Decyzje MKOl są ostateczne. Spory wynikłe w związku z realizacją lub interpretacją decyzji MKOl mogą być rozwiązywane wyłącznie przez Komitet Wykonawczy MKOl lub w niektórych przypadkach, w drodze arbitrażu przez Sąd Arbitrażowy ds. Sportu (CAS)” – wyjaśniają prawnicy z Kancelarii Kopeć Zaborowski. Problem w tym, że gdyby federacja ukraińska przegrała w Lozannie, to będzie koniec gry.

– Zgodnie z art. S12 ust. 3 lit. C kodeksu CAS misją trybunału jest rozpatrywanie odwołań od decyzji i orzeczeń wydanych przez organy międzynarodowych federacji i krajowych związków sportowych w zakresie, jaki jest przewidywany przez ich statuty, regulaminy bądź porozumienia z tymi organizacjami – tłumaczą prawnicy. – Trybunał rozpoznający odwołanie od decyzji danej federacji sportowej wydaje orzeczenia ostateczne. W praktyce oznacza to tyle, że nie można się od nich odwołać.

– Trybunał ma jurysdykcję nad pierwotnym sporem w przypadkach, gdy istnieje odpowiednia klauzula lub umowa arbitrażowa lub gdy statut organizacji sportowej przewiduje odwołanie do CAS, co często ma miejsce. Sąd ten jest uznawany przez MKOl, FIFA, UEFA, Światową Agencję Antydopingową, Federację Piłki Nożnej Ukrainy i wiele innych organizacji. Orzeczenia arbitrażowe CAS są wiążące na mocy konwencji nowojorskiej (Konwencji o uznawaniu i wykonywaniu zagranicznych orzeczeń arbitrażowych sporządzonej w Nowym Jorku 10 czerwca 1958 r. – red.), którą podpisało ok. 159 państw. W krajach, w których konwencja nie jest prawnie wiążąca, zastosowanie ma międzynarodowe prawo prywatne. Jednocześnie władze sportowe są zobowiązane do przestrzegania orzeczeń CAS lub monitorowania ich wykonania przez swoich członków nawet bez odwoływania się do konwencji nowojorskiej – mówi mec. Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii Warszawa, radca prawny i wspólnik w LSW Bieńkowski, Laskowski, Leśnodorski, Melzacki i Wspólnicy.

Zarówno ukraińskie organizacje sportowe, jak i sami sportowcy muszą się bardzo uważnie zastanowić się nad ewentualnymi konsekwencjami prawnych batalii oraz nieprzestrzegania zasad olimpijskich. Ci drudzy, jeśli odmówią gry z Rosjanami albo np. podania im ręki, mogą się liczyć z poważnymi kłopotami.

– W przypadku naruszenia przepisów MKOl lub innych organizacji uczestnicy mogą zostać zdyskwalifikowani lub wykluczeni z igrzysk. Decyzję w tej sprawie podejmuje indywidualnie komitet wykonawczy danej organizacji, w zależności od wszystkich okoliczności sprawy. Co do zasady w sytuacji, gdy sportowiec odmawia gry przeciwko innemu sportowcowi uczestniczącemu w igrzyskach, może to zostać uznane za porażkę techniczną – wyjaśnia mec. Bogusław Leśnodorski.

Da się zakazać?

Może się okazać, że nie da się całkowicie wykluczyć udziału sportowców z Rosji czy Białorusi w zawodach na terenie UE ani zakazać sportowcom z Unii występów w tych dwóch krajach. Na przykładzie klubów piłkarskich eksperci wyjaśniają, że batalia Ukrainy oraz jej sojuszników może być piekielnie trudna.

– Jeżeli chodzi zaś o możliwość prawnego zablokowania występów piłkarzy z Rosji w państwach UE, to zagadnienie jest jeszcze bardziej skomplikowane niż w przypadku igrzysk. W wielu ligach na terenie Wspólnoty obowiązuje limit zawodników zgłoszonych do rozgrywek a pochodzących spoza UE. Bezpośrednie wprowadzenie ograniczeń wyłącznie w stosunku do Białorusinów czy Rosjan może być trudne, a nawet niemożliwie, a jest to wynikiem unijnego prawa zabraniającego dyskryminacji jedynie na podstawie obywatelstwa – ostrzegają prawnicy z Kancelarii Kopeć Zaborowski. – Nie ma wątpliwości, że kwestia zakazu udziału rosyjskich sportowców w rozgrywkach sportowych na terenie UE jest mocno zintegrowana z tematem prawa UE. Przede wszystkim należy tu wspomnieć o sankcjach, jakie od 2014 r. nakładane są na Rosję i samych Rosjan. Unijne przepisy sankcyjne nie odnoszą się explicite do sportowców, ale pośród wielu restrykcji można w nich odnaleźć np. wyłączenie przywilejów wizowych dla obywateli Rosji, których obowiązują w związku z tym ogólne przepisy kodeksu wizowego. Daje to państwom dużą władzę dyskrecjonalną w zakresie wydawania wiz, a tym samym możliwość wpływania na obecność sportowców ze Wschodu na imprezach sportowych odbywających się na ich terytorium. Kolejnym instrumentem, którym dysponują państwa członkowskie, jest możliwość zaostrzenia przepisów o pozwoleniach na pracę dla obywateli państw agresorów, co również może utrudnić rosyjskim sportowcom np. transfery do europejskich klubów.

Eksperci zwracają uwagę, że problematyczne może być ograniczenie praw tym zawodnikom, którzy już legalnie znajdują się na terenie Unii.

– W odniesieniu do takich osób wprowadzenie omawianego zakazu mogłoby stanowić istotne naruszenie Karty praw podstawowych i unijnego prawodawstwa antydyskryminacyjnego – tłumaczą Kopeć i Płowiecki. – Osoby takie wcześniej legalnie pozyskały przecież pozwolenia na pobyt stały czy np. wizy pracownicze, stąd nagłe pozbawienie możliwości wykonywania zawodu wyczerpywałoby znamiona dyskryminacji ze względu na narodowość. W sytuacji gdy Rosjanie lub Białorusini zostaliby pozbawieni tego prawa jedynie z racji swojego pochodzenia, mogliby z pewnością dochodzić swoich praw przed europejskimi sądami – wyjaśniają.

Dywizje przed telewizorami

Skąd w ogóle bierze się tak ogromna siła międzynarodowych organizacji sportowych? Zarówno Międzynarodowy Komitet Olimpijski, jak i organizacje piłkarskie organizujące wielkie imprezy sportowe zarządzają ogromnymi budżetami, a jednocześnie posiadają władzę nad tysiącami dusz. W starciu z MKOl, FIFA czy UEFA może się okazać, że Ukraińcy trafili na przeciwnika w postaci… dywizji widzów oczekujących na transmisje zawodów.

Zdaniem Polskiego Instytutu Ekonomicznego tylko rodzima branża sportowa jest warta ponad 10 mld zł. Według globalnych szacunków dokonanych w 2018 r. wartość światowego rynku sportu wynosi prawie 0,5 bln dol.! Tylko UEFA zarobiła w pandemicznym sezonie 2020/2021 prawie 6 mld dol.

Czy potęgę organizacji sportowych da się ograniczyć chociażby sankcjami, w ramach nacisku? Mecenasi Kopeć uważa, że będzie to trudne, bo brakuje mechanizmów, które wprowadzałyby sankcje na podmioty zaangażowane w sponsoring sportowy czy w ogóle w sport.

Mecenas Leśnodorski dodaje, że warto próbować po prostu organizować naciski polityczne. Prawnik zwraca jednak uwagę, że przynajmniej w teorii Międzynarodowy Komitet Olimpijski, UEFA czy FIFA to organizacje politycznie neutralne. – Wywieranie presji na podejmowanie przez nie decyzje jest możliwe poprzez nacisk społeczny oraz oficjalne rezolucje i publiczne oświadczenia – podpowiada.

O tym, jak trudno spierać się z globalnymi władcami sportu, przekonują się wielkie kluby piłkarskie. Nawet im nie udaje się do końca uwolnić spod panowania organizacji. Kiedy w 2021 r. poszły na wojnę z UEFA, próbując powołać do życia tzw. Superligę, obchodząc w ten sposób tradycyjną organizację rozgrywek piłkarskich, sprawa trafiła do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Z opinii rzecznika generalnego TSUE wynika, że kluby, które chciałyby stworzyć alternatywny system rozgrywek, mogą w myśl prawa unijnego to zrobić, ale gdyby miały jednocześnie występować w rozgrywkach organizowanych przez UEFA, musiałyby uzyskać jej zgodę. Pierwotnie orzeczenie TSUE w sprawie Superligi miało zapaść w marcu 2023 r., ale do 5 kwietnia nie zostało wydane.

Ministerstwo Sportu i Turystyki nie odpowiedziało na prośbę o komentarz. ©℗