Wysokie wymagania przy relatywnie niskich zarobkach – to główne powody, przez które prawnicy nie chcą pracować w sądach w charakterze pomocników sędziów.

Problem braku asystentów sędziów nie jest nowy, ale mimo upływu kolejnych lat nadal pozostaje nierozwiązany. Bo choć jest nieco lepiej niż w 2015 r., to jednak z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wciąż wynika, że średnio jeden asystent musi służyć pomocą co najmniej dwóm sędziom. Obie zainteresowane strony od lat powtarzają, że w takich warunkach trudno mówić o efektywnym wsparciu orzekających.

Nierozwiązany problem

Na koniec 2015 r. w sądach było zatrudnionych 9969 osób na stanowisku sędziego i asesora oraz 3553 osoby na stanowisku asystenta sędziego. Jeden asystent przypadał więc na 2,8 sędziego. Z kolei z danych udostępnionych niedawno przez MS na prośbę DGP wynika, że na koniec czerwca 2022 r. było zatrudnionych 10 538 sędziów i asesorów, jeśli zaś chodzi o etaty asystenckie, to obsadzonych pozostawało 3967,6, co dawało 0,39 asystenta na jednego sędziego i asesora.

– Taki stan rzeczy negatywnie odbija się na naszej pracy, a co za tym idzie – na szybkości rozpoznawania spraw. My od początku istnienia związku postulujemy, aby na jednego sędziego przypadał jeden asystent. To znacznie usprawniłoby pracę sądów, które obecnie znajdują się na skraju zapaści – mówi Urszula Łobodzińska, przewodnicząca zarządu Międzyzakładowej Organizacji Związkowej Asystentów Sędziów KNSZZ „Ad Rem”.

Jak dodaje, obecnie się zdarzają, w zależności od tego, jaki jest przyjęty w danym wydziale lub sądzie system organizacji pracy, i takie sytuacje, gdy jeden asystent musi w ciągu miesiąca współpracować nawet z kilkunastoma sędziami.

– To jest bardzo nieefektywne, każdy sędzia bowiem ma swój sposób pracy, swoje preferencje, do których asystent musi każdorazowo się dostosowywać – zaznacza Urszula Łobodzińska.

Pytane o obecną sytuację MS przyznaje, że również dostrzega problem i próbuje go rozwiązać.

„Jako przykład należy wskazać, że w ustawie budżetowej na 2023 r. zabezpieczone zostały środki na sfinansowanie wynagrodzeń dla dodatkowych 35 etatów asystentów sędziów w sądach powszechnych” – pisze resort w odpowiedzi na nasze pytania. Dopytywane o to, jakie jeszcze działania zamierza podjąć, stwierdza, że „w ramach prac legislacyjnych dokonywane są analizy projektów ustaw pod kątem przewidywanego wpływu nowych regulacji na wzrost obciążeń sądów, powodujących potrzebę zwiększenia liczby asystentów w określonych sądach”. MS podkreśla, że ograniczone środki finansowe w budżecie państwa nie dają możliwości zwiększenia liczby etatów asystenckich w pożądanym stopniu.

Mniejsza atrakcyjność

O potrzebie zwiększenia liczby osób chętnych do pracy w charakterze asystenta sędziego piszą również prezesi sądów w uwagach do projektu rozporządzenia ministra sprawiedliwości mającego na celu podwyższenie wynagrodzenia w tym zawodzie o 7,8 proc. Wielu z nich uważa tę propozycję za niewystarczającą. Tak uważa np. Anna Daniszewska, przewodnicząca V Wydziału Cywilnego Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, która stoi na stanowisku, że aby ściągnąć ludzi do pracy w sądach w charakterze asystenta sędziego, niezbędne jest podniesienie górnej granicy wynagrodzenia przysługującego w tym zawodzie. Obecnie wynosi ona 6 tys. zł, resort zaś proponuje podniesienie jej do kwoty 6,5 tys. Jeśli zaś chodzi o dolny limit, to dziś wynosi on 4 tys. zł, a po zmianach ma być w wysokości 4,3 tys. zł.

Na zbyt niskie wynagrodzenia zwraca uwagę także Urszula Łobodzińska.

– To jednak niejedyny powód, dla którego spada atrakcyjność tego zawodu, choć należy podkreślić, że rzeczywiście jest ono wręcz tragicznie niskie w stosunku do ilości pracy i odpowiedzialności, jaką za sobą niesie, a także przy obecnych, stale rosnących kosztach życia. Wśród pozostałych należy wymienić również zwiększanie obowiązków, problemy z dostępnością szkoleń czy wreszcie odebranie nam możliwości podchodzenia do egzaminu sędziowskiego po pięciu latach pracy – wymienia Łobodzińska.

O tym, że zawód asystenta sędziego z roku na rok traci na atrakcyjności, jest przekonana również Joanna Wojewodzic-Wojtyna, przewodnicząca II Wydziału Karnego kieleckiego SR. Jak zaznacza, osoby z odpowiednim przygotowaniem merytorycznym będą wybierały lepiej płatną pracę w korporacji. Ostrzega, że konsekwencją tego w niedalekiej przyszłości będzie borykanie się z odpływem wykwalifikowanych pracowników. Jej zdaniem przełoży się to na większe obciążenie sędziów, szczególnie w sądach rejonowych, do których wpływ spraw jest największy.

Z kolei Maciej Strączyński, prezes SO w Szczecinie, w swej opinii do projektu rozporządzenia zwraca uwagę na to, że konkursy na stanowisko asystentów niekiedy nie mają nawet tylu chętnych, by wystarczyło ich do obsadzenia oferowanych stanowisk. A już pracujący w tym zawodzie poszukują lepiej płatnych zajęć. To powoduje, że sądy tracą doświadczonych i kompetentnych pracowników. Zdaniem Strączyńskiego zawód asystenta sędziego stał się obecnie „przechowalnią młodych prawniczek, które chcą rodzić dzieci, a udawanie, że tak nie jest, nic nie pomoże”.

„W Sądzie Okręgowym w Szczecinie są obecnie obsadzone 44 etaty asystenckie, a pracuje na nich 37 kobiet (a właściwie 31, ponieważ sześć z nich znajduje się w szeroko rozumianym okresie macierzyńskim – od ciąży po urlop wychowawczy) i tylko 7 mężczyzn” – wylicza sędzia Strączyński.©℗

Najwięcej asystentów brakuje w apelacji warszawskiej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe