Obecna nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego nie będzie przełomem. Nie zawiera przepisów, które mogłyby w istotny sposób usprawnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w sprawach cywilnych. Posługując się słowami Stefana Kisielewskiego, to tylko rozwiązywanie problemów, które wcześniej stworzył sam legislator - mówi w rozmowie z DGP dr hab. Marcin Dziurda z Katedry Postępowania Cywilnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Obecną nowelizację określa się mianem naprawczej i oddaje to istotę rzeczy. Jej głównym celem było wyeliminowanie luk oraz błędnych rozwiązań, od których wręcz roiła się poprzednia duża nowelizacja k.p.c. z 2019 r. Błędy te niewątpliwie były skutkiem likwidacji komisji kodyfikacyjnej prawa cywilnego. Projekty nowelizacji kodeksów przygotowują dziś urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy niechętnie podchodzą do uwag zgłaszanych w toku prac legislacyjnych. Efekt, jaki jest, każdy widzi.
Obecna nowelizacja nie będzie przełomem. Nie zawiera przepisów, które mogłyby w istotny sposób usprawnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w sprawach cywilnych. Posługując się słowami Stefana Kisielewskiego, to tylko rozwiązywanie problemów, które wcześniej stworzył sam legislator.
W pewnym zakresie nowelizacja zawiera wiele nowych rozwiązań, przede wszystkim tych dotyczących postępowania egzekucyjnego. Wprowadzono także kolejne zmiany dotyczące postępowania rozpoznawczego. Niektóre nie budzą większych kontrowersji – jak podwyższenie granicy właściwości rzeczowej sądów rejonowych do 100 tys. zł. Inne są bardzo kontrowersyjne.
Na przykład o nowy art. 1281 k.p.c., z którego będzie wynikać, że jeżeli pismo procesowe wniesione przez zawodowego pełnomocnika zawiera uzasadnienie, to wnioski dowodowe zgłoszone tylko w tym uzasadnieniu nie wywołają skutków, które ustawa wiąże ze zgłoszeniem ich przez stronę, czyli nie będą mogły zostać uwzględnione. To kolejny przykład nadmiernego, patologicznego wręcz formalizmu, który spowoduje, że wnioski dowodowe – zwłaszcza z dokumentów – będą powoływane w pismach dwa razy.
Rozumiem potrzebę doprowadzenia do tego, żeby pisma procesowe były bardziej uporządkowane, ale nie tędy droga. W pierwszej kolejności należy przywrócić znaczenie art. 187 par. 1 pkt 2 k.p.c., w myśl którego pozew powinien zawierać wskazanie faktów, na których powód opiera swoje żądanie. Ten przepis jest w praktyce martwy, a jeżeli uporządkowanego uzasadnienia nie zawiera pozew, to trudno wymagać, by uporządkowane były dalsze pisma przygotowawcze.
Epizodyczny przepis art. 18 ust. 1 nowelizacji przewiduje, że w ciągu pięciu lat od jej wejścia w życie powództwo konsumenta o roszczenie związane z zawarciem umowy tzw. kredytu walutowego będzie można wytaczać wyłącznie przed sąd, w którego okręgu powód ma miejsce zamieszkania. Regulacja ta wywołuje mieszane uczucia. Cel jest w pełni uzasadniony – odciążenie sądów warszawskich, które obecnie są zalane sprawami frankowymi. Efekt będzie jednak taki, że wszystkie sądy w kraju będą musiały nauczyć się trudnych spraw frankowych, które sądy warszawskie już poznały (powstał nawet specjalny wydział sądu okręgowego). Najlepiej byłoby, gdyby sprawę kredytów frankowych rozwiązał ustawodawca. Niestety skapitulował on także w tej kwestii.
Wątpliwości dotyczące tzw. osieroconych zażaleń wyjaśnił już wcześniej Sąd Najwyższy. Wskazał w kilku uchwałach, że autorom nowelizacji z 2019 r. nie udało się zrealizować założenia, w myśl którego podstawowym modelem zażalenia na postanowienie sądu I instancji miało być zażalenie poziome. Sąd Najwyższy uznał, że jeśli chodzi o zaskarżanie postanowień sądu I instancji podstawowym modelem pozostało zażalenie dewolutywne, rozpoznawane przez sąd II instancji. Obecna nowelizacja jedynie to potwierdziła, wprowadzając art. 394 par. 4 k.p.c., w myśl którego, jeżeli przepis szczególny przewiduje, że stronie przysługuje zażalenie na postanowienie sądu, ale nie określa, jaki sąd ma je rozpoznać, zażalenie rozpoznaje sąd II instancji.
Dobrze, że legislator wycofał się z koncepcji, którą usiłował forsować w nowelizacji z 2019 r. W odbiorze stron i pełnomocników zażalenie poziome daje znacznie mniejsze gwarancje procesowe, ponieważ rozpoznaje je kolega z pokoju sędziego, który wydał zaskarżone postanowienie. W ujęciu systemowym wprowadzanie zażaleń poziomych stoi zaś na przeszkodzie poprawianiu i ujednolicaniu orzecznictwa przez sądy wyższej instancji. Jeśli zażalenie rozpoznaje ten sam sąd, który wydał zaskarżone postanowienie, grozi to powstawaniem regionalizmów. Dlatego tam, gdzie się da, zażalenia powinien rozpoznawać sąd II instancji.
Zdecydowanie nie. Pozostawiono jedno z najgorszych rozwiązań nowelizacji z 2019 r., polegające na tym, że podlegające zaskarżeniu postanowienia wydane na posiedzeniu niejawnym doręcza się bez uzasadnień, a sporządza się je dopiero na wniosek strony, który podlega opłacie w wysokości 100 zł.
Przepis ten miał ułatwić pracę sędziów, ale w odbiorze wielu z nich ją utrudnił. Uzasadnienie postanowienia formalnego (np. o zawieszeniu postępowania) lub zarządzenia o zwrocie pozwu jest bardzo krótkie, liczy zwykle kilka zdań. Najłatwiej je sporządzić od razu. Jeżeli sędzia ma to uczynić dopiero po wpływie wniosku o uzasadnienie, czyli po kilku tygodniach, musi wracać do sprawy i przypominać sobie, dlaczego wydał takie, a nie inne rozstrzygnięcie. W mojej ocenie należałoby powrócić do wcześniejszych prostszych rozwiązań, że podlegające zaskarżeniu postanowienia wydane na posiedzeniu niejawnym doręcza się od razu z uzasadnieniem.
Tymczasem nowelizacja przepisów nie tylko nie upraszcza, ale wręcz jeszcze bardziej je komplikuje. Dodany art. 357 par. 23 k.p.c. ma przewidywać, że podlegające zaskarżeniu postanowienie wydane na posiedzeniu niejawnym sąd może z urzędu uzasadnić, jeżeli pozwoli to na usprawnienie postępowania. W takim przypadku postanowienie z uzasadnieniem doręcza się wszystkim stronom lub osobom, których to postanowienie dotyczy. Trudno zrozumieć, po co legislator dąży do takiej arbitralności. Pod rządami nowego przepisu w identycznych sprawach jeden sędzia od razu sporządzi uzasadnienie, a drugi nie. W tej pierwszej sprawie strona będzie mogła od razu wnieść zażalenie, w drugiej będzie musiała złożyć wniosek o uzasadnienie i uiścić opłatę w wysokości 100 zł. Nie trzeba tłumaczyć, jak zmniejsza to pewność prawa.
Przepisy o posiedzeniu przygotowawczym się nie przyjęły, ponieważ były zbyt skomplikowane. Chodzi zwłaszcza o art. 20511 k.p.c., który przewidywał koszmarnie nieefektywny sposób zmian planu rozprawy. Jeżeli chociaż jedna ze stron sprzeciwiała się niewielkiej nawet zmianie, np. przesłuchaniu dodatkowego świadka, trzeba było wyznaczać kolejne posiedzenie przygotowawcze. Przy takich przepisach posiedzeń przygotowawczych w jednej sprawie mogło być kilka, a nawet kilkanaście. To oczywiste, że zamiast usprawnić postępowanie, niepotrzebnie je to przedłużało.
Zmiany wprowadzane obecnie niewątpliwie idą w dobrym kierunku, ale są niewystarczające. Także w tym zakresie legislator wykazał się niepotrzebnym uporem i zamiast zrezygnować z niektórych wadliwych regulacji, jedynie bardziej je skomplikował. Chodzi zwłaszcza o obowiązek osobistego stawiennictwa na posiedzeniu przygotowawczym strony, nawet jeśli ustanowiła pełnomocnika. Z obowiązku tego nowelizacja zwolniła jedynie Skarb Państwa, jednostki samorządu terytorialnego, wybrane instytucje finansowe oraz państwowe osoby prawne. Pominięto osoby prawne niepaństwowe – nawet te największe, dla których zapewnienie udziału członków zarządu w posiedzeniach przygotowawczym jest bardzo trudne.
Po części idą w dobrym kierunku. Przesądzają np., że art. 1391 k.p.c. będzie miał zastosowanie jedynie do doręczeń dla osób fizycznych. Niestety, jak się wydaje (chociaż nowy art. 139 par. 21 k.p.c. nie jest jasny), doręczenia komornicze będą obejmować także przedsiębiorców indywidualnych. Trudno w tej sytuacji zrozumieć, po co w CEIDG podaje się adres prowadzenia działalności gospodarczej przez osobę fizyczną. Żeby rzeczywiście usprawnić przepisy, należałoby przyjąć, że to sąd, a nie strona, zleca doręczenie komornikowi. Niestety takie ułatwienie przyznano jedynie powodom zamieszkałym za granicą.
Zmiana ta, czyli umożliwienie konwersji postępowania sądowego na arbitrażowe, na pewno będzie oceniana pozytywnie. Środowisko arbitrażowe od dawna postulowało jej wprowadzenie, a sędziowie przychylnie spoglądają na każdy ruch, który daje szansę na zmniejszenie liczby spraw, które muszą rozpoznawać. Nadmierna liczba spraw przekazanych przez ustawodawcę do kognicji sądów państwowych stanowi jeden z najważniejszych problemów polskiego sądownictwa, chociaż obecnie został on przesłonięty przez problemy bardziej zasadnicze.
Wprowadzono także zachęty kosztowe – zgodnie z nowym art. 79 ust. 1 pkt 2 lit. aa w razie przekazania sprawy sądowi polubownemu powodowi będzie przysługiwał zwrot trzech czwartych od pozwu.
Dobrze się stało, że na skutek uwag zgłaszanych w trakcie uzgodnień dodano w art. 11611 par. 2 k.p.c. zdanie drugie, z którego jasno wynika, że termin przedawnienia objętych zapisem na sąd polubowny roszczeń zaczyna biec od nowa od dnia uprawomocnienia się postanowienia o umorzeniu postępowania przez sąd powszechny.
Ciekawa jest nowelizacja art. 18313 par. 2 k.p.c., która umożliwi stronom zawarcie ugody przed mediatorem również w sprawach innych roszczeń niż objęte pozwem. No i wreszcie legislatorowi udało się doprowadzić do tego, że będzie przysługiwać zażalenie na postanowienie o zabezpieczeniu wydane przez sąd II instancji. Zmianę taką próbowano wprowadzić już w 2019 r., ale bez powodzenia. Nowe brzmienie art. 741 k.p.c. nie pozostawi wątpliwości, że będzie można zaskarżyć postanowienie o zabezpieczeniu wydane po raz pierwszy przez sąd II instancji, przy czym – z istoty rzeczy – zażalenie będzie poziome. ©℗