Prawniczy trzeci sektor daje możliwości rozwoju zawodowego. Na razie zarabia się w nim mniej niż w uznanych kancelariach, ale to już się zmienia.

Zawód prawnika często kojarzy się studentom z pracą w wielkich kancelariach, gdzie niczym w serialu „W garniturach” młody associate pracuje pod okiem doświadczonych kolegów albo w administracji publicznej, gdzie staje się legislacyjnym trybikiem. W rankingach najlepszych pracodawców dominują od lat zarówno wielkie firmy prawnicze w rodzaju CMS czy Deloitte Legal, jak i administracja (Ministerstwo Spraw Zagranicznych). Tymczasem można się rozwijać w zawodzie w prawniczym trzecim sektorze, a w ramach kancelarii prowadzić sprawy pro bono.

Zostać zmianą społeczną

Trzeci sektor i aktywizm prawniczy są ciekawą alternatywą, zarówno jeśli chodzi o karierę, jak i o sposób pracy dla dobra publicznego. W Stanach Zjednoczonych jest on rozwinięty do tego stopnia, że think tanki prawnicze czy legislacyjne potrafią oferować młodym adeptom prawa solidne stypendia dzięki współpracy ze sponsorami, najczęściej korporacjami albo zamożnymi osobami fizycznymi. Tak jest np. w przypadku libertariańskiego think tanku Cato Institute. Młody absolwent studiów prawniczych - jeśli dostanie się na staż w ramach programu Research Associate Program - może przez dwa lata pracować w organizacji pozarządowej, a jednocześnie dostawać stypendium (fellowship) na utrzymanie.
Prawnicze think tanki, stowarzyszenia, fundacje są różne i działają na różną skalę. Od lokalnych stowarzyszeń po prawdziwe molochy z budżetami, które przyprawiają o zawrót głowy. American Civil Liberties Union (ACLU), działająca od 100 lat ponad organizacja walcząca o prawa człowieka, dysponuje rocznym budżetem w wysokości 300 mln dol.! Tak ogromne pieniądze to wynik bardzo silnej pozycji, pięknej tradycji oraz kalibru spraw, jakimi się zajmuje.
Przez lata ACLU potrafiła bronić zarówno komunistów, jak i świadków Jehowy czy walczyć z nadużywaniem władzy przez organizacje rządowe, policję czy wojsko. W latach 60. i 70. XX w. razem z innymi organizacjami broniła praw czarnoskórych. Do dzisiaj istnieją zresztą także inne prężnie działające stowarzyszenia oraz fundacje zajmujące się sprawami dyskryminacji na tle rasowym, jak Legal Defense Fund.
Działalność Legal Defense Fund, prawniczego NGO istniejącego jeszcze od lat 40. XX w., to znakomity przykład na to, jak ważny może być prawniczy trzeci sektor. Czarnoskóry adwokat, a potem sędzia Sądu Najwyższego Thurgood Marshall, jeden z czołowych amerykańskich prawników zajmujących się prawami człowieka, wziął sobie do serca słowa swojego mentora, innego czarnoskórego adwokata, Charlesa Hamiltona Houstona, dziekana prestiżowego Uniwersytetu Howarda, o byciu inżynierem zmiany społecznej. Na 32 sprawy, którymi zajmował się w ramach swojej działalności prawniczej przed zaprzysiężeniem na sędziego Sądu Najwyższego, Marshall wygrał 29, w tym jedną z tych najważniejszych dla całej Ameryki - delegalizującą segregację rasową Brown przeciwko Board of Education.

Prawo, narzędzie zmiany

Także w Polsce Thurgood Marshall mógłby znaleźć bratnie dusze. Zarówno jeśli chodzi o adwokatów, jak Jan Olszewski (z którym pewnie spierałby się w kwestii konserwatywnych poglądów), broniących działaczy NSZZ „Solidarność” w czasach PRL, jak również prawniczki zajmujące się mniejszościami seksualnymi. Aktywizm prawniczego trzeciego sektora, nawet jeśli niektóre organizacje nie postrzegają siebie jako czysto prawnicze, pojawia się przy okazji działalności Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Fundacji Academia Iuris, prawników zajmujących się legislacją w ramach sieci Watchdog Polska czy tych walczących o prawa klimatyczne z Fundacji Client Earth Polska. I tak jak Thurgood Marshall polscy specjaliści uważają, że mogą dzięki prawu zrobić coś dobrego dla dobra ludzi. Bo prawo ma służyć zmianie społecznej na lepsze.
- Przede wszystkim nie postrzegamy siebie jako organizacji prawniczej. Jesteśmy organizacją stojącą na straży praw człowieka i przejrzystości, ale założoną przez aktywnych obywateli, którzy pierwotnie chcieli korzystać z różnych metod: edukacji, monitoringu, pobudzania debaty publicznej w ich społecznościach - tłumaczy Katarzyna Batko-Tołuć z Watchdog Polska, organizacji zajmującej się m.in. dostępem do informacji publicznej. - Prawo miało być jednym z wykorzystywanych narzędzi. I już na początku przekonaliśmy się, że nie działa tak, jak napisano w ustawach, i potrzeba nam wsparcia specjalistów. Do współpracy zaprosiliśmy młodych prawników, którzy już byli zaangażowani - uczyli się w Szkole Praw Człowieka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka lub działali w środowiskach wolnościowych.
Szymon Osowski z Watchdog Polska zwraca uwagę, że praca w trzecim sektorze nie różni się od innych. Tak samo polega na pisaniu pism, lobbingu w słusznej sprawie czy występowaniu w sądach.
- Dodatkowo to praca, w której podejmuje się często tematy, które wcześniej nie były przedmiotem postępowań sądowych czy analizy doktryny, co jest bardzo rozwijające - wyjaśnia prawnik.
Czy trzeci sektor jest dla prawników atrakcyjny? Może być, choć są spore wyzwania.
- Wiąże się to z tym, że czasami zarobki nie są porównywalne do stawek rynkowych, ale to już też się zmienia, bo organizacje zajmujące się np. prawami człowieka wiedzą, że bez prawników będzie im trudno realizować swoje cele - wyjaśnia Szymon Osowski.
Organizacje podkreślają, że problemami są kryzys praworządności czy działania państw oraz korporacji zmierzające do utrudnienia życia trzeciemu sektorowi prawniczemu.
- Podejmowane są działania prawne zmierzające do większej kontroli państwa nad trzecim sektorem, jak m.in. „lex Woś”, czyli poselski projekt ustawy o transparentności finansowania organizacji pozarządowych. Część zasobów organizacji zostaje skierowana na obronę trzeciego sektora w Polsce. Jedynym wyjściem z impasu jest respektowanie zasad państwa prawa przez Polskę - mówi Małgorzata Kwiędacz-Palosz, która jest starszą prawniczką w Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. - Ponadto, im bardziej ograniczona jest niezależność sądów, tym słabsza jest ochrona wolności obywatelskich i praw człowieka, co utrudnia prowadzenie tzw. procesów strategicznych, czyli postępowań sądowych w interesie publicznym w celu zmiany prawa lub praktyki jego stosowania. A to właśnie one są głównym narzędziem pracy ClientEarth..
Mimo trudności prawniczka twierdzi, że trzeci sektor to bardzo ciekawa okazja dla prawników.

Klientka Ziemia

Praca w prawniczym trzecim sektorze nie musi być związana wyłącznie z prawami człowieka. Jednymi z najciekawszych obszarów, które dają prawnikom bardzo duże pole do popisu, są ekologia oraz ochrona środowiska. Właśnie tym zajmuje się Fundacja Client Earth Prawnicy dla Ziemi, która działa nie tylko na sali sądowej.
- ClientEarth stworzyła miejsce dla prawników i prawniczek, którzy chcą wykorzystywać swoje umiejętności i zdobytą wiedzę by chronić środowisko. W odróżnieniu od innych organizacji ekologicznych, nasze działania opierają się głównie na pozywaniu rządów i przedsiębiorstw w związku z naruszeniem międzynarodowego, unijnego i krajowego prawa ochrony środowiska, np. 8 lutego pozwaliśmy Radę Dyrektorów firmy Shell za niewłaściwe zarządzanie ryzykiem klimatycznym, a wcześniej zablokowaliśmy budowę nowego bloku węglowego w elektrowni Ostrołęka - wyjaśnia Małgorzata Kwiędacz-Palosz. - Jednak pozwy nie są jedynym narzędziem w naszym ręku. Przygotowujemy i opiniujemy projekty aktów prawnych, zgłaszamy uwagi do działań legislacyjnych rządów oraz publikujemy raporty i analizy. Dbamy, aby przepisy w zakresie ochrony środowiska bazowały na badaniach naukowych i odzwierciedlały realia gospodarcze, polityczne, społeczne i kulturowe.
Zmiany klimatyczne powodowane działalnością człowieka stanowią bezpośrednie zagrożenie dla całej planety, więc nic dziwnego, że znajduje ona także obrońców w togach. Prawnicy za pomocą działalności legislacyjnej oraz litygacji strategicznej zajmują się prawem ochrony środowiska, próbując pomóc komuś, kto sam bronić się nie może.
Jest to o tyle ciekawe, że sama organizacja została założona przed prawie dwiema dekadami przez prawnika, który pracował w samym sercu międzynarodowych korporacji - na Wall Street w Nowym Jorku. James Thornton, buddysta, zdecydował się ruszyć na wojnę z administracją prezydenta Ronalda Reagana, gdy przestała ona stosować własne standardy ochrony wyznaczane przez ustawę o czystości wody. Adwokat wygrał wiele procesów finansowanych przez inną fundację - McIntosh Foundation, a potem przeniósł się do Europy. Dzisiaj Client Earth z ponad 200 prawnikami działa globalnie, a sam Thornton stał się jednym z najważniejszych prawników w Londynie.
Czy kolejne pokolenia włączą się w aktywizm prawniczy? Same będą musiały odpowiedzieć na pytanie, jaka ścieżka jest dla nich atrakcyjna. Może gdzieś tam czeka już następna generacja Thurgoodów Marshallów? ©℗