Jeśli działasz jako fundacja, to wykonujesz zadania publiczne, musisz więc się liczyć z obowiązkiem rozpatrywania wniosków o udostępnienie informacji publicznej. Orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego zwierające tę tezę budzi krytykę ze strony prawników i organizacji.

Wyrok zapadł w sprawie zainicjowanej przez Fundację Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris (OI), która zwróciła się do Fundacji Batorego z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej na temat procedury przydziału środków z funduszy EOG dla polskich organizacji pozarządowych. Wyborem beneficjentów zajmowała się Fundacja Batorego. Do podziału było 37 mln euro przekazanych przez Norwegię, Islandię i Liechtenstein.

Fundacja Batorego odmówiła rozpatrzenia wniosku w trybie przewidzianym przez ustawę o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. 2022 poz. 902), akcentując, że fundusze EOG nie są środkami publicznymi, bo na żadnym etapie nie ma nad nimi kontroli państwo polskie, a ich podział nie jest zadaniem publicznym.

Z tym stanowiskiem nie zgodził się Naczelny Sąd Administracyjny, do którego ostatecznie dotarł spór między organizacjami (sygn. akt III OSK 4468/21). Sąd zauważył, że zgodnie z art. 1 ustawy o fundacjach (Dz.U. 2023 poz. 166) fundacja może powstać wyłącznie „dla realizacji zgodnych z podstawowymi interesami RP celów społecznie lub gospodarczo użytecznych”. To przesądza o tym, że wszystkie fundacje wykonują zadania publiczne, a skoro tak, to są też zobowiązane do udostępniania informacji publicznej.

W miniony poniedziałek dyskusję na temat orzeczenia NSA i jego skutków prowadzili uczestnicy organizowanej przez kancelarię Dentons i Helsińską Fundację Praw Człowieka konferencji pt. „Dostęp do informacji publicznej w fundacjach i innych organizacjach pozarządowych”.

O dwóch orzeczniczych poglądach na kwestię zobowiązanych do udostępniania informacji publicznej mówił dr hab. Grzegorz Sibiga, prof. INP PAN, partner w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.

– Pierwszy, reprezentowany przez uchwałę siedmiu sędziów NSA z 2005 r., zakładał, że u.d.i.p. nie jest remedium na wszystkie problemy związane z potrzebami informacyjnymi obywateli, i przyjmował raczej wąski katalog podmiotów innych niż władze publiczne, które podlegałyby ustawie, eliminując z niego podmioty (spółdzielnie mieszkaniowe), które działały tylko wobec określonej grupy osób. To podejście jest obecnie w fazie zaniku – zauważył prof. Sibiga.

W przywołanej uchwale (sygn. I OPS 1/05) NSA uznał, że spółdzielnia nie wykonuje zadań publicznych, bo jej działalność ogranicza się do zaspokajania potrzeb mieszkaniowych jej członków.

– Drugi kierunek przyjmuje, że zadaniem publicznym jest wszelka działalność realizująca dobro wspólne w celach funkcjonowania państwa ogólnie wynikających z konstytucji i ustaw. Nie musi nawet dochodzić w przypadku podmiotów realizujących taką działalność do dysponowania majątkiem publicznym. To podejście jest obecnie dominujące, jeśli nie jedyne, i październikowy wyrok NSA jest jego kontynuacją – tłumaczył profesor.

Zdecydowanie negatywnie orzeczenie NSA ocenia Wojciech Kozłowski, radca prawny, partner w kancelarii Dentons.

– Ten wyrok to ukoronowanie pewnej linii orzeczniczej formującej się już od lat. Fundacje i inne NGO znalazły się po nim w takiej samej negatywnej sytuacji, jak wcześniej różnego rodzaju prywatne przedsiębiorstwa: energetyczne, informatyczne czy telekomunikacyjne, które niektóre linie orzecznicze też nietrafnie uznają za podmioty zobowiązane do udostępniania informacji publicznej z powodu wykonywania przez nie zadań publicznych, mimo że taka interpretacja narusza art. 61 konstytucji określający zakres informacji publicznej – komentował mec. Kozłowski.

Prawnik uważa, że stanowisko przyjęte przez NSA niesłusznie traktuje fundacje tak samo jak organy państwa nawet wówczas, gdy nie powierzono im ani majątku publicznego, ani wykonywania zadań państwa.

– To uderzenie w sektor NGO, w tym w te fundacje, które są finansowane przez biznes. Co teraz np. z listą darczyńców prywatnych fundacji? Donatorzy, wiedząc, że fundacje są zobowiązane do udostępniania informacji publicznej, mogą nie być tak chętni do wspierania określonych organizacji. Ujawnienie danych o wydatkach uderza też w realizację celów fundacji, na przykład tych, które finansują dziennikarstwo śledcze. To nie jest tylko jedno orzeczenie, ale linia orzecznicza, którą trzeba zakwestionować – mówił Wojciech Kozłowski.

– Mamy do czynienia z niesłusznym upaństwowieniem sektora NGO, a równocześnie odstraszeniem prywatnego biznesu od wspierania społeczeństwa obywatelskiego. Cele biznesu i NGO w sprzeciwie wobec tej linii orzeczniczej są zbieżne – dodawał Kozłowski.

Rozczarowania wyrokiem nie krył też Przemysław Żak, specjalista od prawnej obsługi organizacji pozarządowych z kancelarii Pajączkowska i Wspólnicy.

– NSA nie wziął pod uwagę potrzeby przeprowadzenia wykładni systemowej, celowościowej i historycznej art. 1 ustawy o fundacjach. A ta ustawa pochodzi z lat 80., powstawała w zupełnie innej rzeczywistości. Moim zdaniem niedopuszczalna jest swobodna, rozszerzająca i tak bezrefleksyjna wykładnia tego przepisu – oceniał Żak.

Tak ostrej reakcji wyrok NSA nie budzi w Szymonie Osowskim, prezesie fundacji Sieć Obywatelska Watchdog Polska.

– To tylko jeden z wyroków w podobnych sprawach. Prowadziliśmy też sprawy przeciwko innym fundacjom i sądy nie szły wcale tak daleko. Jestem przekonany, że jeśli ktoś wystąpiłby teraz o informację publiczną do jakiejkolwiek innej fundacji i twierdził, że z mocy samego bycia fundacją ma odpowiadać na wnioski, to to stanowisko się nie utrzyma – mówi Osowski, dodając, że interpretacja terminu „zadania publiczne” przyjęta przez NSA także jego zdaniem idzie za daleko.

Mamy do czynienia z niesłusznym upaństwowieniem sektora NGO