Szef ABW ma jednoinstancyjnie wskazywać, które treści muszą zostać usunięte z internetu. Jego decyzje będzie można zaskarżyć, tyle że prawnicy mają wątpliwości co do skuteczności tej procedury.

Konieczność jak najszybszego usuwania z sieci niebezpiecznych materiałów wynika z uchwalonego przed rokiem unijnego rozporządzenia 2021/784 w sprawie przeciwdziałania rozpowszechnianiu w internecie treści o charakterze terrorystycznym. Powinniśmy je stosować od czerwca 2022 r. Aby to jednak było możliwe, musimy do krajowych ustaw wprowadzić przepisy, które przesądzą choćby, kto będzie wydawał nakazy usuwania treści terrorystycznych. Stąd projekt zmian w ustawach o: działaniach antyterrorystycznych i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu, który właśnie opublikowano na stronach Rządowego Centrum Legislacji.
Zgodnie z unijnym rozporządzeniem dostawcy usług hostingowych mają usuwać treści stanowiące zagrożenie w ciągu godziny od otrzymania stosownego nakazu. W Polsce będzie go wydawał szef ABW. Już dzisiaj może on blokować dane powiązane ze zdarzeniem o charakterze terrorystycznym, ale po uzyskaniu zgody sądu i prokuratora generalnego (w przypadkach niecierpiących zwłoki zgoda sądu może być uzyskana po zarządzeniu blokady). Na podstawie nowych regulacji zgoda sądu nie będzie wymagana. Szef ABW będzie jednoinstancyjnie, bez konieczności stosowania kodeksu postępowania administracyjnego wydawał decyzje nakazujące usuwanie treści terrorystycznych, a dostawcy usług hostingowych będą musieli się do niego zastosować. Na poziomie unijnym uznano bowiem, że przy tego typu zagrożeniach kluczowy jest czas reakcji.

Skarga szczątkowo uregulowana

Nakazy będą wykonywane przez dostawców usług hostingowych. Chodzi m.in. o administratorów serwerów, na których są umieszczane strony czy fora internetowe, mediów społecznościowych czy usług wymiany plików (w tym także wideo). Z jednej strony można się spodziewać, że nie będą oni zbyt często kwestionować decyzji szefa ABW, z drugiej jednak strony unijne rozporządzenie nakazuje im dać taką możliwość. Podobnie jak dostawcom treści, np. użytkownikom zamieszczającym dany wpis w mediach społecznościowych czy na własnej stronie.
Projekt polskich regulacji zakłada, że i jedni, i drudzy otrzymają prawo do skargi. Przy czym uregulowano je wyjątkowo zdawkowo. Cały przepis sprowadza się do stwierdzenia, że „dostawcy usług hostingowych lub dostawcy treści, w stosunku do którego szef ABW wydał nakaz usunięcia, przysługuje prawo do wniesienia na tę decyzję skargi do sądu administracyjnego w terminie 30 dni od dnia jej dostarczenia”.
Czy tak szczątkowa regulacja zapewni poszanowanie praw obywatelskich? Nasi rozmówcy uważają, że nie.
- Sprawa jest o tyle istotna, że mamy tu konflikt dwóch wartości, tj. bezpieczeństwa narodowego z wolnością słowa. Pytanie, czy istnieje dobre rozwiązanie normatywne dla takiego konfliktu - otóż moim zdaniem nie. Trzeba tu bowiem każdorazowo dokonać wyważenia wartości i dać ochronę tej, która w danym momencie jest nadrzędna - zauważa dr hab. Robert Suwaj, wykładowca na Politechnice Warszawskiej i adwokat w kancelarii Suwaj Zachariasz.
- Druga kwestia to prawna forma uregulowania sposobu rozwiązania tego konfliktu wartości. Standardy demokratyczne nakazują - przy ograniczeniu korzystania z praw i wolności - uchwalenie normatywnych rozwiązań gwarantujących, że będą one stosowane z uwzględnieniem zasad proporcjonalności, adekwatności i niezbędności. Projektowane rozwiązanie nie daje nawet kropli nadziei, że o tych standardach ktoś chciał pamiętać - dodaje.

Ryzyko nadużyć

Podobnego zdania jest Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon.
- Przyjęta na poziomie UE definicja treści o charakterze terrorystycznym jest szeroka i bardzo cenna, co stwarza ryzyko nadużyć. W związku z tym kluczowe jest, by działania ABW podlegały realnej kontroli. Mam poważne obawy, że projektowana kontrola ze strony sądów administracyjnych tego zadania nie spełni. Sądy będą bowiem decyzje o blokadach sprawdzać głównie pod kątem formalnym. Co więcej, do rozstrzygnięć sądowych będzie dochodziło wiele miesięcy po usunięciu kontrowersyjnej treści. Byłbym znacznie spokojniejszy, że nie otwiera się przed nami nowe pole do nadużyć, gdyby polskie służby od lat nie pracowały na brak zaufania do siebie, choćby poprzez stosowanie oprogramowania Pegasus - podkreśla Wojciech Klicki.
Treści o charakterze terrorystycznym zdefiniowano w rozporządzeniu (patrz: grafika). Teoretycznie wydają się oczywiste, w praktyce jednak będą budzić wątpliwości. Choćby z uwagi na przewidziane wyjątki - materiały publikowane w celach edukacyjnych, dziennikarskich, artystycznych lub badawczych, w tym polemicznych, a nawet zawierających kontrowersyjne poglądy. Szef ABW będzie przesądzał, jaki był rzeczywisty cel ich rozpowszechniania. Czy sąd administracyjny będzie w stanie podważyć jego ustalenia? Można mieć co do tego obawy - raczej skupi się na spełnieniu formalnych przesłanek uzasadniających wydanie decyzji.
- Od początku wojny w Ukrainie polskie służby wykorzystują już obowiązujące przepisy (art. 180 prawa telekomunikacyjnego), żeby ograniczać dostęp do treści promujących rzekomo rosyjską propagandę. W ten sposób zablokowano m.in. portal Poufna Rozmowa publikujący wykradzione e-maile byłego szefa KPRM Michała Dworczyka. Po implementacji przepisów unijnych ABW dostanie kolejną podstawę prawną do „czyszczenia internetu” - podsumowuje Wojciech Klicki.
Aby zapewnić szybką wymianę informacji, szef ABW wyznaczy działający całodobowo punkt kontaktowy dla dostawców usług hostingowych. Ci ostatni za ignorowanie nakazów będą musieli liczyć się z karami finansowymi sięgającymi nawet 4 proc. rocznego obrotu firmy, przy czym maksymalny wymiar ma dotyczyć jedynie uporczywego niestosowania się do poleceń szefa ABW. ©℗
Etap legislacyjny
Projekt skierowany do konsultacji
Jakie treści będą usuwane / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe