Przepisy wskazujące, że sędziowie pokoju „sprawują wymiar sprawiedliwości” i są niezawiśli, brzmią wzniośle, tyle że nie znajdują pokrycia w dalszych normach projektowanego aktu. Autorem felietonu jest Kamil Stępniak, doktor nauk prawnych, konstytucjonalista.

Kariera prezydenckiego projektu ustawy o sądach pokoju, który jest wynikiem politycznego dealu rządzących z Pawłem Kukizem, nabiera rozpędu. Choć wydaje się, że jest to raczej gra na czas – bardziej w celu utrzymania koalicjanta niż z chęci wprowadzenia faktycznych reform. Może zatem toczyć się bez końca. A same sądy pokoju budzą kontrowersje z punktu widzenia zgodności z konstytucją. Główny orędownik ich wprowadzenia może przytaczać słowa własnej piosenki „Bo tutaj jest tak, jak jest” – „Wierzę w to, że zmieni się/ wierzę w to, że ty i ja. Obudzimy nowy dzień”. Tylko czy ten nowy dzień z inicjatywy prezydenta i Pawła Kukiza będzie dobry dla polskiego sądownictwa?
Były muzyk, a teraz poseł zdaje się nie rozumieć, dlaczego w proponowanej formie sądy pokoju nie mają w Polsce racji bytu. Nie chodzi przecież o samą ideę instytucji, która znalazła swoje ustrojowe zastosowanie chociażby w USA czy w niektórych szwajcarskich kantonach, lecz o jej ukształtowanie i zgodność z normami ustawy zasadniczej. Sam fakt, że także w II Rzeczypospolitej Polskiej sądy pokoju z pewnym powodzeniem funkcjonowały, to za mało, aby bezrefleksyjnie przyjąć je w obecnym systemie.
Kształt, jaki został zaproponowany w projekcie prezydenckim, nie spełnia wielu wymogów konstytucyjnych. Przede wszystkim sądy pokoju nie mogą być odrębnym sądem – ze względu na normę wywiedzioną z art. 175 ust. 1 Konstytucji RP, która stanowi, że wymiar sprawiedliwości może być sprawowany przez Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe. Nie istnieje zatem możliwość powołania sądu umiejscowionego poza strukturą, który jednocześnie nie zapewnia spełnienia przesłanek z art. 45 konstytucji (sprawiedliwy, jawny proces, przeprowadzony przez właściwy, niezależny bezstronny i niezawisły sąd).
Przepisy wskazujące, że sędziowie pokoju „sprawują wymiar sprawiedliwości” i są niezawiśli (odpowiednio art. 1 par. 2 i 4 projektu), brzmią wzniośle, tylko nie znajdują pokrycia w dalszych normach projektowanego aktu.
Już samo założenie wybierania sędziów w wyborach powszechnych musi budzić sprzeciw z punktu widzenia niezawisłości sędziowskiej. Niewątpliwie takie rozwiązanie może prowadzić do pewnego rodzaju orzeczniczego konformizmu. Niezawisłość sędziowska musi być rozpatrywana nie tylko w aspekcie wewnętrznym (tj. w przekonaniu sędziego o tym, że postępuje zgodnie z własnym sumieniem), lecz także w aspekcie zewnętrznym (tak, aby podsądny miał pewność, że sędzia jest niezawisły). Niezrealizowanie którejś z tych przesłanek skutkuje naruszeniem prawa do sądu (por. wyrok TK z 24 października 2007 r., sygn. akt SK 7/06, w którym to Trybunał Konstytucyjny derogował przepisy dotyczące asesorów sądowych ze względu na niezgodność z art. 45 Konstytucji RP).
Choć norma art. 175 ust. 1 Konstytucji RP nie określa, czym dokładnie są sądy powszechne, które powołane są do sprawowania wymiaru sprawiedliwości, to konstytucyjne wymogi organizacji pracy sądów i gwarancji materialnych dotyczących sędziów nie pozostawiają w tym zakresie wątpliwości.
Proponowany sposób wyboru sędziów pokoju może naruszać art. 178 ust. 3 Konstytucji RP. Wydaje się bowiem, że będzie musiała zostać przeprowadzona kampania, co skłoni kandydatów do promocji swojej osoby celem uzyskania jak największej liczby głosów. To stworzy pole do licznych nadużyć w zakresie niezawisłości sędziowskiej, a także bezstronności. Należy również wskazać, że bezpośredniość wyboru sędziów przez obywateli jest pozorna, gdyż to i tak KRS będzie „rozpatrywała kandydatury sędziów wybranych w wyborach”. Prezydent RP będzie zaś powoływał kandydata do pełnienia funkcji na sześcioletnią kadencję. Trudno zatem odnaleźć racjonalność w przeprowadzaniu wyborów, których wyniki mogą być kwestionowane przez KRS.
Kadencyjność i możliwość ponownej elekcji całkowicie zakłócają ideę niezawisłości. Powoływanie sędziego na określoną kadencję jest wprost sprzeczne z art. 179 Konstytucji RP, który stanowi, że sędziowie są powoływani na czas nieoznaczony. To zaś oznacza, że projektowane regulacje nie mogą być przyjęte w proponowanym brzmieniu.
Zgodnie z art. 23 par. 9 projektu sędzia wybrany na kolejną kadencję „bierze udział w rozpoznawaniu spraw rozpoczętych wcześniej z jego udziałem”. Zatem projektodawca wprost wymusza sytuację, w której sędzia pokoju, podlegając weryfikacji społecznej, będzie miał jednocześnie orzekać w sprawach podmiotów, które go wybierają. Zalecane jest również posiadanie miejsca zamieszkania we właściwości sądu, w którym orzeka sędzia. Zamysł związania ze wspólnotą lokalną może oczywiście wpływać na powstanie relacji społecznej pomiędzy sędziami pokoju a obywatelami czy też pozwolić na ocenę moralną tychże sędziów. Jednakże wydaje się, że to mechanizm niebezpieczny z punktu widzenia niezawisłości. Sędzia powinien stosować prawo, a nie być uwikłany w lokalne znajomości, gdzie aspekty pozaprawne będą decydowały o rozstrzyganiu sporów. Obywatel musi móc powiedzieć, jak legendarny młynarz z Sanssouci: „Są jeszcze sądy w Berlinie”, gdy król pruski Fryderyk Wielki chciał bezprawnie wywłaszczyć jego młyn.
Same kwalifikacje wymagane od sędziów pokoju (trzyletnie doświadczenie związane z wykonywaniem czynności wymagających wiedzy prawniczej oraz skończone studia magisterskie na kierunku prawo) są wprost minimalne. Konfrontując wymagane bardzo nikłe doświadczenie z przesłanką odpowiedzialności dyscyplinarnej wynikającą z art. 49 par. 1 pkt 1 i 2 projektu ustawy, które to przepisy przesądzają o możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności za dokonany delikt w przypadku obrazy przepisów prawa oraz działania mogące utrudnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, wydaje się, że przewidziane gwarancje niezawisłości sędziowskiej praktycznie nie istnieją.
Zwolennicy sądów pokoju, powołując się na art. 182 Konstytucji RP, twierdzą, że ich ustanowienie jest realizacją normy udziału obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Za Bogumiłem Nalezińskim należy jednak wskazać, że „wyłączona jest możliwość takiej regulacji, zgodnie z którą w sprawach danej kategorii wymiar sprawiedliwości należałby wyłącznie do czynnika społecznego”.
Wydaje się zatem, że w znaczącej części projekt nie może być uznany za konstytucyjny, a jego uchwalenie będzie mogło skutkować nieważnością postępowań. Aby uzyskać pożądane – i konieczne – zmiany w sądownictwie, bardziej racjonalny wydaje się pomysł wprowadzenia chociażby do sądów rozwiązań Online Dispute Resolution, które kompleksowo opisał Richard Susskind w swojej książce „Sądy internetowe i przyszłość wymiaru sprawiedliwości”. Poszukiwanie nowych rozwiązań w świecie prawa, biznesu czy społeczeństwa nie jest czymś, co mogłoby kogokolwiek dziwić. Zapewne należałoby również rozmawiać o tym w kontekście wymiaru sprawiedliwości. Ewentualne ustanowienie sądów pokoju może się okazać krokiem wstecz.
To pochopne oddawanie sądów w ręce prawników bez doświadczenia, pochodzących z wyborów, bez gwarancji niezawisłości przywołuje na myśl jedną scenę – gdy wyrok zapadł w myśl woli zgromadzonych, krzyczących: „Ukrzyżuj go!”. Czy ustawodawca, gdy sądy pokoju wywołają chaos prawny, zachowa się jak Piłat, umywając ręce i twierdząc: „To wasza odpowiedzialność”? ©℗