Aby można było uznać, że testament ustny jest ważny, konieczne jest przede wszystkim wyrażenie wprost woli podziału majątku przez testatora. Nie wystarczy odczytanie chęci sporządzenia testamentu z treści rozmowy. To najważniejszy wniosek z orzeczenia Sądu Okręgowego w Łodzi, którego uzasadnienie zostało niedawno opublikowane.

W lutym 2021 r. w jednej ze spraw przed nim zawisłych sąd rejonowy stwierdził, że spadkodawczyni nie zdecydowała się na sporządzenie testamentu, dlatego dziedziczenie majątku, jaki pozostawiła, powinno nastąpić na podstawie przepisów kodeksu cywilnego. Z tego względu jedynym spadkobiercą stał się wnuk kobiety. Jednak od postanowienia apelację zdecydowała się wnieść jedna z krewnych zmarłej, która domagała się uznania, że doszło do sporządzenia ważnego testamentu ustnego i że to ona powinna odziedziczyć majątek zgodnie z ostatnią wolą zmarłej. Wskazywała, że na jednym z rodzinnych obiadów w lutym 2020 r. poruszono temat pandemii COVID-19. W tym czasie w Polsce nie odnotowano jeszcze przypadków zachorowań, ale było już wiadomo, że wirus zaczął rozprzestrzeniać się po Europie. Spadkodawczyni stwierdziła wówczas w rozmowie, że: „gdyby coś jej się stało, to chciałaby, żeby jej mieszkanie było dla Grażynki”. Krewna próbowała dowieść, że zmarła wyraziła w ten sposób swoją ostatnią wolę, tym bardziej że wypowiedź padła w obecności świadków.
Sąd uznał jednak, że argumenty podniesione w apelacji nie były trafne. Przypomniał, że instytucja testamentu ustnego jest szczegółowo uregulowana w przepisach kodeksu cywilnego. Aby można było uznać, że spadkodawczyni rzeczywiście chciała ustnie przekazać swoją ostatnią wolę, konieczne byłoby zaistnienie wielu przesłanek, m.in: obawy rychłej śmierci i braku możliwości sporządzenia testamentu w zwykłej formie. Takie sytuacje w praktyce często zdarzają się np. w szpitalach, w momencie, gdy stan zdrowia chorego gwałtownie się pogorszy. Jak wskazywali świadkowie, w rozmowie zmarła nie posłużyła się wprost stwierdzeniem „moja ostatnia wola”, była to raczej nieformalna, towarzyska rozmowa przy obiedzie. Krewna próbowała wykazać, że rozmowa o pandemii wskazywała na to, że spadkodawczyni bała się śmierci, jednak sąd uznał, że taki wniosek jest zdecydowanie nieproporcjonalny do sytuacji. Podkreślał, że o realnej obawie rychłej śmierci można byłoby rzeczywiście mówić dopiero wtedy, gdyby spadkodawczyni zachorowała na COVID-19. Jak zaznaczono w uzasadnieniu, gdyby faktycznie zmarła chciała, by osoby obecne na spotkaniu były świadkami jej ostatniej woli, na pewno zadbałaby o to, by wyraźnie im to zakomunikować.
„Sporządzenie testamentu ustnego jest to sytuacja bezsprzecznie szczególna, z którą przeciętny człowiek nieczęsto ma okazję się spotkać, a ponadto każdy odbiorca tego rodzaju wypowiedzi musi zdawać sobie sprawę z jej niebagatelnej wagi i znaczenia zarówno dla samego testującego, jak i dla potencjalnych spadkobierców – a te okoliczności powodują, że zdarzenie takie zapada w jego pamięci” – argumentował sąd w uzasadnieniu. Co więcej, podkreślił skład orzekający, jeśli ktoś jest świadomy swej roli świadka testamentu, to zdaje sobie również sprawę z tego, że podjął się zadania, którego sednem jest właśnie zapamiętanie słów testującego i zrelacjonowanie ich w razie potrzeby w przyszłości.

orzecznictwo

Postanowienie Sądu Okręgowego w Łodzi z 30 czerwca 2022 r., sygn. akt III Ca 634/21 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia