Z Katarzyną Łukasiewicz, adwokat specjalizującą się w sprawach z zakresu prawa karnego oraz rozwodowych rozmawia Inga Stawicka
Jak informowaliśmy ostatnio w DGP, do Trybunału Konstytucyjnego wpłynęły trzy skargi konstytucyjne złożone przez adwokatów i radców prawnych. Wszystkie dotyczą głodowych stawek za tzw. urzędówki i nieuzasadnionego różnicowania wynagrodzenia pełnomocników z wyboru i tych wyznaczonych z urzędu. Czy prawnicy w ogóle chcą podejmować się w tej sytuacji prowadzenia takich spraw, skoro nie mogą liczyć na godne pieniądze, a nakład pracy pozostaje taki sam?
Z mojego doświadczenia wynika, że adwokaci masowo rezygnują z prowadzenia spraw z urzędu. I na razie rady adwokackie i izby radcowskie - na pewno warszawskie, ale wiem, że nie tylko te - pozwalają na wypisywanie się z list. Pytanie jednak, czy wkrótce nie okaże się, że prawników chętnych do prowadzenia spraw z urzędu jest na tyle mało, że taka praktyka przestanie być dozwolona. Trzeba pamiętać, że za tzw. urzędówki prawnik otrzymuje o wiele niższe wynagrodzenie, niż wynosi na dziś chociażby płaca minimalna. Zdarzało mi się otrzymywać wynagrodzenie w wysokości 184 zł - w sprawach, w których odbyłam 3-4 spotkania z klientem (każde z nich trwało ok. godziny), musiałam złożyć wizytę w prokuraturze lub sądzie, przenalizować akta i przemyśleć strategię procesową. Jeśli sprawa jest prosta, to wszystkie te czynności zajmują ok. 10 godzin. Łatwo zatem policzyć, na ile wyceniana jest w tej sytuacji godzina naszej pracy.
Pozostało
88%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama