Europejski Trybunał Praw Człowieka rozstrzygnie, czy Polacy mają prawo do informacji o tym, że byli inwigilowani.

Skargę na polskie przepisy umożliwiające policji i innym służbom stosowanie kontroli operacyjnej oraz całkowicie pozbawiony kontroli dostęp do danych telekomunikacyjnych złożyli aktywiści Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Fundacji Panoptykon oraz adwokat Mikołaj Pietrzak. Uważają oni, że mają prawo wiedzieć, czy byli inwigilowani. Polskie przepisy nie dają takiej możliwości.
Dziś odbędzie się rozprawa w Strasburgu. Już sam fakt jej wyznaczenia oznacza, że ETPC uznaje skargę za istotną. W zdecydowanej większości spraw rozprawy nie są bowiem przeprowadzane. Skargę poparli specjalny sprawozdawca ONZ ds. promocji i ochrony praw człowieka oraz podstawowych wolności w związku z przeciwdziałaniem terroryzmowi, rzecznik praw obywatelskich oraz organizacje broniące cyfrowych praw człowieka: Privacy International, Article 19, amerykańska Electronic Frontier Foundation i European Criminal Bar Association.
Skarżący kwestionują polskie regulacje dotyczące kontroli operacyjnej oraz retencji danych telekomunikacyjnych. W pierwszym przypadku chodzi np. o podsłuchy, w drugim o dostęp do bilingów czy danych lokalizacyjnych. W obydwu odbywa się to bez wiedzy inwigilowanych. Jest to oczywiście w pełni zrozumiałe na etapie prowadzenia postępowania przez policję, CBA czy KAS. Skarżący uważają jednak, że po pewnym czasie zainteresowani powinni móc się dowiedzieć, że byli podsłuchiwani czy też że ktoś sprawdzał ich bilingi. Bez tego trudno mówić o jakiejkolwiek kontroli nad inwigilowaniem obywateli.
– Adwokat, który podejrzewa, że jest podsłuchiwany, ma trudność z zagwarantowaniem poufnej komunikacji swoim klientom. Mamy obowiązek chronić tajemnicę adwokacką, a szczególnie obrończą. Obecne przepisy nam to uniemożliwiają. Uderza to w prawa i wolności naszych klientów, a szczególnie w ich prawo do obrony i rzetelnego postępowania – podkreśla adwokat Mikołaj Pietrzak. Nieprzypadkowo dołączył on do grona skarżących, gdyż uważa, że inwigilacja prawników może być szczególnie niebezpieczna. Z kolei aktywiści z obydwu fundacji zwracają uwagę, że ponieważ często krytykują działania władzy, w sposób naturalny mogą znajdować się na celowniku służb. Jeśli w 2021 r. sięgnęły one aż po 1,85 mln danych telekomunikacyjnych, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że były wśród nich także informacje na ich temat.
Skarżący postanowili to sprawdzić, dlatego też skierowali do służb wnioski o informację na temat tego, czy byli inwigilowani. Wszystkie służby odmówiły, odwołując się do polskich przepisów, które ich zdaniem nie pozwalają im udzielać informacji zarówno potwierdzających prowadzenie tego rodzaju czynności, jak i zaprzeczających temu. To właśnie jest podstawą skargi, w której odwołano się do art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Przepis ten gwarantuje prawo do poszanowania życia prywatnego.
Skarżący mają nadzieję, że ETPC zobowiąże polski rząd do zmiany przepisów, tak aby gwarantowały każdemu zainteresowanemu możliwość sprawdzenia, czy był inwigilowany. Już sama świadomość służb, że będą musiały przyznać się do tego, mogłaby skłonić je do większej powściągliwości przy sięganiu po dane obywateli. Nabiera to szczególnie istotnego znaczenia w kontekście afery Pegasusa.
– Na wprowadzeniu niezależnej kontroli nad działaniami służb i przyznaniu osobom prawa do informacji o inwigilacji skorzystałyby też inne środowiska, na przykład dziennikarze – zauważa Dominika Bychawska-Siniarska z HFPC, jedna ze skarżących.
W skardze podkreślono, że nie ma żadnej kontroli nad szpiegowaniem obywateli. Bilingi i dane lokalizacyjne po prostu są pobierane przez służby, które nie muszą nikogo pytać o zdanie. Wnioski o podsłuchy są akceptowane przez sądy, tyle że nie mają one żadnych możliwości ich weryfikacji. Dlatego też zatwierdzają 99 proc. z nich. To wszystko sprawia, że istnieje olbrzymie zagrożenie inwigilacją w celach politycznych, co zresztą potwierdza afera Pegasusa.