Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego, orzekając w trzech bardzo podobnych sprawach, w dwóch z nich dokonała merytorycznej oceny odsuwania sędziów od orzekania, a w jednej z nich uciekła w formalizm

Niedawno powołana Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego wydała w zeszłym tygodniu orzeczenia odnoszące się do problemu odsuwania od orzekania sędziów z powodu wydania przez nich orzeczeń, które nie spodobały się władzy. W dwóch z nich doszło do merytorycznej oceny takiego wykorzystania art. 130 par. 1 prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 2072 ze zm.), w jednej zaś sprawie skład orzekający nie zdecydował się na to, uciekając w formalizm.

Kontrowersyjne użycie

Chodzi o sprawy trzech sędziów: Adama Synakiewicza, Marty Pilśnik oraz Macieja Rutkiewicza. Wszyscy oni zostali zawieszeni za to, że wydali orzeczenia, w których zakwestionowali powołania tzw. neosędziów. W przypadku dwojga pierwszych sędziów decyzję o odsunięciu ich od orzekania podjął minister sprawiedliwości, a w przypadku trzeciego sędziego – najpierw prezes Sądu Rejonowego w Elblągu, a później zlikwidowana już Izba Dyscyplinarna SN. We wszystkich sprawach sięgnięto po art. 130 par. 1 u.s.p., co od początku budziło spore kontrowersje. Zgodnie z tym przepisem prezes sądu albo minister sprawiedliwości mogą zarządzić natychmiastową przerwę w czynnościach służbowych sędziego, jeżeli ten został zatrzymany z powodu schwytania na gorącym uczynku popełnienia przestępstwa umyślnego albo jeżeli jest to konieczne dla zachowania powagi sądu lub istotnych interesów służby. Pojawiły się więc poważne wątpliwości, czy art. 130 par. 1 u.s.p. może być stosowany w sytuacji, gdy mamy do czynienia z wydaniem orzeczenia przez sąd, a nie z popełnieniem jakiegoś czynu przez samego sędziego. Wyraził je m.in. rzecznik praw obywatelskich, który zauważył, że problemem zajmował się już Trybunał Konstytucyjny (sygn. akt K 45/07). Profesor Marcin Wiącek przypominał, że trybunał w uzasadnieniu tego wyroku zaznaczył, że sama procedura zarządzania natychmiastowej przerwy w czynnościach sędziego jest wyłącznie procedurą awaryjną i można ją zastosować tylko po spełnieniu dwóch przesłanek. „Pierwsza z nich została skorelowana z sytuacją zatrzymania sędziego z powodu schwytania go na gorącym uczynku popełnienia przestępstwa umyślnego” – tłumaczy RPO. Druga zaś dotyczy wykazania, że ze względu na rodzaj czynu, jakiego dopuścił się sędzia, powaga sądu lub istotne interesy służby wymagają natychmiastowego odsunięcia go od wykonywania obowiązków służbowych. Tak więc, jak zauważa prof. Wiącek, „nacisk kładziony jest na przesłanki pozamerytoryczne, niezwiązane z konkretnymi postępowaniami, jakie dany sędzia prowadzi”. A to oznacza, zdaniem RPO, że przesłanki, o których mówił TK, nie zostały spełnione w sprawie m.in. Adama Synakiewicza, a co za tym idzie, zarządzenie przerwy w czynnościach służbowych zostało wydane bez podstawy prawnej.

Bezpieczny formalizm

Spore zdumienie wzbudziło więc to, co wydarzyło się przed IOZ w sprawie sędziego Synakiewicza. Izba bowiem umorzyła postępowanie z powodów formalnych (upływ czasu, na jaki zarządzono przerwę), nie zajmując przy tym merytorycznego stanowiska na temat użycia przez MS art. 130 par. 1 u.s.p. Na problem ten zwrócił uwagę m.in. Stanisław Zabłocki, sędzia SN w stanie spoczynku, były prezes Izby Karnej SN. Jego zdaniem IOZ zmarnowała tym samym okazję, by wypowiedzieć się m.in. na temat tego, czy decyzja podejmowana w takiej sytuacji przez polityka wobec sędziego znajduje rzeczywiste podstawy prawne w treści u.s.p., czy też służy li tylko wywieraniu wobec sędziów tzw. efektu mrożącego. Jak zaznacza sędzia Zabłocki, jest to tym bardziej zaskakujące, że jeden z członków składu orzekającego w sprawie sędziego Synakiewicza w wydanej przed kilku laty książce, interpretując art. 130 u.s.p., pisał: „Należy zauważyć, że upływ miesiąca od daty wydania zarządzenia nie zwalnia sądu dyscyplinarnego od obowiązku dokonania kontroli zasadności przedstawionego zarządzenia. Oczywiście w takim przypadku sąd dyscyplinarny uznając zarządzenie za niezasadne, nie może orzec o uchyleniu tego zarządzenia, ale ogranicza się do stwierdzenia jego niezasadności”.
– W teorii prawa mówi się czasem o ucieczce w formalizm. Nie jest to postawa, którą ocenia się jako chwalebną w sędziowskim wykonaniu – podkreśla sędzia Zabłocki. I dodaje, że chciałby wierzyć, że nie ucieczka od rzeczywistych problemów występujących w rozpoznanej sprawie, ale inne względy kierowały sędziami, z którymi jeszcze niedawno zasiadał razem w składach (w sprawie Synakiewicza orzekało dwóch tzw. starych sędziów SN – Wiesław Kozielewicz i Dariusz Kala).
Rozczarowania takim obrotem sprawy nie krył sam zainteresowany. Jak mówił tuż po wydaniu rozstrzygnięcia przez IOZ, spodziewał się, że SN oceni decyzję MS i powie, czy ten naruszył prawo, odsuwając go od obowiązków orzeczniczych. Jak dodał, będzie rozważał złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Kategoryczna krytyka

Inny przebieg miały posiedzenia w sprawach pozostałych dwóch sędziów – Marty Pilśnik i Macieja Rutkiewicza. Jak mówi w rozmowie z DGP Michał Laskowski, prezes IK SN i jeden z obrońców tej dwójki w obu tych sprawach, IOZ zdecydowała się na dokonanie oceny sięgnięcia przez uprawnione organy po sporny artykuł w celu odsunięcia od orzekania sędziego z powodu wydania przez niego danego orzeczenia.
– Składy orzekające dość kategorycznie skrytykowały takie użycie art. 130 par. 1 u.s.p. – przyznaje sędzia Laskowski i dodaje, że tego zabrakło w sprawie Adama Synakiewicza.
– Nie od dziś dzieje się tak, że sądy czasem uciekają w formalizm, chcąc w ten sposób uchylić się przed koniecznością wypowiadania się na tematy z jakichś powodów dla nich niewygodne – mówi obrońca sędziów i dodaje, że nie ma wiedzy, czy tak było i w tym przypadku.
– Poczekajmy na pisemne uzasadnienie orzeczenia, jakie zapadło w sprawie sędziego Synakiewicza. Może tam zostanie powiedziane coś więcej – zauważa Michał Laskowski.
Przypomnijmy, że uzasadniając ustnie rozstrzygnięcie wydane w sprawie Macieja Rutkiewicza, przewodniczący składu orzekającego Wiesław Kozielewicz stwierdził, że nawet komunistyczne władze PRL nie odsuwały sędziów od orzekania za to, że wydali oni niewygodne dla niej wyroki.
W efekcie orzeczeń IOZ cała trójka może wrócić do orzekania.