- Nikt nie czyta kodeksu karnego przed popełnieniem przestępstwa, nawet zabójstwa - mówi w rozmowie z DGP Andrzej Sakowicz profesor w Katedrze Postępowania Karnego, Wydział Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.

Senat odrzucił w całości nowelizację kodeksu karnego, ale biorąc pod uwagę sejmową arytmetykę, zapewne na kolejnym wrześniowym posiedzeniu Sejm odrzuci senackie weto i przyjmie ustawę. Jakie skutki przyniesie wejście w życie nowych przepisów?
Moim zdaniem tragiczne, ponieważ w zakresie polityki karnej cofamy się do czasów PRL, i to do tej smutnej połowy lat 80. XX w., kiedy wzmagano represję poprzez uruchomienie przez ustawodawcę rozlicznych instrumentów prawnych, które nie tylko stymulowały ówczesną politykę karną, lecz także wymuszały realizację surowej polityki karnej. To wówczas pojawiły się liczne rozwiązania prawne ograniczające sędziowską swobodę w wymiarze kary, czasami wręcz prowadzące do wydania określonych rozstrzygnięć. Lektura noweli z 7 lipca 2022 r. dowodzi, że zmierza ona w podobnym kierunku.
Filozofię nowelizacji dobrze obrazuje nowa treść art. 53 k.k. dotyczącego dyrektyw sądowego wymiaru kary. Dziś ten przepis zakłada, że sąd wymierza karę według swojego uznania, bacząc, by jej dolegliwość nie przekraczała stopnia winy, uwzględniając stopień społecznej szkodliwości czynu oraz biorąc pod uwagę cele zapobiegawcze i wychowawcze, które ma osiągnąć w stosunku do skazanego, a także potrzeby w zakresie kształtowania świadomości prawnej społeczeństwa. Obowiązujący przepis jest nakierowany na sprawcę, a dopiero w dalszej części normatywnej mówimy o kształtowaniu świadomości prawnej społeczeństwa. Wszystko to czynimy w celu zapobieżenia popełnieniu przez tego sprawcę kolejnego czynu zabronionego, wychowania go oraz uświadomienia mu naganności jego postępowania. On ma zrozumieć niewłaściwość swojej postawy, uświadomić sobie naruszenie obowiązujących norm społecznych i oczywiście odczuć dolegliwość wynikającą z faktu popełnienia przestępstwa. Zapewne czasami dolegliwość będzie stanowiła bodziec zniechęcający do popełnienia czynów naruszających, czasami wywoła efekt odstraszający.
Teraz ustawodawca to odwraca. Kara, która ma być stosowana, ma oddziaływać na społeczeństwo, a dopiero w kolejnym etapie na samego sprawcę. Co więcej, ustawodawca usuwa z tego przepisu element wychowawczy. Kara ma nie wychować, lecz zapobiegać. Ta jedna zmiana będzie oddziaływała na każdą instytucję, zarówno korygowaną nowelizacją, jak i nie. W pierwszej kolejności będzie to oznaczało, że wymierzona kara nie ma służyć resocjalizacji sprawcy przestępstwa bądź celom wychowawczym. Jedynym celem ma być odstraszanie. A kiedy kara będzie mogła pełnić taką funkcję? Kiedy będzie bardzo dolegliwa, surowa, przekraczała stopień społecznej szkodliwości czynu oraz stopień winy. W ten sposób uprzedmiatawiamy sprawcę, bo przez jego skazanie mamy oddziaływać na ogół społeczeństwa, na innych potencjalnych sprawców. Traktujemy przedmiotowo, jako narzędzie w polityce karnej, co w oczywisty sposób narusza konstytucyjną zasadę ochrony godności człowieka. Ustawodawca już tego nie ukrywa, o czym także świadczy zastąpienie konieczności uwzględniania przy wymiarze kary „potrzeb w zakresie kształtowania świadomości prawnej społeczeństw”, PRL-owskim zwrotem o „społecznym oddziaływaniu kary”. To nie jest polityka karna państwa demokratycznego.
Projektodawcy zwracają uwagę, że jednak swego rodzaju naiwnością jest oczekiwanie, że kara ma wychowywać. O takiej funkcji kary można mówić co najwyżej w odniesieniu do młodocianych przestępców, a i to takich, którzy popełniają przestępstwo po raz pierwszy, ale nie w stosunku do dorosłych przestępców, nie mówiąc już o recydywistach.
Trzeba zwrócić uwagę, że zasady wymierzania kary z art. 53 k.k. dotyczą ogółu sprawców, którzy są sądzeni na podstawie regulacji kodeksu karnego. Niewątpliwie w stosunku do wielu recydywistów czy osób popełniających ciężkie przestępstwa funkcja wychowawcza kary pewnie nie zadziała. Świadczą o tym doskonale wskaźniki mówiące o powrotności do przestępstw. Tyle że przecież recydywiści to niewielka cząstka skazanych - od 4 do 17 tys. osób w perspektywie dekady w stosunku do 280-400 tys. skazań w takim okresie. Nie jest to więc powód, by demolować zasady prawa karnego, dyrektywy wymiaru kary oraz naruszać godność człowieka.
Andrzej Sakowicz profesor w Katedrze Postępowania Karnego, Wydział Prawa Uniwersytetu w Białymstoku / Materiały prasowe
W ten sposób Zbigniew Ziobro zaliczy pana również do frontu obrony przestępców, czyli osób, które - cytuję - „płaczą nad losem recydywistów, okrutnych bandytów, a nie losem ofiar”. A kształt tej nowelizacji jest odpowiedzią na społeczne oczekiwanie zaostrzenia kar.
Niewątpliwie punitywność polskiego społeczeństwa jest bardzo wysoka, co nie znaczy, że trzeba temu ulegać. Polityka karna państwa ma być racjonalna, nie może być motywowana nastrojami części społeczeństwa, podnoszącego postulaty karania nadmiernie surowego, nie może też służyć do osiągnięcia celów politycznych poprzez zwiększanie surowości kar. Gdybyśmy zapytali społeczeństwo o to, czy trzeba zrezygnować z obowiązku płacenia podatków, albo znacznie ograniczyć ich wysokość, też większość pewnie byłaby za. Tylko pytanie, jaki dochód będzie miało wtedy państwo i z czego utrzyma policję, wojsko, służbę zdrowia, edukację itd. Jeżeli natomiast nie będziemy się oglądać na odczucia opinii publicznej, a spojrzymy raczej na rzeczywistość wyrażoną w twardych danych publikowanych na stronach internetowych Ministerstwa Sprawiedliwości, to przekonamy się, że statystyki dotyczące przestępczości spadają radykalnie. W 2019 r. mieliśmy prawie 288 tys. osób skazanych, w 2010 r. liczba ta wynosiła ok. 430 tys. Potwierdzają to również statystyki policyjne. W 2020 r. liczba przestępstw stwierdzonych wynosiła ponad 765 tys., a 10 lat wcześniej było to prawie 1,2 mln. Czy rzeczywiście z punktu widzenia reguł konstytucyjnych, w szczególności zasady proporcjonalności wyrażonej w art. 31 ust. 3, zaostrzanie kursu jest niezbędne? Uważam, że nie sposób wykazać niezbędność wprowadzenia zmian zaostrzających represję karną, ograniczających swobodę sędziowską przy wymiarze kary, powołując się na pojęcie bezpieczeństwa lub porządku publicznego. Oczywiście to nie oznacza, że nie istnieje problem przestępczości narkotykowej czy gospodarczej, która utrzymuje się na wysokim poziomie. Niemniej ogólna liczba przestępstw spada, co oznacza, że nie ma tak radykalnej potrzeby modyfikacji sankcji i instytucji kodeksowych w kierunku wzrostu punitywności oraz populizmu penalnego.
Ministerstwo Sprawiedliwości zdaje sobie z tego sprawę. Mówi o tym wprost w uzasadnieniu, jednocześnie jednak twierdzi, że zawsze przecież przestępczość mogłaby spadać jeszcze szybciej.
Musimy zdawać sobie sprawę, że żadne badania nie dowiodły, że surowość kar wpływa na eliminację lub znaczące ograniczenie zjawiska przestępczości. Badania prowadzone w państwach Europy Zachodniej przed i po zniesieniu kary śmierci, pokazały, że niezależnie od tego, czy ona obowiązywała, czy nie, liczba zabójstw utrzymywała się mniej więcej na tym samym poziomie. A czasem nawet takich czynów było mniej po zniesieniu tej kary. Wysokość kary i częstotliwość przestępstw nie są aż tak ze sobą związane, jakby chciało Ministerstwo Sprawiedliwości.
Zarówno ta nowelizacja, jak i wiele poprzednich zmian kodeksu karnego i procedury karnej, są podyktowane interesem prokuratury
Nie można zapominać o tym, że sprawca, decydując się na popełnienie czynu zabronionego, nie analizuje, jaka dokładnie kara mu grozi. Jeśli chce coś ukraść, to nie zastanawia się, czy odpowie za kradzież zwykłą, z włamaniem, czy szczególnie zuchwałą, nie analizuje ustawowego zagrożenia. Zależy mu na osiągnięciu korzyści i na tym, by go nie złapano, więc to, co jest dla niego rzeczywiście istotne, to kwestia skuteczności działania organów ścigania. To prawdopodobieństwo jego ujęcia oraz szybkiego osądzenia w większości przypadków może spowodować, że od zamiaru popełnienia danego czynu odstąpi. Całkowicie oczywiście pomijam tutaj przestępstwa nieumyślne, które rządzą się zupełnie innymi regułami. Tak więc powtarzam: to skuteczne działanie organów ścigania będzie tym odstraszającym elementem, a nie wysokość kary. Nikt nie czyta kodeksu karnego przed popełnieniem przestępstwa, nawet zabójstwa. Czy MS naprawdę zakłada, że pod wpływem tej nowelizacji 14-latek zamierzający popełnić przestępstwo, tego zaniecha? Czy perspektywa trafienia za kratki na 30 lat albo do końca życia bez możliwości ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie będzie tym elementem, który powstrzyma sprawcę od dokonania zabójstwa? Poza strukturami grup przestępczych czy przestępczości gospodarczej, gdzie wchodzi w grę pewien element kalkulacji, większość czynów popełnianych jest pod wpływem chwili.
To prawda. Ale można też przyjąć perspektywę - jak przekonuje MS - ofiar i ich bliskich. A sprawiedliwość wobec nich wymaga nie tylko złapania i osądzenia sprawcy, lecz także surowego ukarania go.
Nie można zapominać o tym aspekcie, ale trzeba patrzeć na politykę karną całościowo, z uwzględnieniem wszystkich kosztów społecznych i nie tylko przez pryzmat najcięższych przestępstw, których liczba zresztą spada. A górne i dolne granice kar podnoszone są za bardzo wiele różnych typów czynów zabronionych. Ewentualne przyjęcie tej reformy spowoduje, że duża część osób, wobec których dziś stosowane są sankcje karne o charakterze nieizolacyjnym - grzywny czy kary ograniczenia wolności - trafi do zakładów karnych. W znacznej części izolacja w warunkach więziennych takich osób będzie zbędna, a koszty pobytu w zakładach karnych, nawet przy stosunkowo krótkich karach do roku czy dwóch lat pozbawienia wolności, z punktu widzenia Skarbu Państwa będą gigantyczne. Dziś miesięczny koszt utrzymania skazanego w zakładzie karnym oscyluje wokół 4 tys. zł, uwzględniając inflację niedługo sięgnie może 5 tys. zł. Czy stać nas na to, by prowadzić tak dalece niehumanitarną, a jednocześnie tak kosztowną politykę karną? Mam co do tego bardzo duże wątpliwości.
Pytania o sensowność stosowania długoletnich kar więzienia odnoszą się zwłaszcza do przestępstw o charakterze gospodarczym. Zgodnie z tą ustawą przestępstwa korupcyjne i gospodarcze przeciwko mieniu wielkiej wartości mają być traktowane jak zbrodnie i zagrożone karą nawet do 25 lat pozbawienia wolności. Jaki jest sens izolowania przez taki długi okres sprawców, którzy nie są niebezpieczni w sensie fizycznym dla społeczeństwa. Czy nie należałoby tak ukształtować przepisy, aby wymusić na takich sprawcach naprawienie szkód nawet za cenę radykalnego złagodzenia kary?
Tendencja do zaostrzania kar za przestępstwa o charakterze ekonomicznym rozpoczęła się już w 2017 r. wraz z wprowadzeniem w art. 277a k.k. kary 25 lat za fałszowanie faktur VAT z kwotą należności przekraczającą 10 mln zł. Oczywiście są to przestępstwa bardzo poważne, bo jeżeli mówimy o szkodach sięgających milionów zł, to sprawcy zasługują na potraktowanie z cała surowością. Ale czy powinniśmy ich traktować tak samo, jak sprawców przestępstw zabójstwa czy zgwałcenia? Wobec takich osób powinny być oczywiście orzekane kary więzienia w średnim wymiarze, ale najważniejsze jest efektywne pozbawienie takich sprawców uzyskanych przez nich korzyści majątkowej oraz naprawienie wyrządzanych szkód.
Jeśli już jesteśmy w części szczególnej kodeksu karnego: to niedawno cała Polska żyła wydarzeniami z Poznania: uprowadzeniem i zgwałceniem 14-latki. Do tego sprawcy całe zdarzenie nagrali. Nowym typem kwalifikowanym przestępstwa zgwałcenia ma być właśnie zgwałcenie, któremu towarzyszy utrwalanie obrazu lub dźwięku z przebiegu czynu.
Jestem przeciwny tworzeniu typów czynów zabronionych w reakcji na pojedyncze wydarzenia. Zawsze są to działania emocjonalne, z jednej strony służące zaspokojeniu odczuć społecznych, zazwyczaj bazujących na odwecie, z drugiej strony - pokazaniu przez rządzących, że coś robią, a w gruncie rzeczy - mniej lub bardziej - chodzi o zdobycie kilku punktów procentowych.
W tym konkretnym przypadku przepis został stworzony o wiele wcześniej, bo już w 2019 r., aczkolwiek również w reakcji na porwanie i zbiorowy gwałt, do którego doszło w Łodzi.
Dokładnie. Ten typ kwalifikowany przestępstwa zgwałcenia pojawił się już w noweli z 13 czerwca 2019 r., która nie weszła w życie. Nie odnajduję jednak racjonalnych powodów jego wprowadzenia. Przecież w 2009 r. został wprowadzony do kodeksu karnego art. 191a. Penalizuje on utrwalanie wizerunku nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej przy użyciu w tym celu wobec niej przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu. Przepis obejmuje też rozpowszechnianie takich nagrań.
W sytuacji gdy sprawca zastosuje przemoc lub groźbę bezprawną nie tylko w celu utrwalenia wizerunku nagiej osoby, lecz również w celu doprowadzenia jej do obcowania płciowego, poddania się innej czynności seksualnej albo wykonania takiej czynności, wówczas będzie zachodziła kumulatywna kwalifikacja prawna z art. 197 par. 1 k.k. i zagrożenie karą pozbawienia wolności do 12 lat. Czy to mało?
Impulsywność ustawodawcy występowała również wcześniej. Na przykład w 2010 r. doszło do zmiany w treści art. 148 par. 2 k.k., co było swego rodzaju odpowiedzią na zabójstwo funkcjonariusza policji w Warszawie. Taka kazuistyka w reakcji na pojedyncze wydarzenia, w sytuacji gdy ogólne przepisy i tak pozwalają na wymierzenie sprawiedliwości, jest niepotrzebna. W sprawie z Poznania mamy do czynienia z popełnieniem czynu wobec osoby poniżej lat 15, więc i tak jest to zgwałcenie w typie kwalifikowanym, dziś zagrożone karą do 15 lat pozbawienia wolności. Zapewne zarzuty w tej sprawie obejmą również pozbawienie wolności oraz stosowanie przemocy w celu zmuszenia do określonego zachowania.
Nie neguję sensu surowszego karania sprawców przestępstwa zgwałcenia w typie podstawowym, bowiem rzeczywiście orzekane kary oscylują wokół dolnej granicy ustawowego zagrożenia, czyli dwa lat. Uważam jednak, że podwyższenie kary za typy kwalifikowany z art. 197 par. 2 od 3 lat do 20 lat pozbawienia wolności oraz wprowadzenie przestępstwa zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem, zgwałcenia osoby poniżej 15. roku życia lub zgwałcenia kwalifikowanego nieumyślnym spowodowaniem ciężkiego uszczerbku na zdrowiu zagrożonego karą od 5 do 30 lat pozbawienia wolności albo karą dożywotniego pozbawienia wolności za zbędne. Po pierwsze, ze statystyk wynika, że za typy kwalifikowane zgwałcenia, w przeciwieństwie do typu podstawowego, sądy karzą znacznie surowiej. Po drugie, nie chcę bronić sprawców, którzy dopuszczają się takich przestępstw, ale musimy sobie jasno powiedzieć, że to nie jest tym samym, czym jest zabójstwo. Twórcy zmian zapomnieli, że proporcje pomiędzy karami w części szczególnej, w zakresie ustawowego zagrożenia, powinny odzwierciedlać dobra prawne, chronione przez poszczególne typy czynów zabronionych. Niewątpliwie zgwałcenie jest ohydnym czynem pozostawiającym ogromną traumę po stronie ofiary, nawet na całe życie. Jednak życie człowieka jest wartością największą i to jemu powinna przysługiwać największa ochrona. Co więcej, arbitralne zaostrzanie kar może prowadzić do różnych niespójności wewnątrz kodeksu karnego. W następstwie noweli z 7 lipca 2022 r. sprawcy bardziej „opłaca się” w trakcie zgwałcenia umyślnie spowodować ciężki uszczerbek na zdrowiu, ponieważ jego czyn jest zagrożony tylko od 3 do 20 lat pozbawienia wolności, niż dopuścić się zgwałcenia kwalifikowanego nieumyślnym spowodowaniem ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (art. 197 par. 4 k.k.). W drugim przypadku mamy zagrożenie w wymiarze od 5 do 30 lat pozbawienia wolności albo karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Wracając na chwilę do możliwości skazania za zabójstwo w przypadku gwałtu, którego następstwem jest śmierć: to twórcy przepisów stoją na stanowisku, że de lege lata wcale nie jest to takie proste. Trzeba bowiem udowodnić z góry powzięty zamiar, a np. w sprawie łódzkiej ofiara zmarła po kilku dniach w szpitalu, a sprawcy wcale nie musieli mieć zamiaru pozbawić jej życia.
Nie jestem do końca przekonany, przecież można przypisać zabójstwo w zamiarze ewentualnym. Natomiast po wejściu w życie nowelizacji stworzy się bardzo niebezpieczna sytuacja dla ofiar, ponieważ z perspektywy sprawcy nie będzie miało znaczenia, czy on „tylko” zgwałci ofiarę, czy też ją zabije. W obydwu przypadkach sankcja w gruncie rzeczy jest taka sama - kara dożywotniego pozbawienia wolności. Jeśli sprawca będzie miał tego świadomość, to istnieje ryzyko, że ofiarę, będącą jednocześnie często jedynym świadkiem, pozbawi życia, żeby w razie czego nie zostać ujętym. Zrównywanie sankcji za umyślne zabójstwo i nieumyślny skutek w postaci śmierci jako następstwa zgwałcenia (art. 197 par. 5 k.k.), może być więc bardzo, bardzo groźne.
Mówiąc szczerze, nie wiem, czy wprowadzenie tych nowych kwalifikowanych postaci bądź też nowych przestępstw, bo takich też kilka w tej nowelizacji mamy, wynika z trudności, jakie mają sądy w dobraniu odpowiedniej kwalifikacji prawnej do czynu, czy też odpowiada na problemy prokuratury, która nie zawsze potrafi wykazać, że np. że zostały wypełnione znamiona pozwalające pociągnięcie do surowszej odpowiedzialności.
Zarówno ta nowelizacja, jak i wiele poprzednich zmian wprowadzanych do kodeksu karnego i do procedury karnej, są podyktowane interesem prokuratury. Taki trend jest widoczny od 2016 r. w obszarze procedury karnej. I tak w sprawach, w których postępowanie przygotowawcze zakończyło się w formie dochodzenia, prokurator nie musi właściwie chodzić na rozprawy, uzyskał znaczący wpływ na zastosowanie listu żelaznego czy możliwość zamiany tymczasowego aresztowania na poręczenie majątkowe, a także może wyrazić wiążący sprzeciw przeciwko wyłączeniu jawności. A teraz jeszcze sąd będzie mógł skorzystać z instytucji tzw. małego świadka koronnego tylko na wniosek prokuratury. Wiąże się to ze zmianą art. 60 par. 3 k.k., w następstwie której od arbitralnej decyzji prokuratora został uzależniony obowiązek sądu wymierzenia kary nadzwyczajnie złagodzonej. Sąd został sprowadzony do wykonawcy woli prokuratora, gdyż to ten organ de facto zdecyduje o nadzwyczajnym złagodzeniu kary. Pozostaje to w sprzeczności z art. 45 ust. 1, art. 177 czy art. 178 Konstytucji RP.
Ale czy to nie jest logiczne? Przecież to prokurator dokonuje uzgodnień z oskarżonym, który w zamian za łagodniejszą karę obiecuje mu dostarczenie dowodów w tej lub może w innej sprawie. To prokurator jest elementem tego „dealu”. Ale jeśli oskarżony jest cwany albo ma pełnomocnika, to doskonale wie, że prokurator niczego mu nie może obiecać na pewno. Może się obawiać, że on wsypie kumpli, ale później sąd na nadzwyczajne złagodzenie kary się nie zgodzi. Teraz prokurator zyska w rozmowach z oskarżonym argument zachęcający do tego, by ten chętniej szedł na współpracę.
Ja jednak chciałbym mieszkać w takim kraju, w którym to, czy informacje ujawnione przez oskarżonego były wartościowe i zasługiwały na łagodniejsze potraktowanie sprawcy, czy nie, zależało od oceny niezależnego sądu i niezawisłego sędziego. A nie prokuratora, który jest podległy politykowi - szefowi partii, posłowi - na czele tej prokuratury stojącemu. Prokurator może składać wniosek w tym zakresie, ale ostateczna ocena zawsze powinna należeć do sądu.
A czy ten przepis nie stwarza ryzyka wykorzystywania go instrumentalnie w sprawach politycznych? My ci tu załatwimy nadzwyczajne złagodzenie kary, ale w tej drugiej sprawie, która jest polityczna, zeznasz w odpowiedni sposób.
Zawsze może dojść do tego, że ten przepis będzie nieprawidłowo wykorzystany. Że prokurator może obiecać określonej osobie jakieś korzyści w zamian za złożenie określonych wyjaśnień bądź zeznań. Także w sprawie politycznej. Takie niebezpieczeństwo istnieje i musimy być tego świadomi. W szczególności w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z prokuraturą, która nie jest niezależna. Nie zakładam złej woli prokuratorów, ale życie pisze różne scenariusze. Prawo zaś powinno być tworzone także z uwagi na te najmniej prawdopodobne.
W ogóle cała ta nowelizacja pokazuje jeden wielki brak zaufania do sądów. Świadczy o tym np. uzależnienie liczby stawek grzywien i wymiaru kary ograniczenia wolności, jakie sąd może zastosować, od tego, ile wynosi maksymalna kara pozbawienia wolności za dany czyn, albo wprowadzenie ustawowych katalogów okoliczności łagodzących i obciążających. Swoboda ustawodawcy w kreowaniu prawa nie może prowadzić do sytuacji, że sędziowie w zakresie wymiaru kary są zastępowani przez ustawodawcę bądź inny podmiot. Nie może pozbawiać sędziego możliwości ukształtowania kary stosownie do indywidualnych okoliczności każdego przypadku. Faktyczna realizacja kompetencji sądów do swobodnego kształtowania wymiaru kary jest możliwa tylko wtedy, gdy sąd orzekający ma swobodę decyzyjną w tym zakresie. Prawdziwym absurdem jest konstrukcja wynikająca z art. 41a k.k., kiedy sąd będzie związany wnioskiem pokrzywdzonego do zastosowania środka karnego w postaci zakazu przebywania w określonych środowiskach lub miejscach, kontaktowania się z określonymi osobami, zbliżania się do określonych osób lub opuszczania określonego miejsca pobytu. Pokrzywdzony może tak skonstruować wniosek dotyczący ograniczeń w poruszaniu się, że całkowicie uniemożliwi skazanemu normalne funkcjonowanie. A sąd będzie tym wnioskiem związany i musi go wykonać.
To prawda. Ale MS wychodzi z założenia, że polskie sądy są po prostu wyjątkowo łagodne. Stąd podnoszenie dolnych i górnych granic. Poza tym są też zmiany uelastyczniające kary. Dzięki likwidacji odrębnej kary 25 lat pozbawienia wolności i wydłużeniu górnej granicy kary terminowej z 15 do 30 lat będzie teraz można orzec karę np. 17, 23 czy 28 lat więzienia. Dziś, jeśli czyn zasługuje na więcej niż 15 lat, trzeba od razu orzec 25 lat (jeśli nie zachodzą przesłanki do nadzwyczajnego zaostrzenia kary, by zastosować 20 lat).
W gruncie rzeczy ta potrzeba uelastyczniania kary dotyczy tylko jednego przestępstwa - zabójstwa. Rzeczywiście w niektórych przypadkach ten skok 10-letni był zbyt duży. Ale pytanie czy dla tych kilku przypadków zasadne jest demolowanie całości systemu prawa karnego. Przecież nastąpiło usunięcie kary 25 lat pozbawienia wolności i podwyższenie górnej granicy kary pozbawienia wolności do 30 lat w przepisie ogólnym. Skutkuje to zmianami nie tylko z perspektywy przestępstwa zabójstwa, lecz szeregu typów czynów zabronionych oraz instytucji kary łącznej.
Dziś miesięczny koszt utrzymania skazanego w zakładzie karnym oscyluje wokół 4 tys. zł, uwzględniając inflację może niedługo sięgnie 5 tys. zł. Czy stać nas na to, by prowadzić tak dalece niehumanitarną, a jednocześnie tak kosztowną politykę karną?
Łatwo więc możemy sobie wygenerować sytuację, że sprawca kilku kradzieży, przestępstw przeciwko dokumentom czy ochronie informacji trafi na 25 lat do zakładu karnego, bo popełni te czyny w zbiegu przestępstw i zostanie mu wymierzona kara łączna np. 25 czy 30 lat. I wtedy sprawca stosunkowo niegroźnych przestępstw zostanie surowiej ukarany niż sprawca gwałtu w typie podstawowym. To wszystko są konsekwencje wprowadzenia sankcji w postaci kary 30 lat pozbawienia wolności. I znów pytanie, czy to jest racjonalne.
Rozmawiał Piotr Szymaniak