Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zanegował prawo sędziów do aktywizmu – wykraczania poza rolę strażnika prawa, by stać się jego twórcą.

Wyrok Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych w sprawie Dobbs vs Jackson Women’s Health Organization rozpalił za oceanem emocje. Z jednej strony wywołał falę zadowolenia wśród zwolenników ruchu pro-life, którzy widzą w nim nadzieję na ograniczenie dostępu do aborcji w większości stanów. Z drugiej falę oburzenia, włącznie ze znanymi z polskich Strajków Kobiet zarzutami – wysuwanymi na manifestacjach m.in. przez congresswoman z Partii Demokratycznej Alexandrię Ocasio-Cortez – o brak legitymacji Sądu Najwyższego do wydania wyroku o takiej treści. Emocje te udzielają się również ludziom poza granicami Stanów Zjednoczonych, a aborcja po raz kolejny staje się tematem numer jeden. Tymczasem to nie kwestia przerywania ciąży jest najważniejsza i nie ona będzie rezonować w sposób szczególny w przyszłości w związku z wyrokiem z 24 czerwca 2022 r.
Na 213 stronach wyroku, jego uzasadnień i zdań odrębnych sędziowie Sądu Najwyższego stoczyli bitwę o kształt doktryny prawa konstytucyjnego, która ma zdominować Stany Zjednoczone w najbliższych latach. To, co zostało zaprezentowane przez większość sędziów, na czele z Samuelem Alito jako sędzią sprawozdawcą, można określić jako wykład tradycyjnej jurysprudencji i głośny sprzeciw wobec aktywizmu sędziowskiego. Aktywizmu, który sprawia, że nieodpowiedzialni (a przy tym niezależni i niezawiśli) sędziowie wykraczają poza ramy narzucone gałęzi władzy, jaką mają reprezentować w granicach narzucanych przez konstytucję. W tym kontekście wyrok poczytywać można jako demokratyczne credo.
Sprawa, którą rozstrzygnąć miał Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, choć finalnie nie tylko dotknęła kwestii aborcji, lecz także ją dekonstruowała, dotyczyła prawidłowości rozpatrywania przez tenże sąd w dawnych sprawach. Sąd miał zdecydować, czy nie popełniono błędów powodujących uchylenie wyroków, które stały się podstawą do wprowadzenia dostępu do aborcji na poziomie federalnym. Pierwszą z nich była sprawa Roe, drugą – wydana w oparciu o pierwszą jako wyrok precedensowy – sprawa Casey. Obie zostały zbadane nie co do meritum (aborcja), lecz co do prawidłowości zastosowanej procedury.
Sąd Najwyższy wskazał, że z 14. poprawki do konstytucji, wprowadzającej due proces of law (co można zestawić z polską zasadą praworządności czy prawem do uczciwego procesu sądowego), nie można wyinterpretować konstytucyjnej ochrony praw i wolności, które nie zostały wskazane wprost w samej konstytucji lub nie są częścią anglosaskiej tradycji prawnej. Tym samym zakwestionował możliwość wyinterpretowania powszechnego i obowiązującego na szczeblu federalnym prawa do aborcji, co było treścią wyroku w sprawie Roe. Sąd wskazał bowiem, że interpretując termin „wolność”, należy wystrzegać się naturalnej tendencji do mylenia tego, co jest chronione przez 14. poprawkę, z tym, co sąd żarliwie wspiera jako wolności, którymi powinni (w jego ocenie) cieszyć się Amerykanie. Mówiąc wprost, Sąd Najwyższy zanegował uzurpowane przez sędziów prawo do aktywizmu – wykraczania poza rolę strażnika prawa, by stać się jego twórcą.
Wskazał również, że aktywni sędziowie są zagrożeniem dla demokracji. Dzieje się tak, gdyż w przypadku rozstrzygnięcia sądowego (ostatecznego i powszechnie wiążącego – tak jak w przypadku Sądu Najwyższego w USA czy naszego Trybunału Konstytucyjnego) strona przegrywająca – a w kontekście sporu o aborcję w sprawie Roe ci, którzy wskazywali interes konkretnego stanu (w Europie byłoby to państwo) – nie mogą dłużej wykorzystywać demokratycznych procedur, czyli swoich reprezentantów, by ci przyjmowali rozwiązania prawne zgodne z ich poglądami. Działając w sposób aktywny i zastępując ustawodawcę – wprowadzając nową normę poprzez rozszerzającą interpretację konstytucji – sąd przekreśla całą ideę demokracji reprezentacyjnej.
Amerykański Sąd Najwyższy wskazał również, kiedy możemy mieć do czynienia z aktywizmem sędziowskim. Otóż sposób rozumowania wskazany w uzasadnieniu wyroku sądu konstytucyjnego ma znaczenie i nie powinien naśladować rozumowania ustawodawcy. Natomiast schemat rozumowania i sposób prowadzenia uzasadnienia w sprawie Roe był właściwy nie dla sądu, lecz dla uzasadnienia projektu ustawy, jakie powinno towarzyszyć działaniom organów prawodawczych. Przywołując natomiast sprawę Ferguson vs Skrupa, przypomniał, że sądy nie mogą dla realizacji swoich przekonań społecznych i ekonomicznych zastępować w działaniu organów prawodawczych.
W tym świetle decyzja z 24 czerwca 2022 r., tj. uchylenie wyroku w sprawie Roe, wydanego poprzez zastosowanie daleko idącego aktywizmu sędziowskiego, oraz uznanie nieważności wyroku w sprawie Casey – wydanego w oparciu o wadliwy precedens (Roe), jest przełomowa. Jak zauważył sędzia sprawozdawca, „Konstytucja nie zabrania obywatelom poszczególnych stanów regulowania lub zakazywania aborcji. Roe i Casey naruszyły to uprawnienie. Sąd, wydając wyrok w niniejszej sprawie, przywraca je ludowi i wybranym przez niego reprezentantom”.
Przełomowość tej decyzji polega na zanegowaniu aktywizmu sędziowskiego przez jeden z najbardziej aktywnych politycznie sądów świata. Ten wykład jurysprudencji znajdzie natomiast zastosowanie nie tylko w USA, lecz również w Unii Europejskiej – z jej aktywnym politycznie Trybunałem Sprawiedliwości (sądem quasi-konstytucyjnym) czy w Polsce, gdzie aktywizm sędziowski doprowadził do ciągnącego się od 2015 r. sporu o Trybunał Konstytucyjny (o czym na łamach DGP opowiadałem w 2016 r. w wywiadzie „Zamach na trybunał? Nie, raczej zamach trybunału”). Spór o ideę trójpodziału władzy, demokrację i granice stawiane trzeciej z władz właśnie uzyskał nowy rozdział.
Przełomowość decyzji polega na zanegowaniu aktywizmu sędziowskiego przez jeden z najbardziej aktywnych politycznie sądów świata. Ten wykład jurysprudencji znajdzie zastosowanie nie tylko w USA, lecz również w Unii Europejskiej czy w Polsce.