Strony próbują podważać wyroki, wskazując na nienależytą obsadę sądu. A sądy, choć co do zasady nie uchylają się przed badaniem tej kwestii, to jednak orzekają bardzo różnie.

Dziś mają się odbyć pierwsze czytania pięciu projektów dotyczących wymiaru sprawiedliwości: dwóch wniesionych przez opozycję, prezydenckiego i dwóch, które złożyli posłowie partii wchodzących w skład koalicji rządzącej. I to właśnie trzy ostatnie projekty mają największe szanse na dalsze procedowanie. Problem jednak w tym, że są małe szanse, aby zaproponowane w nich zmiany mogły zatrzymać pogłębiający się w orzecznictwie chaos. Sądy bowiem nadal badają, czy składy orzekające, w których zasiadają osoby powołane na wniosek obecnej Krajowej Rady Sądownictwa, są prawidłowo obsadzone. Choć od 2020 r. obowiązuje tzw. ustawa kagańcowa (Dz.U. z 2020 r. poz. 190 ze zm.), która miała je do tego zniechęcić. Innymi słowy: sądy nie zaprzestały sprawdzania, czy proces nominacyjny kwestionowanych przez strony sędziów nie naruszył standardów niezawisłości i bezstronności. Co jednak wcale nie oznacza, że łatwo jest doprowadzić do uchylenia wyroku wydanego przez neosędziego. Orzecznictwo w tym względzie jest bowiem bardzo niejednolite.
- Ta niejednolitość będzie się pogłębiać, dopóki rządzący nie zrozumieją, że prawdziwym problemem jest to, w jaki sposób wybierani są obecnie sędziowie do KRS, a prezydent nie zaprzestanie powoływania do sądów kolejnych osób z rekomendacji tego organu - uważa Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”.
Liczą się daty
Próby doprowadzenia do podważenia wyroków z powodu nieprawidłowej obsady sądu są podejmowane zarówno przed sądami powszechnymi, administracyjnymi, jak i przed Sądem Najwyższym. Widać, że strony oraz ich profesjonalni pełnomocnicy nie mają problemu z sięganiem po ten argument.
Zdarza się jednak i tak, że strony próbują tego typu manewru, nawet nie sprawdzając, kiedy dany sędzia otrzymał nominację. Tak było w jednej ze spraw, jaka toczyła się przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Strona, która była niezadowolona z orzeczenia NSA wydanego w postępowaniu wszczętym skargą kasacyjną, domagała się jego wznowienia. Argumentowała, że sprawa została rozpoznana m.in. przez sędziego NSA, który objął urząd po zaprzysiężeniu przez prezydenta w 2019 r. A to oznaczało jej zdaniem, że wniosek w sprawie powołania tego sędziego pochodził od obecnej KRS. Tymczasem, jak się okazało, był to argument chybiony. Sędzia, o którego chodziło skarżącemu, została bowiem powołana przez prezydenta na stanowisko sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie jeszcze w 2005 r. A wówczas nie mogło być jeszcze mowy o wątpliwościach co do składu KRS. Dopiero w okresie późniejszym została delegowana do NSA (sygn. akt I GSK 349/20).
Z kolei w sprawie toczącej się przed Sądem Apelacyjnym w Poznaniu stronie nie udało się obalić orzeczenia, choć w składzie orzekającym w I instancji rzeczywiście zasiadało aż dwóch sędziów, którzy byli rekomendowani przez obecną KRS (I ACa 272/19). SA przeprowadził co prawda tzw. test niezależności, o którym mowa w uchwale trzech połączonych izb SN ze stycznia 2020 r. (sygn. akt BSA I-4110-1/20), jednak doszedł do wniosku, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności towarzyszące procesowi nominacyjnemu kwestionowanych sędziów, nie doszło do sprzeczności składu z przepisami prawa. Zdaniem poznańskiego SA proces nominacyjny sędziów nie naruszył standardów niezawisłości i bezstronności m.in. dlatego, że zgłosili się oni na wolne stanowisko sędziowskie, zanim rozpoczęła działalność KRS złożona z sędziów wybranych przez Sejm. Ponadto SA uwzględnił, że sędziowie otrzymali pozytywne opinie sędziego wizytatora, kolegium SA w Poznaniu oraz zgromadzenia ogólnego sędziów apelacji, a także to, że pozostali kandydaci biorący udział w tym konkursie nie zakwestionowali jego wyniku.
Coraz większe rozbieżności
Zdarza się jednak i tak, że sądy po prostu nie chcą badać tego, czy sąd, w którego składzie zasiadał neosędzia, był prawidłowo obsadzony, uznając, że nie mają do tego kompetencji. Tego typu stwierdzenie pojawiło się w uzasadnieniu wyroku, jaki zapadł w SA w Warszawie (sygn. akt III APa 59/20). W sprawie tej strona również nie trafiła z zarzutem, gdyż okazało się, że wyrok w I instancji wydał sędzia jedynie delegowany do sądu okręgowego, a nie powołany na to stanowisko z wniosku obecnej KRS. Przy okazji jednak SA pozwolił sobie na stwierdzenie, że „powołanie sędziego jest aktem prawa ustrojowego polegającym na kształtowaniu składu osobowego władzy sądowniczej. Jest to rozstrzygnięcie dyskrecjonalne Prezydenta, mieszczące się w zakresie jego osobistej prerogatywy”. Powołał się przy tym na głośne swego czasu rozstrzygnięcie NSA, w którym znalazła się tego typu teza (sygn. OSK 857/17).
Innym orzeczeniem NSA świadczącym o tym, że pogłębia się niejednolitość orzecznictwa, może być postanowienie o sygn. akt I GSK 72/12. Pojawiła się w nim teza, zgodnie z którą to, że sędzia otrzymał awans na wniosek obecnej KRS, nie ma większego znaczenia dla oceny jego statusu, o ile pierwsza nominacja na urząd nastąpiła przed zmianami w sposobie wyłaniania składu rady.
- Widać, że niektóre sądy próbują tworzyć jakieś konstrukcje, aby nie doprowadzać do uchylania wyroków i tym samym przedłużania postępowań. To zupełnie niepotrzebne. Można przecież i bez tego to osiągnąć, o ile przeprowadzi się cały test niezależności z uchwały trzech połączonych izb SN i wykaże, że sędziemu nie można zarzucić, że nie był niezawisły i niesamodzielny w swoich decyzjach - uważa prezes Morawiec.
Potrzeba ujednolicenia
Jednocześnie w obrocie prawnym mamy już całkiem sporo orzeczeń uchylających wyroki wydawane przez neosędziów. Nieraz opisywaliśmy te wydawane zarówno przez sądy powszechne (wyrok SO w Częstochowie, sygn. akt VII Ka 651/21), jak i Sąd Najwyższy (np. sygn. akt II KK 208/20).
- Zdecydowanie występuje potrzeba ujednolicenia orzecznictwa. I to dałoby się zrobić, gdybyśmy mieli prawidłowo działający SN, a rządzący nie dyskutowaliby z orzeczeniami, tylko je wykonywali - mówi Beata Morawiec.
Zamiast tego mamy jednak kolejne projekty zmieniające ustrój SN, które albo w ogóle nie dotykają problemu KRS, albo próbują przymusem zablokować badanie przez sądy statusu neosędziów (patrz: grafika).
- To nie powstrzyma sędziów. Naszym zadaniem jest bowiem zagwarantowanie stronom, że ich sprawy zostały rozpoznane w sposób ostateczny. Że nikt za chwilę nie będzie podważał otrzymanych przez nie orzeczeń z tego powodu, że zostały one wydane z udziałem osób, które nie spełniają wymogów, o których mowa w naszej konstytucji i orzecznictwie europejskich trybunałów - tłumaczy prezes Themis.
Inaczej na tę kwestię patrzą posłowie Solidarnej Polski, którzy w swoim projekcie zaproponowali wprowadzenie kolejnych zakazów w tym zakresie.
- My chcemy postawić tamę tej bratobójczej walce. Nie może być tak, że sędziowie będą się zajmować tylko ocenianiem samych siebie. Takie działanie jest pozbawione jakichkolwiek podstaw prawnych, zmierza ono do wywołania chaosu prawnego - mówił DGP Piotr Sak, poseł sprawozdawca.
- Sądy nie chcą doprowadzić do żadnego chaosu. Przecież dla nas każda taka sprawa, w której jesteśmy zmuszeni uchylić orzeczenie, to dodatkowa praca. Ktoś przecież będzie musiał poprowadzić to postępowanie jeszcze raz. Jednak robimy to, bo wiemy, że to dla dobra obywateli - kwituje sędzia Morawiec.
Porównanie projektów dotyczących Sądu Najwyższego / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe