- Działalność szpiegowska nie polega tylko na wykradaniu planów wojskowych, ale także na sączeniu kłamstw, które mają powodować wątpliwości po stronie opinii publicznej. Problemem jest udowodnienie świadomej pracy na rzecz obcego wywiadu - uważa Bartosz Tiutiunik, adwokat, wiceprezes NRA.

ikona lupy />
Bartosz Tiutiunik, adwokat, wiceprezes NRA / nieznane
Czy istnieje przepis penalizujący samo rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji w kontekście działań wojennych?
W kodeksie karnym nie ma takich przepisów, ale w zależności od treści informacji można rozważać odpowiedzialność karną osób, które je rozpowszechniają. Jeśli są to tylko informacje nieprawdziwe, tworzone zgodnie z przekazem płynącym z Kremla, to samo w sobie trudno to zakwalifikować jako przestępstwo. Jeśli natomiast byłyby to wypowiedzi głoszone publicznie, które pochwalałyby działania armii rosyjskiej czy państwa rosyjskiego na terenie Ukrainy, to musimy najpierw scharakteryzować same te działania na gruncie prawa karnego. Jeśli więc zastanowimy się, czy działania Rosji na terenie Ukrainy są wojną napastniczą, czy można je kwalifikować jako ludobójstwo, zbrodnie przeciw ludzkości, stosowanie przemocy wobec grupy osób ze względu na ich przynależność narodową, a idąc dalej - czy na Ukrainie mamy do czynienie ze stosowaniem środków masowej zagłady zabronionych przez prawo międzynarodowe - np. bomb kasetowych - czy wreszcie z zamachem na życie ludności cywilnej - to odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi niestety: tak, ze wszystkimi tymi zachowaniami mamy do czynienia. A publiczne pochwalanie takich zachowań na terenie Polski jest przestępstwem w rozumieniu kodeksu karnego (art. 117 par. 3 i 126a k.k.).
Na ile ta pochwała musi być precyzyjna? Czy samo powiedzenie, że popiera się działania Rosji w Ukrainie, kwalifikuje się do pociągnięcia do odpowiedzialności, czy też trzeba popierać np. zbombardowanie konkretnego szpitala?
Samo ogólnikowe stwierdzenie o popieraniu działań Rosji to moim zdaniem jeszcze za mało. Mogę sobie wyobrazić wpis na Facebooku „Trzymam kciuki za Rosjan”. I może nawet prokuratura podjęłaby decyzję o wszczęciu w tej sprawie postępowania karnego. Ale tu jest prosta linia obrony: można wykazać, co autor miał na myśli, w sposób który podważy, że intencją było pochwalanie zbrodni dokonywanych przez Rosjan na terenie Ukrainy. Musielibyśmy więc mieć do czynienia z wypowiedziami osób prezentujących jawną postawę prorosyjską i antyukraińską, które w sposób publiczny pochwalałyby te zachowania Rosjan, przyjmowały rosyjską narrację, że władze Ukrainy są faszystowskie, a naród nie ma prawa do samostanowienia, a w związku z tym Rosja słusznie prowadzi działania wojenne. Musiałby zatem w takich wypowiedziach być ładunek treści, które pozwalałyby bez wątpienia wskazać, że zamiarem autora wypowiedzi było pochwalania działań rosyjskich w Ukrainie, również tych o charakterze wojny napastniczej, ludobójstwa, zamachu na ludność cywilną.
Czy każde usprawiedliwianie działań jest ich pochwałą? Na przykład opinia, że „Rosja ma swoje racje”, że istniała konieczność obrony separatystycznych republik itp.?
Tego typu wypowiedzi możemy określać tylko pod kątem poziomu intelektualnego i stopnia wiedzy autora, ale dopóki nie ma intencjonalnej pochwały tego, co robi Rosja, nie ma przestępstwa. Dlatego mówimy tu tylko o wypowiedziach jaskrawych, wyraźnie pochwalających wojnę napastniczą, prowadzenie działań wojennych z uwagi na narodowość itd. Autorów wypowiedzi próbujących tłumaczyć czy uzasadniać działania wojsk rosyjskich można traktować jak tzw. pożytecznych idiotów, którzy mają taką wiedzę i kompetencje intelektualne, że przyjmują stwierdzenia rosyjskiej propagandy jako prawdziwe i robią to „w dobrej wierze”. Ale możemy mieć też do czynienia z sytuacją, gdy takie wypowiedzi obywateli polskich będą celowymi działaniami na rzecz obcych służb i przeciwko Polsce. Jest to nic innego niż szpiegostwo, zachowanie przestępcze, które sprowadza się do świadomego udziału w pracach obcego wywiadu (art. 130 k.k.).
W przestrzeni medialnej często pojawiają się komentarze, że jakaś wypowiedź to zdrada lub przejaw kolaboracji. Czy można tu mówić o spełnianiu znamion zbrodni zdrady stanu?
Wszystko zależy właśnie od stanu świadomości, zamiaru, który takim wypowiedziom miałby towarzyszyć. Jeśli człowiek jest po prostu święcie przekonany, że jest tak, jak on mówi, nie możemy mówić o przestępstwie szpiegostwa, choć takie wypowiedzi też służą celom obcego wywiadu i jest tajemnicą poliszynela, że są przez niego inspirowane, a następnie kolportowane właśnie przez „pożytecznych idiotów”. Jeśli natomiast udałoby się dowieść, że ktoś robi to w ramach świadomie podjętej współpracy z obcym wywiadem w celu zdestabilizowania opinii publicznej w Polsce, to jak najbardziej jestem w stanie sobie wyobrazić odpowiedzialność karną takiej osoby za szpiegostwo. Jeśli jednak nie ma poważnych dowodów na świadome podejmowanie tego typu działań, to ponownie możemy co najwyżej analizować je w kategoriach możliwości intelektualnych takiej osoby.
A czy to jest w ogóle procesowo możliwe do udowodnienia? O ile jeszcze da się wykazać, że dany materiał pochodzi z Rosji, to jak wykazać, że ktoś jest szpiegiem, a nie „pożytecznym idiotą”?
Jeśli mówimy o pochwalaniu wojny napastniczej, zbrodni ludobójstwa czy ataków na ludność cywilną ze względu na jej przynależność narodową, to sama treść wypowiedzi wystarcza, by ją odpowiednio zakwalifikować. W przypadku wypowiedzi, które nie są wprost pochwałą, ale wpisują się w propagandę, usprawiedliwiając działania armii rosyjskiej, to potrzeba dowodów intencjonalnego działania takich osób w ramach współpracy z obcym, czyli rosyjskim wywiadem. Jeśli tak się dzieje, to mam nadzieję, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego będzie w stanie znaleźć konta, które wykazują ponadprzeciętną aktywność w kolportowaniu zafałszowanych informacji, a później osoby, które są posiadaczami takich kont. To jest początek. To można ustalić.
A co później?
Następnie należy podjąć czynności operacyjne, które być może pozwolą ustalić na potrzeby postępowania karnego, czy takie osoby kontaktowały się z rezydentami wywiadu danego państwa, że były przez nie opłacane i inne podobne okoliczności i zachowania, które wskazują, że mamy do czynienia z osobą, która została pozyskana przez obcy wywiad do współpracy. Działalność szpiegowska nie polega tylko na wykradaniu planów wojskowych, jak to się wydaje na podstawie filmów czy książek, ale także - zwłaszcza w dzisiejszych czasach - na sączeniu kłamstw, rozpowszechnianiu informacji oczywiście nieprawdziwych, które mają na celu powodowanie wątpliwości po stronie opinii publicznej. Szczucie, pozorowane dyskusje, polaryzacja - to elementy stosowanej w obecnej polityce i wojnie hybrydowej. Do niej, jak do każdej wojny, są potrzebni ludzie działający po drugiej stronie frontu. Jestem przekonany, że w jakiejś mierze mamy do czynienia z takimi osobami obecnie w Polsce. Problemem jest udowodnienie im świadomej pracy na rzecz obcego wywiadu i państwa.
Jak można wykazać, że to ta osoba tworzyła dane treści?
Jest to trudne, ale ABW ma podobne możliwości jak policja. Jeśli środkiem popełnienia przestępstwa jest wpis w mediach społecznościowych, to pierwszym krokiem jest ustalenie IP komputera, z którego go dokonano. Jeśli będzie to IP komputera, który nie jest zarejestrowany w Polsce, to możliwości dowodowe się szybko kończą lub są znacznie ograniczone. Przy odrobinie szczęścia i nieostrożności takiej osoby, którą można zidentyfikować na podstawie IP urządzenia zarejestrowanego w Polsce można prowadzić kontrolę operacyjną takiej osoby. Można też udokumentować takie działania jak np. kontakt z przedstawicielem obcego wywiadu. To jest rola ABW.
Czy żeby postawić zarzut szpiegostwa, trzeba by wykazać, że dana informacja mogła realnie wywołać destabilizację sytuacji w Polsce?
Przestępstwo szpiegostwa jest określone dość szeroko, jeśli chodzi o znamiona. Penalizowane jest branie udziału w pracach obcego wywiadu na szkodę RP. Jeśli ktoś więc się zgadza na taką współpracę i jesteśmy w stanie to udowodnić, to już stanowi to przestępstwo.
Czy używanie fałszywego konta lub farm botów samo w sobie jest karalne?
Nie. To znów jest kwestia dowodowa - trzeba ustalić, kto stoi za używaniem takich narzędzi i ewentualnie wtedy go ścigać. Wiadomo zresztą, że fermy trolli z reguły nie działają na terenie kraju, który jest celem wojny hybrydowej. Są ciekawe publikacje na ten temat, np. w kontekście wyborów w Stanach Zjednoczonych. Ale wiedza publicystyczna nie równa się wiedzy prawnokarnej.
Niedawno głośna była historia, jakoby Polakowi odmówiono pomocy na szpitalnym oddziale ratunkowym, bo „przyjmują tylko Ukraińców”. Czy można ścigać za takie wpisy? Czy tu wchodzi w grę tylko naruszenie dobrego imienia szpitala?
Nie widzę tu podstaw do odpowiedzialności karnej, jeśli nie ustali się, że autorem fake newsa jest osoba współpracująca z obcym wywiadem, a taki wpis mający wywołać napięcia społeczne jest elementem współpracy. Gdyby były to wypowiedzi zniesławiające konkretnych lekarzy czy dyrektora, wskazujące, że stosuje on segregację, wówczas można by to rozpatrywać w kontekście art. 212 k.k., czyli zniesławienia. Ale pamiętajmy, że jest to przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego - choć jeśli wymaga tego interes społeczny, prokurator może wszcząć śledztwo z urzędu.
Drugi głośny przykład: pojawiały się informacje o napadach w Przemyślu, których mieli dokonywać imigranci, szczególnie ci o ciemniejszym kolorze skóry. Podpierano to nagraniem, którego autentyczność również była wątpliwa. Czy można to uznać za podżeganie do przemocy wobec tej grupy?
Musiałyby to być wprost wezwania do przemocy wobec tej grupy, której powodem miałby być popełnianie przez nią przestępstw wobec Polaków. Natomiast nawet jeśli informacja jest nieprawdziwa, mająca wywołać określony skutek, to sama w sobie przestępstwem nie jest. To dobry przykład tego, o czym mówiłem - ktoś takie nagranie puścił w eter, a potem konta „pożytecznych idiotów” je nagłaśniały, a kolejni „pożyteczni idioci” wychodzili na ulicę Przemyśla i urządzali wręcz łapanki imigrantów. Oczywiście jeśli faktycznie by takie osoby wyłapywano i bito, to byłoby to przestępstwo przemocy na tle narodowościowym.
Czy jako państwo jesteśmy bezsilni wobec działań dezinformacyjnych w internecie?
W pewnym stopniu niestety tak i nie jest to tylko polska przypadłość. Prawo karne jest instrumentem regulacji zachowań o charakterze ultima ratio. Wkracza z sankcjami wtedy, gdy wszystkie inne sposoby zawodzą. Warunkiem pociągnięcia do odpowiedzialności karnej jest jednak zawinione naruszenie określonego zakazu lub postąpienie wbrew nakazowi danego zachowania. Winy, sprawstwa się nie domniemywa. Muszą one być udowodnione. To musi być stan pewności, że dana osoba w sposób świadomy naruszyła określoną normę prawną. W omawianej tematyce - że jej publiczna wypowiedź jest nie tylko dezinformacją, ale jest podjęta w ramach współpracy z obcym wywiadem. To zebrane dowody w ewentualnym postępowaniu karnym muszą wykazać, że mamy do czynienia ze szpiegiem, a nie owym „pożytecznym idiotą”. Sięganie po prawo karne, by zwalczać dezinformację, jest szalenie niebezpieczne. Rodzi to pokusę wprowadzania przy wykorzystaniu sankcji karnej cenzury prewencyjnej i represji za poglądy inne, niż ma władza. W naszej kulturze prawnej prawo do informacji (do jej otrzymywania i przekazywania), prawo swobody wypowiedzi i poglądów mają swoją wartość konstytucyjną i konwencyjną. Nie do zaakceptowania w demokratycznym państwie prawnym byłyby rozwiązania, pozwalające państwu sięgać w sposób szeroki po odpowiedzialność karną za podawanie informacji, które być może obiektywnie są nawet nieprawdziwe, ale stanowią wyraz poglądów danej osoby, wiary w to, co mówi. To byłoby przecież lustrzane odbicie tego, co robi strona rosyjska. Tam właśnie istnieje ustalona prawda państwowa, że to co dzieje się w Ukrainie, to jedynie specjalna operacja wojskowa, a żołnierze rosyjscy nie robią nikomu nic złego, przeciwnie, bronią mniejszość rosyjskiej i realizują oczekiwania mieszkańców Ukrainy „wyzwolenia od faszystów”. Że nie ma żadnej wojny, nikt nie robi krzywdy ludności cywilnej. To jest „oficjalna prawda”, a każdy, kto mówi co innego, popełnia przestępstwo. To mechanizm nieakceptowalny w demokratycznych społeczeństwach. Dlatego uważam, że polskie regulacje w zakresie odpowiedzialności karnej, które można stosować do publicznych wypowiedzi w sprawie wojny w Ukrainie, są wystarczające. Prawo karne nigdy nie zrobiło z idioty mędrca. To nie jego rola. ©℗
Sięganie po prawo karne, by zwalczać dezinformację, jest szalenie niebezpieczne. Rodzi to pokusę wprowadzania cenzury prewencyjnej i represji za poglądy inne, niż ma władza
Rozmawiał Szymon Cydzik