Prawo zabrania jakichkolwiek transakcji i rozliczeń z osobami objętymi sankcjami. Także stąd może wynikać to, że ostatecznie federacje sportowe odcinają się od rosyjskich działaczy, związków i klubów - mówi Stanisław Drozd.
*Stanisław Drozd, adwokat, partner w kancelarii Wardyński i Wspólnicy, prawnik Stowarzyszenia Zawodników Hokeja na Lodzie i przewodniczący Sekcji Praw Człowieka w Sporcie Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu
Stanisław Drozd, adwokat, partner w kancelarii Wardyński i Wspólnicy, prawnik Stowarzyszenia Zawodników Hokeja na Lodzie i przewodniczący Sekcji Praw Człowieka w Sporcie Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu
/
Materiały prasowe
Rosyjskie i białoruskie reprezentacje oraz kluby sportowe nie mogą już brać udziału w najważniejszych rozgrywkach międzynarodowych. Odwołano lub przeniesiono też turnieje mające odbyć się w tych krajach. Jako powód podaje się wspólnie zaplanowany przez nie atak zbrojny na Ukrainę. Objęte
sankcjami federacje twierdzą, że naruszono zasadę neutralności sportu. Czy mają rację?
Nie. Działania podjęte przez międzynarodowe organizacje zarządzające sportem przeciwko rosyjskim drużynom i związkom sportowym nie realizują celów politycznych. Służą ochronie podstawowych i uniwersalnych praw człowieka. Chodzi o zakaz agresywnych wojen, ochronę życia, ochronę praw cywili w trakcie konfliktów zbrojnych i zakaz dokonywania zbrodni wojennych. Sport ma być neutralny, tzn. niezależny od polityki. Ma także służyć promocji i ochronie praw człowieka. Wynika to z Karty Olimpijskiej, na której straży stoi Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl). Zgodnie z nią „celem olimpizmu jest, aby sport służył harmonijnemu rozwojowi człowieka, propagowaniu miłującego pokój społeczeństwa i poszanowaniu ludzkiej godności”. Podobne zasady zawarte są w statutach międzynarodowych federacji sportowych. Świat sportu jak najbardziej może więc przeciwstawić się inwazji na Ukrainę i nie ma to nic wspólnego z protestem politycznym. To rosyjskie i białoruskie federacje naruszają zasadę neutralności, przez uwikłanie w Putinowską politykę oraz ich ostentacyjne wsparcie dla reżimu, który godzi w podstawowe, nienaruszalne na całym świecie
prawa człowieka.
Dla wielu dyktatorów sukcesy sportowe były i są narzędziem propagandowym. Tak było chociażby w przypadku igrzysk olimpijskich zorganizowanych w Berlinie w 1936 r., ale też w Moskwie w 1980 r.
Dlatego zasada neutralności sportu jest tak ważna. Sport ma obosieczny potencjał - może albo jednoczyć ludzi wokół uniwersalnych wartości, albo antagonizować całe narody, bloki polityczne lub grupy społeczne i podpuszczać je przeciwko sobie. Idea olimpijska służy pokojowi. Zakłada, że nawet skonfliktowane strony mogą ze sobą rywalizować w
sporcie i ta rywalizacja może ich uczynić lepszymi ludźmi i obywatelami świata, ułatwiając im zgodne oraz pokojowe współistnienie. Jest to jednak niemożliwe, gdy krajowe instytucje zarządzające sportem podporządkowane są polityce i politykom.
Tak jest w przypadku Rosji i Białorusi?
Ich federacje nie są neutralne, lecz podporządkowane autorytarnym rządom. Są trybami machiny propagandowej. Wystarczy wspomnieć sponsorowane przez rosyjskie państwo skandale dopingowe albo spojrzeć na kuriozalne występy dawnych gwiazd radzieckiego hokeja w pokazowych meczach z udziałem Putina i Łukaszenki, którzy, choć ledwo trzymają się na łyżwach, podchodzą do tych występów z żałosną powagą. Albo skandaliczne zachowanie rosyjskiego gimnastyka, który 6 marca zajął trzecie miejsce w Pucharze Świata w katarskiej Dausze i odbierał medal w koszulce z symbolem „Z”, którym oznaczane są wojskowe siły dokonujące agresji na Ukrainę. Po tym zdarzeniu Międzynarodowa Federacja Gimnastyczna słusznie zapowiedziała postępowanie dyscyplinarne, a Rosja i Białoruś zostały wykluczone z najbliższych zawodów gimnastycznych. Słusznie, bo wykorzystywanie rywalizacji sportowej do szerzenia wojennej propagandy jest obrzydliwe i całkowicie sprzeczne z ideą olimpijską. Rosjanie nie pierwsi podeptali zasadę neutralności sportu. Ale za sprawą ich wspólnej agresji na Ukrainę czara goryczy się przelała i myślę, że chyba wszystkie nałożone na te kraje
sankcje są adekwatne.
Z rywalizacji w Pekinie zostali wykluczeni również rosyjscy i białoruscy paraolimpijczycy. Niektórzy uważali, że to już przesada.
Też się ku temu skłaniam, choć nie potrafię do końca wyjaśnić dlaczego. Wydaje mi się, że idea paraolimpijska jest tak szczególnie szlachetna i nieskażona, że wykluczanie z igrzysk rosyjskich paraolimpijczyków budzi sprzeciw. Ich rywalizacja i pokonywanie przeciwności w imię olimpijskiej idei to humanizm w czystej postaci i choć też służy kreowaniu pozytywnego wizerunku Rosji na świecie, to jednak - przynajmniej w założeniu - pokazuje to, co w tym kraju rzeczywiście dobre i piękne. Coś świętego, co trudniej skorumpować. Ale w świetle doniesień o skandalicznych zachowaniach rosyjskich paraolimpijczyków wobec ukraińskich kolegów chyba zweryfikuję ten pogląd.
Kary na rosyjskie i białoruskie federacje sportowców nałożył nie tylko MKOl, lecz także całkowicie prywatne organizacje piłkarskie (np. FIFA, UEFA) czy siatkarskie (np. FIVB). One nie przyjęły Karty Olimpijskiej. Na jakiej podstawie wykluczają więc sportowców z rozgrywek?
FIFA i UEFA czy inne międzynarodowe federacje sportowe to nie są zwykłe prywatne podmioty. Choć są to organizacje pozarządowe, działające przede wszystkim na podstawie prawa prywatnego, ich pozycja w świecie sportu jest potężna, a faktyczna władza porównywalna do tej sprawowanej przez organy państwowe. MKOl jest zaś naczelnym organem całego świata sportu, a Karta Olimpijska jego swoistą konstytucją. FIFA, UEFA czy FIVB mają własne statuty, w których jednak implementowane są zasady olimpizmu i w których również stoi, że sport ma służyć ochronie ludzkiej godności i praw człowieka oraz promowaniu pokoju.
Rosyjska Federacja Piłkarska (RFP) złożyła już odwołanie od decyzji FIFA i UEFA. Jaką argumentację przyjęła?
Treść odwołania nie jest publicznie dostępna. Na pewno nieskuteczna - i kompromitująca - byłaby argumentacja, która powtarzałaby rosyjską propagandę, że w Ukrainie realizowana jest „misja ratunkowa” i niszczone są wyłącznie cele militarne. Nikt rozsądny nie kwestionuje tego, że to haniebny atak militarny na suwerenny kraj. Dowody na to oraz na popełniane przez agresorów zbrodnie są liczne i niezbite i wątpię, żeby Rosjanie chcieli, by Sportowy Sąd Arbitrażowy (CAS) je roztrząsał i wypowiadał się o nich. RFP będzie więc raczej chciała przekonywać, że FIFA oraz UEFA naruszyły zasadę neutralności sportu i wkroczyły w sferę polityczną, dyskryminując Rosję i Rosjan. Ale tu - podkreślam - nie chodzi o politykę, tylko ochronę praw człowieka i podstawowych zasad porządku międzynarodowego. Ewentualne skargi rosyjskich instytucji sportowych polegające na twierdzeniach, że wymierzone w nie sankcje są abuzywne i sprzeczne z zasadą neutralności, skazane są więc na porażkę. Zwłaszcza że Rosjanie sami łamią zasadę, na którą się powołują. W tej sytuacji i dopóki to trwa, ich skarga - moim zdaniem - w ogóle nie zasługuje na rozpoznanie. Powinna zostać odrzucona ze względu na nadużycie prawa do skargi.
FIFA oraz UEFA nie były początkowo zbyt skłonne do odcinania się od rosyjskich federacji i klubów piłkarskich. Co mogło zmienić ich zdanie?
Te organizacje nie są w łatwej sytuacji. Trzeba pamiętać, że zrzeszone są w nich federacje różnych krajów, a Rosja i jej sojusznicy mają w nich swoich przedstawicieli i wpływ na podejmowane w nich decyzje, czy nam się to podoba, czy nie. To trochę tak, jakby mieć pretensje do ONZ, że nie podjęła uchwały potępiającej Rosję, albo że nie wykluczyła Rosji z Rady Bezpieczeństwa. To, że międzynarodowym federacjom sportowym w ogóle udaje się podejmować decyzje o zawieszeniu rosyjskiej reprezentacji i klubów w rozgrywkach międzynarodowych, jest i tak dużym sukcesem dyplomatycznym tych, którzy o to zabiegali, a więc przede wszystkim Polskiego Związku Piłki Nożnej. Myślę, że mogły mieć na to wpływ nie tylko względy sportowe i ludzkie, lecz także prawne. Należy pamiętać o sankcjach ekonomicznych, które Unia Europejska zastosowała w związku z agresją Rosji na Ukrainę na zupełnie niespotykaną skalę. Rzadko komentowanym skutkiem tych sankcji jest to, że wiele osób z rosyjskiego świata sportu zostało lub może zostać poddanych swoistemu ostracyzmowi. Prawo zabrania pod rygorem surowych kar dokonywania jakichkolwiek transakcji i rozliczeń z osobami objętymi takimi sankcjami. Także stąd wynikać może to, że ostatecznie europejskie federacje odcinają się nerwowo od rosyjskich działaczy, związków i klubów sportowych. To może być przy tym dopiero początek trzęsienia ziemi, jakie wywoła to w świecie sportu.
Coraz częściej słychać pomysły, aby sankcjami objąć także rosyjskich zawodników grających w polskich ligach. Stowarzyszenie Zawodników Hokeja na Lodzie, które pan reprezentuje, wystosowało oświadczenie, w którym sprzeciwia się takim propozycjom.
Trzeba odróżnić sankcje przeciwko reprezentantom Rosji, którzy są przedstawicielami rosyjskiego państwa, przeciwko rosyjskim klubom i federacjom, które reprezentują biznes uwikłany w brudną politykę oraz przeciwko rosyjskim sportowcom - celebrytom, którzy wspierają propagandę, od szykan przeciwko indywidualnym zawodnikom mieszkającym w Polsce i grającym dla polskich klubów i polskich kibiców. Przecież część Rosjan czy Białorusinów mieszkających i pracujących na Zachodzie to dysydenci, którzy często narażali życie, by walczyć z Putinem czy Łukaszenką i musieli uciekać z kraju. Inni przyjechali tu za chlebem i po prostu boją się o siebie i swoje rodziny w Rosji, nie chcąc mieć nic wspólnego z polityką. Proszę pamiętać, że tam za krytykę władzy idzie się do więzienia. Oni mają w Polsce bliskich, dzieci, które chodzą do polskich szkół. Nie można wrzucać ich do jednego wora i wszystkich napiętnować. To jasne, że jesteśmy wzburzeni, ale trzeba nad tym wzburzeniem panować, żeby nie krzywdzić niewinnych i nie zachowywać się tak, jak ci, którzy nas oburzają.
Czyli nie powinniśmy przeganiać sportowców z Polski, skoro oni tu są z własnego wyboru.
Rosjanie muszą odczuć gniew i dezaprobatę Zachodu, ale jako pewna wspólnota polityczna. Nie można natomiast szykanować indywidualnych osób na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej. To wręcz na rękę Putinowi. Zwykły pragmatyzm podpowiada, że jeśli wygnamy rosyjskich sportowców z polskich lig za sam fakt bycia Rosjanami, tak jak chcieliby niektórzy „patrioci”, to przecież ci ludzie będą nam niechętni i po powrocie do domu będą utrwalać stereotypy głoszone przez Putinowską propagandę. A tak mogą być naszymi przyjaciółmi i ambasadorami oraz zarzewiem antyputinowskiej opozycji. Albo po prostu dowodem dla świata i dla nas samych, że nawet w gniewie jesteśmy ludzcy i sprawiedliwi, a nie prostaccy i bezmyślnie agresywni.
Rozmawiał: Jakub Styczyński