Izba Dyscyplinarna przekazała do ponownego rozpoznania sprawę byłego prokuratora obwinionego m.in. o ujawnienie kochance materiałów ze śledztwa (sygn. akt II DK 116/21).

Śledczemu postawiono trzy powiązane ze sobą zarzuty. Po pierwsze miał wystawić pewnej kobiecie wezwanie na przesłuchanie (w dodatku z datą wsteczną) w charakterze świadka, choć w tej sprawie nie była ona ani świadkiem, ani stroną. Jedynym celem tego wezwania – jak ustaliły organy dyscyplinarne prokuratury – było usprawiedliwienie nieobecności kobiety w pracy i w tym czasie spotkanie się z rzeczonym prokuratorem w celach bynajmniej nie służbowych. Drugi zarzut odnosił się do tego, że podczas tego spotkania prokurator miał przyjąć od kobiety „korzyść osobistą w postaci obcowania płciowego” w zamian za umorzenie postępowania przeciw niej. Wcześniej śledczy miał zataić przed przełożonymi (z oczywistych względów) istnienie okoliczności uniemożliwiających mu prowadzenie postępowania przeciw tej kobiecie (gdyż powstała uzasadniona wątpliwość co do jego bezstronności). Wreszcie trzeci zarzut dotyczył ujawnienia kochance materiałów sprawy oraz prowadzenia w jej obecności czynności z udziałem świadka.
Wszystkie te czyny zdaniem rzecznika dyscyplinarnego uchybiały godności urzędu, co stanowi delikt dyscyplinarny. Równolegle toczyło się też postępowanie karne, w którym mężczyzna został prawomocnie skazany i stracił możliwość dalszego pełnienia funkcji prokuratora.
Także wewnętrzny sąd dyscyplinarny uznał prokuratora za winnego i ukarał wydaleniem ze służby. Obwiniony wniósł odwołanie, zarzucając wyrokowi błędną kwalifikację czynów oraz stosowanie ustawy mniej względnej dla sprawcy, co jest sprzeczne z zasadami postępowania karnego. Odwoławczy Sąd Dyscyplinarny przy Prokuratorze Generalnym faktycznie zmienił kwalifikację, uznając, że choć obwiniony przyjął korzyść osobistą, nie zrobił tego w zamian za złamanie przepisów prawa. W pozostałym zakresie podtrzymał jednak wyrok. Obrońca obwinionego wywiódł więc kasację.
Podniósł w niej zarzut niestosowania ustawy względniejszej dla sprawcy oraz niewłaściwego składu sądu. Jego zdaniem powinien on liczyć pięciu członków, a nie trzech. Skład orzekający w postępowaniu kasacyjnym w ogóle nie rozpatrzył jednak skargi merytorycznie, gdyż w sprawie zaistniała bezwzględna przyczyna odwoławcza, którą sędziowie musieli uwzględnić z urzędu. Otóż pod wyrokiem drugiej instancji podpisało się tylko dwóch członków składu, który go wydał. Jest to błąd formalny decydujący o konieczności uchylenia wyroku. Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego nie ma też możliwości konwalidowania go przez dodanie podpisu po ogłoszeniu wyroku.
Z tego powodu skład orzekający przekazał sprawę do ponownego rozpoznania... izbie dyscyplinarnej. Od momentu wniesienia kasacji odwoławczy Sąd Dyscyplinarny przestał bowiem istnieć, a w II instancji w sprawach prokuratorskich orzeka właśnie ID.