Dzisiejszy wyrok TSUE formalnie zakończy dla Komisji Europejskiej proces ustanowienia mechanizmu warunkowości wypłat z unijnego budżetu. Jeśli unijny sąd oddali skargi Polski i Węgier, to Bruksela dostanie zielone światło dla stosowania instrumentu „pieniądze za praworządność”.

Na warunkowość wypłat z unijnego budżetu zgodzili się wszyscy liderzy państw członkowskich w lipcu i grudniu 2020 r., kiedy to przyjmowany był zarówno wieloletni budżet na lata 2021–2027, jak i Fundusz Odbudowy po pandemii koronawirusa. Negocjacje trwały kilka miesięcy, a mechanizm był jedną z bardzo wielu kwestii spornych. Choć pierwsza wersja projektu „pieniądze za praworządność” była dużo bardziej radykalna, to ostatecznie zgodzono się, że system warunkowości obejmie zarówno wieloletni budżet, jak i Fundusz Odbudowy, a o podjęciu konkretnych kroków wobec danego państwa, w tym o zawieszeniu środków budżetowych, będzie decydowała Rada UE (ministrowie krajów członkowskich) większością kwalifikowaną.
Polska i Węgry pod groźbą zawetowania wieloletniego budżetu negocjowały dodatkowe zapisy w sprawie mechanizmu, a w kompromisowej wersji KE zobowiązała się stosować w przyszłości warunkowość wyłącznie wobec płatności za projekty z budżetu UE i Funduszu Odbudowy rozpoczęte po 2020 r. oraz sięgać po ten instrument tylko wtedy, gdy naruszenia praworządności mają „dostatecznie bezpośredni” wpływ na zarządzanie funduszami UE i ochronę jej interesów.
Również w grudniu 2020 r. Bruksela zadeklarowała, że jeśli któreś z państw członkowskich zaskarży instrument „pieniądze za praworządność” do Trybunału Sprawiedliwości UE, to nie będzie on stosowany do czasu wyroku unijnego trybunału. Na reakcję zainteresowanych nie trzeba było długo czekać, bo na konferencji prasowej zorganizowanej tuż po grudniowym szczycie premier Viktor Orbán, a po nim szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki zadeklarowali złożenie skargi. Słowa dotrzymali w przepisowym terminie, tak więc choć same przepisy dotyczące warunkowości weszły w życie 1 stycznia ubiegłego roku, to KE po nie sięga.
Jednocześnie jednak Bruksela – co podkreślają sami urzędnicy – monitoruje sytuację pod kątem praworządności w krajach członkowskich, gromadząc informacje niezbędne do ewentualnego wszczęcia postępowania, gdy droga do tego będzie formalnie otwarta. W połowie listopada ubiegłego roku Komisja wysłała już pierwsze pisma do Warszawy i Budapesztu w sprawie wykorzystywania środków unijnych w powiązaniu z przestrzeganiem praworządności. To standardowy element tej procedury, którą reguluje rozporządzenie w sprawie warunkowości w zakresie praworządności. W kolejnych krokach nadal mogą trwać wymiana pism, domaganie się przez KE dalszych informacji i odsyłanie wyjaśnień przez kraj członkowski. Dopiero w wyniku takiej wymiany Bruksela może postanowić o wszczęciu postępowania.
Finałem całego procesu może być zawieszenie środków z unijnego budżetu dla państwa członkowskiego. Są jednak dwa warunki – po pierwsze KE powinna stosować się do zasady proporcjonalności, tak więc za drobne uchybienia nie powinna wstrzymywać bardzo dużych środków. Po drugie – zgodnie z rozporządzeniem i deklaracją Brukseli – na zastosowaniu mechanizmu nie powinni ucierpieć końcowi odbiorcy i beneficjenci funduszy unijnych. Ich ewentualną „stratę” miałyby wówczas uzupełnić państwa członkowskie z własnych środków budżetowych. Zastosowanie instrumentu „pieniądze za praworządność” przez KE może mieć zatem podwójną siłę rażenia.
Rządy – polski i węgierski – konsekwentnie utrzymują, że cały mechanizm jest niezgodny z unijnymi traktami. Polska w skardze złożonej do TSUE argumentowała, że nie ma on dostatecznej podstawy prawnej, a pojęcie „praworządności” jest zbyt ogólne i nieostre. Argumenty Polski i Węgier nie zyskały jednak aprobaty rzecznika generalnego TSUE, który na początku grudnia ubiegłego roku stwierdził, że obie skargi należy oddalić. Stanowisko rzecznika co prawda nie jest wiążące dla unijnego trybunału, ale bardzo rzadko zdarza się, że TSUE rozmija się z opinią rzecznika. Dzisiejszy wyrok będzie wiążący i otworzy Brukseli drogę do ewentualnego uruchomienia mechanizmu.
Tego domagają się szczególnie europarlament i wiodące w nim frakcje. W październiku ubiegłego roku za kadencji Davida Sassoliego Parlament Europejski złożył skargę do TSUE za niestosowanie przez Komisję wprowadzonego mechanizmu. Dziś, tuż po ogłoszeniu wyroku, w PE zaplanowana jest debata na temat praworządności. Szefowa KE Ursula von der Leyen, mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie pojawi się jednak w europarlamencie, choć wczoraj – również w Strasburgu – brała udział w cotygodniowym spotkaniu kolegium komisarzy. Choć presja ze strony europosłów narasta, to KE zapewnia, że wszystkie jej działania będą opierały się na orzeczeniu TSUE.
Rzecznik generalny TSUE uważa skargi za niezasadne