Samodzielna zasada konstytucyjna czy metanorma? Prawda absolutna czy procesowa? W którą stronę powinien iść kodeks postępowania cywilnego, by uczynić jej zadość?

Z jednej strony wszelkie formalizmy procesowe nie sprzyjają ustalaniu prawdy, ale co, gdy ich brak powoduje jeszcze większy problem? Patrząc na stale wrastającą objętość pism procesowych, można odnieść wrażenie, że albo ich autorzy są wynagradzani w systemie wierszówkowym, albo zapomnieli, że w sporze sądowym decydujące znaczenia ma waga, ale argumentów, a nie dokumentów. W ostatnich czasach problem przybrał na sile i nie jest ograniczony li tylko do skomplikowanych spraw gospodarczych. Przyczyny tego stanu rzeczy jest wiele, a odpowiadają za to strony, pełnomocnicy, sądy, biegli jak i ustawodawca. Jak zauważa dr Monika Strus-Wołos proliferacji pism procesowych sprzyjają przepisy o charakterze prekluzyjnym, które powodują, że na wszelkie wypadek zamieszcza się w pozwie wszystko, nawet mniej istotne wątki na wypadek, gdyby druga strona w odpowiedzi na pozew właśnie taką kwestię podniosła.

– Im dłuższe pisma, tym dłuższe uzasadnienia. Im dłuższe uzasadnienia, tym dłuższe apelacje. Do tego swoje piętno odcisnęła komputeryzacja, która sprzyja manierze „kopiuj-wklej”. Oczywiście powrotu do pisania na maszynie, kiedy ważyło się każde słowo i najdalej na czwartej stronie znajdowała się formułka „w tym stanie rzeczy wnoszę jak na wstępie” już nie ma. Możemy natomiast przeciwdziałać manierze kopiowania całych passusów, odpowiednio szkoląc aplikantów z obydwu stron stołu sędziowskiego, tak aby umieli wyłuskiwać istotę sprawy – mówiła mec. Strus-Wołos podczas konferencji naukowej „Poszukiwanie prawdy w procesie cywilnym – ideał czy rzeczywistość” zorganizowanej przez Okręgową Izbę Adwokacką w Radomiu i tamtejszy Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny.
Formalizm procesowy
Sąd nie ma narzędzi do dyscyplinowania pełnomocników-powieściopisarzy. Choć w doktrynie pojawia się koncepcja uznawania nazbyt długich pism za nadużycie prawa procesowego, to jak zauważa mec. Strus-Wołos, termin „zwięzłość” jest w kodeksie postępowania cywilnego zbyt niedookreślony i ocenny, by można było stosować art. 41 k.p.c. Dlatego nieoczekiwanie, adwokat znana jako wielka przeciwniczka formalizmu w procedurze, zaproponowała wprowadzenie prekluzji objętościowej w postaci ograniczenia liczby znormalizowanych stron.
– Aby takie ograniczenie nie było ograniczeniem prawa do sądu, prekluzja objętościowa powinna być wprowadzona zamiast, a nie obok innych formalizmów. Wydaje się, że też pierwsze, a być może i ostatnie pismo procesowe mogłoby być spod tych wymogów zwolnione. Natomiast pomiędzy pierwszy a ostatnim pismem to sędzia by określał, czy strona dostaje 10, a w dużych sprawach może 20 stron i wówczas każdy sam zdecyduje, jak chce je wykorzystać. Na wnioski dowodowe czy może na podkreślenie istotnej kwestii albo na polemikę z każdym przecinkiem w stanowisku strony przeciwnej – tłumaczyła Monika Strus-Wołos, wskazując, że skoro dawny przepis z art. 207 par. 2 zd. 2, który przewidywał, że to sędzia decyduje o możliwości złożenia pisma, nie został uznany za niekonstytucyjny, to i takie rozwiązanie nie powinno stanowić naruszenia prawa do sądu. Strona nadal będzie przecież decydować, kiedy i jakie pismo składa. Kwestią do dyskusji jest natomiast to, jak i czy w ogóle takie ograniczenie powinno dotyczyć środków odwoławczych.
– Natomiast w postępowaniu przed Sądem Najwyższym nie widziałabym żadnego problemu w ograniczeniu możliwości składania pism wyłącznie do skargi kasacyjnej i odpowiedzi na nią. Jeżeli jest autor skargi kasacyjnej widzi potrzebę repliki, to świadczy to tylko o tym, że autor skargi nie napisał jej odpowiednio przekonująco. Poza tym, zawsze można się do tego odnieść na rozprawie – przekonywała mec. Strus-Wołos.
Prawda czy tempo
Proponowanie nowego formalizmu procesowego podczas konferencji o roli prawdy w postępowaniu cywilnym może się wydawać kontrowersyjne. Zasada prawdy materialnej jest bowiem zwykle na kolizyjnym kursie z zasadą szybkości postępowania, naczelnym celem ostatnich nowelizacji k.p.c. Jak wskazywał prof. Tadeusz Zembrzuski z UW, ostatnimi czasy „na piedestał wynoszony jest pośpiech procesowy odległy od rzetelnej refleksji i próby ważenia wartości”. A ten kierunek tylko pozornie może wydawać się prawidłowy – wskazywał prof. Zembrzuski. Bo choć sprawiedliwość po latach nie jest żadną sprawiedliwością, to zasada szybkości stała się superzasadą procesową.
– Rozsądna objętość akt pomaga zarówno zasadzie prawdy, jak i szybkości postępowania– przekonywała mec. Strus-Wołos.
Jak podkreślał prof. Leszek Bosek, prawda jest jedną z podstawowych wartości konstytucyjnych, która jest związana z godnością człowieka.
– Można powiedzieć, że prawda może być postrzegana jako samodzielna zasada konstytucyjna wyprowadzana z preambuły, ale mnie osobiście bliższy jest pogląd, że jest to metanorma, norma drugiego rzędu. To znaczy taka, która powinna być stosowana w ramach innych norm konstytucyjnych i wraz z tymi normami kierunkować wykładnie. Zasada prawdy kształtuje też proces cywilny w ten sposób, że wymaga tworzenia warunków rzetelnego rozpoznania sprawy – mówił prof. Bosek.
Inna sprawa, że sam charakter procesu cywilnego z jego rozmaitymi instytucjami w postaci zakazów dowodowych, prekluzji, umowy dowodowej etc. sprawia, że trudno mówić o prawdzie absolutnej. Gdyby tak było, jak podnosił prof. Łukasz Błaszczak z Uniwersytetu Wrocławskiego, to dopuszczalne byłoby przesłuchiwanie adwokatów czy radców prawnych, co jest zabronione, bo prowadzi do złamania tajemnicy zawodowej. – Kolejnym wyłomem od zasady prawdy są domniemania i fikcje prawne, zakazy dowodowe. To oznacza, w świetle przepisów k.p.c. ta prawda jest zrelatywizowana. Weźmy przykład sprawy rozwodowej, w którym dochodzi do ujawniania najbardziej intymnych szczegółów pożycia małżeńskiego. Dążenie do ustalenia prawdy obiektywnej mogłoby naruszać konstytucyjne prawo do prywatności i godności. Dlatego wyjaśnienie prawdy nie powinno mieć charakteru absolutnego, bo prawda nie jest zasadą – mówił prof. Błaszczak, dla którego idealna procedura nie jest bezwzględnie oparta na zasadzie prawdy, lecz dąży do prawdy z poszanowaniem innych wartości o charakterze konstytucyjnym. – Dopiero wtedy będziemy mieli do czynienia z sytuacją, w której wyrok prowadzi do sprawiedliwego rozstrzygnięcia.
Z kolei Jacek Gudowski, sędzia SN w stanie spoczynku, zwracał uwagę, że deprecjonowanie prawdy, stałe „wyciekanie” jej z prawa procesowego przy okazji kolejnych nowelizacji jest jednym z negatywnych skutków rozpleniania się w prawie postmodernizmu. A ten odrzuca poszukiwanie prawdy.
– Przez to proces cywilny z rzetelnego narzędzia do dochodzenia prawdy i sprawiedliwości zamienia się w grę strategiczno-losową bez dostatecznie sprecyzowanych reguł – diagnozował sędzia Gudowski.
Inna sprawa, że – jak zwracała prof. Kinga Flaga-Gieruszyńska z Uniwersytetu Szczecińskiego – dążenie do prawdy bywa o tyle trudne, że czasem np. świadek przeświadczony o tym, że mówi prawdę, tak naprawdę się z nią mija, bo ma np. słaby wzrok czy słuch. Stąd w k.p.c. obok zasady prawdy materialnej wyrażonej w art. 3 k.p.c. występuje pojęcie prawdy formalnej.
– Jej istotą jest przyjęcie, że sąd powinien uzyskać rozstrzygnięcie zgodnie z materiałem dostarczonym przez strony procesowe. Efekt jest taki, że rzeczywisty stan faktyczny staje się w przypadku prawdy formalnej kwestią drugorzędną. Na pierwszy plan wysuwa się to, co pokazują strony, czyli rzeczywistość wykreowana przez materiał procesowy dostarczony przez strony. Przy czystej postaci prawdy formalnej nie ma konieczności uzupełniania materiału procesowego z urzędu. W konsekwencji mamy do czynienia z sytuacją, w której odchodzimy od konstrukcji, w której mówimy, że sąd cokolwiek wyjaśnia, albo sąd uznaje sprawę za wyjaśnioną. Ciężar wyjaśnienia sprawy przesuwa się w kierunku stron procesowych, które mają poprzez przedstawione twierdzenia i wnioski dowodowe sprawę wyjaśnić – wskazywała prof. Flaga-Gieruszyńska, co oznacza, że może zdarzyć się tak, że to co zostało ustalone w postępowaniu, będzie w znaczący sposób odbiegało od rzeczywistości. Dlatego też takie dogmatyczne podejście do prawdy formalnej zostało w orzecznictwie Sądu Najwyższego skrytykowane, m.in. w wyroku z 2007 r. (V CSK 377/06) orzekł, że zmiany w przepisach k.p.c. nie oznaczają rezygnacji z zasady prawdy materialnej. I choć inny jest sposób dochodzenia do prawdy (strony w kontradyktoryjnym procesie mają jej poszukiwać, a sąd ma zadbać o to, aby reguły postępowania obowiązujące przy jej dochodzeniu zostały zachowane), to nie wyklucza to podjęcia inicjatywy dowodowej przez sąd.
Wiedza z urzędu
Jednak według sędziego Zbigniewa Miczka z Sądu Rejonowego w Tarnowie z jednej strony sąd powinien wykazywać inicjatywę, by ustalić wszystkie istotne dla sprawy fakty, a z drugiej takie działanie z urzędu może naruszyć prawa stron i być sprzeczne z zasadą równości broni.
Jak w praktyce wyglądają takie dylematy? – Jeszcze w czasach obowiązywania poprzedniej wersji odrębnego postępowania gospodarczego trafiła do mnie sprawa, w której powód występował bez pełnomocnika, złożył pozew, w którym powództwo nie zostało wykazane. Pełnomocnik pozwanego wnosił więc o jego oddalenie. Ale dzień wcześniej do mojego referatu wpłynął wniosek o otwarcie postępowania układowego tego pozwanego. A w tym wniosku z wykazie wierzytelności była również ta, której ten powód formalnie nie wykazał. Zarządziłem przerwę, kazałem przynieść akta z postępowania upadłościowego i dopuściłem dowód z urzędu – przytaczał sędzia Miczek, dodając, że sąd faktu zawsze stoi przed dylematem, na jakiej podstawie orzeka. – Niepisana zasada w sądach faktu jest taka, że czego nie ma w aktach, tego nie ma na świecie. A często sędziowie mają dylemat, bo o okolicznościach istotnych dla sprawy nie dowiadują się z urzędu, czyli z własnych innych postępowań, ale „w urzędzie” przy kawie w pokoju socjalnym. I pojawia się problem, bo ja o czymś wiem, ale czy ja to wiem z urzędu? – pytał sędzia Miczek, zaznaczając, że odpowiedź na to pytanie jest o tyle ważna, że sądy sprawując wymiar sprawiedliwości, świadczą usługi dla społeczeństwa. A jednym z elementów sprawnego funkcjonowania sądów w tym aspekcie jest to, czy orzeczenia będą akceptowalne.
– Jeśli orzeczenie w sposób oczywisty rozmija się z rzeczywistym stanem rzeczy, to nie ma nic dziwnego w tym, że nie zostanie zaakceptowane. Dążenie do poznania prawdy jest jednym z elementów zaakceptowania orzeczenia sądowego. Nawet przez stronę przegrywającą – konkludował sędzia Miczek.