Nie ma przepisów, które określałyby minimalny okres, jaki musi upłynąć od wydania korzystnego wyroku do skierowania sprawy do egzekucji, tak by dłużnik miał szansę na dobrowolne spełnienie świadczenia
Nie ma przepisów, które określałyby minimalny okres, jaki musi upłynąć od wydania korzystnego wyroku do skierowania sprawy do egzekucji, tak by dłużnik miał szansę na dobrowolne spełnienie świadczenia
Pan Jan Nowiński wytoczył Zbigniewowi Ziobrze sprawę cywilną, którą przegrał w obu instancjach. Sąd zasądził zwrot kosztów procesu na rzecz pozwanego. W sumie 1337 zł. Prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie w tej sprawie zapadł 12 grudnia 2018 r. Powoda nie było na sali rozpraw – mieszka w Trzebnicy w województwie dolnośląskim – więc o niekorzystnym rozstrzygnięciu dowiedział się po doręczeniu wyroku pocztą.
Kłopot w tym, że pan Jan, który w sprawie występował bez profesjonalnego pełnomocnika, nie znał numeru konta bankowego, na który mógłby wpłacić zasądzone pieniądze. 12 lutego 2019 r. wysłał więc do SO w Warszawie pismo zatytułowane „Wezwanie pozwanego do współdziałania w wykonaniu wyroku poprzez podanie numeru i nazwy konta bankowego w terminie 14 dni”.
Koszta rosną
Tego samego dnia pełnomocnik Zbigniewa Ziobry, mec. Maciej Zaborowski, wobec braku wpłaty i jakiegokolwiek kontaktu ze strony powoda, występuje do sądu o nadanie klauzuli wykonalności w stosunku do wyroku zasądzającego koszty za postępowanie II instancji. Wyrokowi zasądzającemu zwrot kosztów postępowania za I instancję klauzula została nadana 19 grudnia 2018 r., a więc tydzień po prawomocnym wyroku sądu apelacyjnego. Po uwzględnieniu kosztów postępowania klauzulowego koszty sądowe wzrosły już do 1589 zł.
30 marca 2019 r. Jan Nowiński ponawia swoje pismo do sądu z wezwaniem do wyjawienia przez Zbigniewa Ziobrę numeru konta, nieświadomy tego, że jego pełnomocnik 12 marca zdążył już skierować sprawę do egzekucji komorniczej. Zamiast więc pisma z numerem konta dostaje informację o wszczęciu egzekucji, co oznacza, że wraz z kosztami postępowania egzekucyjnego dłużnik musi zapłacić już 2014 zł. Egzekucja została wszczęta 20 marca 2019 r., a 13 kwietnia 2019 r. pan Jan odbiera pismo od pełnomocnika Zbigniewa Ziobry, będące odpowiedzią na wezwanie do wskazania rachunku, z informacją, że zaległe koszty sądowe może wpłacić na rachunek depozytowy kancelarii Kopeć & Zaborowski.
– Informacja od mec. Zaborowskiego z numerem konta jest antydatowana na 4 marca 2019 r., co miało wskazywać, że adwokat najpierw poinformował mnie o numerze konta, a dopiero później skierował sprawę do egzekucji. Tymczasem data stempla pocztowego wskazuje, że zostało ono nadane 5 kwietnia, a więc już po wszczęciu egzekucji. Skierowanie sprawy do komornika przed podaniem informacji o numerze konta, na które mógłbym dokonać dobrowolnej spłaty, naraziło mnie na dodatkowe koszty – skarży się pan Jan.
Mecenas Maciej Zaborowski nie zaprzecza, że pismo z numerem konta zostało nadane 5 kwietnia, a więc po wszczęciu egzekucji. Zapewnia jednak, nie ma mowy o żadnym celowym antydatowaniu – data pojawiła się na dokumencie przez pomyłkę. Poza tym odpis pisma, które pan Jan wniósł do sądu 12 lutego, sąd doręczył adwokatami dopiero 29 marca, a więc już po wszczęciu postępowania egzekucyjnego.
Dobra wola
Jak zapewnia Sylwia Urbańska, rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie, nie ma mowy o żadnej zwłoce sądu. A ten przesłał pismo do pełnomocnika drugiej strony tylko z dobrej woli. – Po uprawomocnieniu się wyroku mogą być podejmowane czynności w sprawie, np. w wyniku wniosku o sprostowanie. Tego rodzaju pisma, dotyczące czynności procesowych, oczywiście są doręczane drugiej stronie. Pismo powoda nie dotyczyło jednak czynności procesowej i w ogóle nie powinno być skierowane do sądu. Sąd nie zajmuje się kwestią rozliczenia kosztów pomiędzy stronami, o których już prawomocnie orzekł w wyroku – tłumaczy sędzia Urbańska, która dodaje, że także kolejne pisma dotyczące postępowania egzekucyjnego wszczętego przez komornika sądowego na wniosek pozwanego (wierzyciela z tytułu kosztów sądowych) były przez powoda (dłużnika z tego tytułu) błędnie kierowane do sądu. – Sąd orzekający w sprawie nie zajmuje się także kwestią egzekucji zasądzonego świadczenia i pisma tego rodzaju powinny być przez dłużnika kierowane do komornika lub wierzyciela, zwłaszcza że dane pełnomocnika wierzyciela były dostępne i uwidocznione na pierwszej stronie każdego z pism pełnomocnika, których odpisy doręczano powodowi w toku całego postępowania. Pomimo to także odpisy tych pism były doręczane pełnomocnikowi pozwanego (wierzyciela). Ponadto sąd apelacyjny zobowiązał pełnomocnika pozwanego do ustosunkowania się do pism powoda – wyjaśnia rzeczniczka SO w Warszawie.
Zgodnie z art. 467 pkt 1 kodeksu cywilnego dłużnik może złożyć przedmiot świadczenia do depozytu sądowego, jeżeli wskutek okoliczności, za które nie ponosi odpowiedzialności, nie wie, kto jest wierzycielem, albo nie zna jego miejsca zamieszkania lub siedziby, natomiast zgodnie z pkt 4 tego przepisu złożenie do depozytu jest możliwe także w sytuacji, gdy z powodu innych okoliczności dotyczących osoby wierzyciela świadczenie nie może zostać spełnione. Przesłanki te bada sąd rejonowy w postępowaniu wszczętym na wniosek dłużnika w trybie art. 692 i nast. kodeksu postępowania cywilnego. – Choć dłużnik występował bez profesjonalnego pełnomocnika, wydaje się, że wiedział o tej możliwości, ponieważ w piśmie z 12 lutego 2019 r., czyli „wezwaniu wierzyciela do współdziałania”, wprost powołuje się na przepisy dotyczące złożenia przedmiotu świadczenia do depozytu sądowego – mówi Sylwia Urbańska.
Jak zaznacza mec. Zaborowski, od momentu wyroku dłużnik ani razu nie skontaktował się z nim w sprawie wykonania orzeczenia. – Nie poinformował mnie w żaden sposób o tym, że chce zwrócić zasądzone koszty procesu, lecz nie wie, na jaki rachunek. Poza tym mógł skorzystać z numeru konta, który jest publicznie dostępny na stronie kancelarii – mówi mec. Zaborowski.
Z tą argumentacją nie zgadza się Jan Nowiński. – Wierzycielem jest Zbigniew Ziobro, a nie mec. Zaborowski, więc nie mogłem po prostu wpłacić pieniędzy na konto adwokata. Zwłaszcza że z pełnomocnictwa w aktach sprawy wynika, że był on ustanowiony pełnomocnikiem Zbigniewa Ziobry do tej sprawy, a nie w związku ze sprawą. Nie miałem pojęcia, czy po wydaniu wyroku pan Zaborowski nadal reprezentuje swojego mocodawcę czy też robił to tylko w trakcie procesu – tłumaczy Jan Nowiński. – Przecież gdybym wpłacił pieniądze mec. Zaborowskiemu w momencie, gdy nie byłby już pełnomocnikiem Zbigniewa Ziobry, to ten ostatni mógłby o tym w ogóle nie wiedzieć i skierować sprawę do komornika – argumentuje Nowiński.
Ostatecznie po otrzymaniu pisma od pełnomocnika Jan Nowiński wpłacił pieniądze bezpośrednio na konto kancelarii. Postępowanie zostało więc umorzone na wniosek wierzyciela, a opłatą z tego tytułu obciążony został dłużnik. W stosunku do początkowych kosztów wynoszących 1,3 tys. zł pan Jan musiał zapłacić prawie drugie tyle.
Dlatego 17 lutego 2021 r. Jan Nowiński złożył skargę do organów samorządu adwokackiego na mec. Zaborowskiego, w której zarzucił mu przekazanie numeru rachunku bankowego z nieuzasadnioną zwłoką w celu wszczęcia bezzasadnej egzekucji. Zdaniem skarżącego mec. Zaborowski przed wszczęciem egzekucji powinien był się upewnić, czy „w aktach sądowych znajduje się pismo wzywające pozwanego do wskazania rachunku bankowego”. Rzecznik dyscyplinarny ORA w Warszawie odmówił wszczęcia postępowania, wskazując, że adwokat nie ma obowiązku zapoznawania się z aktami sprawy w celu upewnienia się, czy znajduje się w nich kierowana do niego lub reprezentowanej przez niego strony korespondencja od strony przeciwnej. Uznał również, że o ile w toku postępowania pisma procesowe składane przez stronę niezastępowaną przez profesjonalnego pełnomocnika są wysyłane wyłącznie do sądu i to sąd doręcza odpis pisma stronie przeciwnej lub jej pełnomocnikowi, to pismo wzywającego pozwanego do wskazania numeru konta nie stanowi pisma procesowego w rozumieniu art. 128 par. 1 k.p.c. Zatem Jan Nowiński powinien był skierować pismo z żądaniem wskazania numeru rachunku bankowego bezpośrednio do adw. Zaborowskiego. „Skoro nie otrzymał informacji wskazującej na wypowiedzenie pełnomocnictwa, to nie miał powodów, aby nie traktować adw. Macieja Zaborowskiego jako umocowanego pełnomocnika pozwanego” – uzasadniał odmowę wszczęcia postępowania rzecznik dyscyplinarny.
Od tej decyzji Jan Nowiński wniósł odwołanie, podnosząc m.in., że żaden wymóg prawny nie nakazuje informowania strony po prawomocnym zakończeniu sprawy sądowej o trwaniu bądź wypowiedzeniu pełnomocnictwa, gdyż to otrzymane i zawarte w aktach sprawy opiewa na reprezentowanie mocodawcy na czas procesu. – Trudno uznać, że po kilkunastu lub kilkudziesięciu latach moi przeciwnicy procesowi dalej są reprezentowani przez tych samych adwokatów czy radców, gdy nie wiadomo nawet, czy ci żyją lub czy nie zakończyli praktyki. Żadnego tego typu wypowiedzenia pełnomocnictwa po zakończeniu procesu nigdy nie otrzymałem – mówi Jan Nowiński. Poza tym, jak argumentuje, gdyby wniesienie przez niego pisma wzywającego Zbigniewa Ziobrę do współdziałania w wykonaniu wyroku było bezskuteczne, to sąd nie przekazałby go do jego pełnomocnika, co późno, bo późno, ale jednak nastąpiło.
Jak jednak wyjaśnia Sylwia Urbańska, z akt sprawy wynika, że sąd apelacyjny podejmował w sprawie czynności, do których w istocie nie był zobowiązany, jak się wydaje w celu ułatwienia komunikacji między stronami.
W tej sytuacji choć dłużnik miał wolę spełnienia świadczenia – o czym świadczy pismo w sprawie ujawnienia rachunku bankowego – to trudno też twierdzić, że niezdający sobie z tego sprawy adwokat wszczął egzekucję niecelowo.
– Gdyby pan Jan miał pełnomocnika, zapewne skontaktowałbym się z nim i ustalił sposób spełniania świadczenia – przyznaje po fakcie mec. Zaborowski. Na pytanie, czy tym bardziej nie powinien był tak postąpić w stosunku do osoby, która nie ma pełnomocnika, odpowiada: – Pan Jan nie jest osobą wymagającą szczególnego traktowania ze względu na swoją sytuację życiową lub zdrowotną. Wręcz przeciwnie, jest osobą, która pozwała nie Skarb Państwa–Ministra Sprawiedliwości, lecz Zbigniewa Ziobrę jako osobę fizyczną. Odczuwam wewnętrzny sprzeciw wobec angażowania aparatu państwa, wymiaru sprawiedliwości i pełnomocników w takie sprawy. Rzeczywiste koszty całego tego postępowania w dwóch instancjach przecież są o wiele wyższe niż te zasądzone przez sąd. Do tego dochodzą liczne postępowania tzw. wpadkowe inicjowane przez pana Jana. Nie widzę powodu, by jakoś specjalnie podchodzić do tego pana, zwłaszcza że skierowałem sprawę do egzekucji po dość długim czasie od uprawomocnienia się orzeczenia, dając dłużnikowi czas na dobrowolne spełnienie świadczenia – tłumaczy mec. Zaborowski.
Potrzebne regulacje?
Inna sprawa, że nie ma przepisów obligujących stronę, która wygrała, do informowania strony przegranej o sposobie wykonania wyroku. – To raczej kwestia zwyczaju. W praktyce jest tak, że jak się lubi pełnomocnika drugiej strony, to się go informuje o numerze konta, a jak nam wyjątkowo zalazł za skórę podczas procesu, to się idzie od razu do komornika – mówi jeden ze stołecznych adwokatów. – Tak to wygląda– potwierdza stołeczna radczyni. – Choć czasem z czystej pragmatyki lepiej jest po prostu wysłać takie pismo z wezwaniem do zapłaty niż zawracać sobie głowę klauzulą wykonalności, zwłaszcza teraz, przy tak działających sądach.
Jednak zdaniem dr. Jarosława Świeczkowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, który jest również komornikiem, jest to luka w przepisach. – Czasem odbywa się swoisty wyścig polegający na tym, czy dłużnik zdąży pierwszy spłacić zobowiązanie czy wierzyciel wszcząć egzekucję. Może się zdarzyć, że ten drugi będzie szybszy i komornik dokona zajęcia rachunku, który będzie służył kredytowaniu prowadzonej przez przedsiębiorcę działalności gospodarczej. Widzimy więc, że to rodzi skutki, z których dodatkowe koszty egzekucyjne są najmniejszym problemem. A przecież niektóre systemy prawne przewidują jakiś bufor czasowy, podczas gdy u nas w zależności od tego, jak sprawnie są nadawane klauzule wykonalności, druga strona nawet może nie mieć szans, by spełnić świadczenie – mówi dr Świeczkowski.
Abstrahując od perypetii Jana Nowińskiego i mec. Zaborowskiego, zadaliśmy Ministerstwu Sprawiedliwości zupełnie teoretyczne pytania m.in. o to, czy przepisy powinny przewidywać jakiś minimalny bufor czasowy dla zobowiązanego do uiszczenia należności wynikających z wyroku sądowego, zanim wierzyciel będzie mógł skierować sprawę do egzekucji. A także czy zbyt szybkie przekazanie sprawy do egzekucji bez dania szansy stronie przegranej na dobrowolne uiszczenie kosztów można traktować jako szykanowanie dłużnika poprzez narażenie go na dodatkowe koszty postępowania egzekucyjnego. W odpowiedzi resort nie wypowiedział się wprost co do potrzeby ewentualnej zmiany przepisów. Zamiast tego wyjaśnił, że choć można sobie wyobrazić sytuacje, w których wierzyciel niezwłocznie występuje o wydanie tytułu wykonawczego i kieruje sprawę na drogę egzekucji, to należy jednak pamiętać, że między złożeniem wniosku a wydaniem tytułu mija na ogół trochę czasu (przynajmniej kilka dni), kiedy dłużnik powinien spełnić świadczenie.
„Należy też zwrócić uwagę, że wierzyciel zbytnio spiesząc się ze złożeniem wniosku egzekucyjnego, ryzykuje, że doprowadza do wszczęcia egzekucji mimo tego, że dłużnik już spełnił świadczenie. W takiej sytuacji wszczęcie egzekucji należy uznać za oczywiście niecelowe. Stosownie do art. 30 ustawy o kosztach komorniczych w razie oczywiście niecelowego wszczęcia postępowania egzekucyjnego lub wskazania we wniosku o wszczęcie egzekucji osoby niebędącej dłużnikiem komornik wydaje postanowienie o pobraniu od wierzyciela opłaty stosunkowej w wysokości 10 proc. egzekwowanego świadczenia. W takim przypadku komornik nie ściąga ani nie pobiera opłaty od dłużnika, a opłatę ściągniętą lub pobraną zwraca dłużnikowi – wskazuje Ministerstwo Sprawiedliwości.
Innymi słowy ryzyko zbyt szybkiego wszczęcia egzekucji przez wierzyciela powinno być minimalizowane koniecznością poniesienia kosztów egzekucji w sytuacji, gdyby się okazało, że dłużnik zdążył wpłacić pieniądze szybciej.
O co poszło
Niekorzystny koniec historii Jana Nowińskiego swoje źródło ma poniekąd w korzystnym dla niego rozstrzygnięciu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W 2009 r. trybunał w Strasburgu uznał, że odmowa przyjęcia pozwu z powodu braku stałego miejsca zamieszkania (skarżący wskazywał adres skrzynki pocztowej oraz adres zakładu pracy) narusza jego prawo do sądu. W następstwie tego orzeczenia Nowiński wystąpił do ministra sprawiedliwości, którym również wówczas był Zbigniew Ziobro, o zainicjowanie postępowania dyscyplinarnego przeciwko sędziom, którzy wydali zaskarżone do ETPC orzeczenia. Minister nie zajął stanowiska w tej sprawie, więc Jan Nowiński wystąpił z pozwem cywilnym, jednak jedyną stratą, jaką mógł udowodnić, był koszt wysłania dwóch listów poleconych do MS. Roszczenie wynosiło więc 7,10 zł.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama