Udało się nas skutecznie wystraszyć. Postanowiliśmy oddać część naszej wolności w imię ochrony przed zagrożeniem. Nie myśleliśmy, jakie będą konsekwencje – mówi w rozmowie z DGP dr Piotr Kładoczny, szef działu prawnego i wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wykładowca w Instytucie Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego, członek Zespołu Ekspertów Prawnych przy Fundacji Batorego.

Dlaczego, choć szczepimy się, a liczba zakażeń jest niska, nie możemy normalnie funkcjonować?

Normalnie, czyli jak z czasów sprzed COVID-19… Myślę, że udało się nas, obywateli, skutecznie wystraszyć. Słusznie czy nie – to już pytanie do lekarzy, epidemiologów. Postanowiliśmy mniej lub bardziej świadomie oddać część naszej wolności w imię ochrony przed bezpośrednim zagrożeniem. Nie myśleliśmy o tym, jakie będą konsekwencje długofalowe tego stanu rzeczy i jak będzie wyglądać przywracanie pełni praw obywatelskich. Rząd podjął działania, które szczególnie na początku nie były kontestowane przez większość społeczeństwa, jeśli chodzi o merytoryczne podstawy. Nie zastanawialiśmy się, na jakiej podstawie zapadają konkretne decyzje. To przyszło później. W efekcie, w kontekście braku dyskusji nad podejmowanymi decyzjami, narastały w nas wątpliwości, które dziś objawiają się w formie podważania pandemicznego prawa. Najlepszym tego przykładem jest nasze podejście do noszenia maseczek. Im dalej od wielkich miast, gdzie jest mocniejszy nadzór policji, tym mniejsza nasza karność w ich zakładaniu.
Od przeszło roku mamy w kraju stan epidemii. Może trwać w nieskończoność?
Mamy w konstytucji odpowiednie stany, które można wprowadzać. Klęski żywiołowej, wyjątkowy. Rząd się na to nie zdecydował, co z kolei osłabiło powagę niebezpieczeństwa. W efekcie mamy sytuację, w której brakuje twardo określonych reguł ograniczania swobód obywatelskich. Skutkuje ona swobodą dla władzy, jest dla rządzących wygodna. Mamy stan wprowadzony na mocy ustawy o przeciwdziałaniu chorobom zakaźnym. To daje ustawodawcy komfort prawny, czego daje wyraz, rządząc za pomocą rozporządzeń i aktów nadzwyczajnych. Dodatkowo trzeba pamiętać, że obecna polityczna ekipa zlikwidowała komisje kodyfikacyjne, w tym Komisję Kodyfikacyjną Prawa Karnego, która przy Ministerstwie Sprawiedliwości istniała przez blisko 20 lat. Gdyby była dziś i przepuszczano by przez nią tworzone w ostatnim roku akty prawne, być może sądy miałyby mniej pracy, pochylając się m.in. nad mandatami przyznanymi obywatelom niestosującym się do obostrzeń. Bez komisji kodyfikacyjnej władza działa niewątpliwie szybciej, ale czy lepiej? Co do stanu epidemii, kluczowe jest nie pytanie o sam jego sens dziś, ale szczegółowiej o to, jakie z niego korzyści płyną dla obywateli, jaki zyskują oni poziom bezpieczeństwa.
Dostaliśmy taką informację?
Według mnie – nie. Poza stwierdzeniami, które padały podczas jego wprowadzenia, że musimy to zrobić, bo toczy się wojna. Jestem skłonny uwierzyć, że niechodzenie dzieci do szkół miało wpływ na powstrzymanie rozsiewania pandemii. Ale co do zakazu zgromadzeń – nie widzę takiej korelacji, skoro ludzie jednocześnie mogli robić zakupy, przemieszczać się.
Od 26 czerwca mają obowiązywać nowe zasady, m.in. limit do 75 proc. obłożenia w kinach, teatrach i miejscach kultu religijnego. Zgromadzenia do 150 osób. Maseczki we wszystkich pomieszczeniach, a w wydarzeniach sportowych – 50 proc. widowni. To ma sens?
Dobrze, że limity nie obowiązują zaszczepionych, których dziś jest coraz więcej. Praktycznie każdy, kto chce, może się zaszczepić. Kto nie chce, podejmuje ryzyko na własny rachunek. Osoby zaszczepione, według informacji przekazywanych przez władzę, są bezpieczne. Z tego punktu widzenia nie widzę potrzeby odgórnego ingerowania w swobody obywatelskie. Ludzie mają swój rozum. Jeśli nie chcą ryzykować kontaktu z wirusem, nikogo na siłę nie wyśle się do teatru, na siłownię. I jeszcze jedno: wiara w to, że będziemy mieli stuprocentową wyszczepialność, jest fikcją, a wirus będzie mutował. A to oznacza, że musimy się w tej sytuacji odnaleźć, a dalsze odgórne decydowanie władzy o granicach swobód obywatelskich traci rację bytu.
Czemu mają służyć zapisy w kodeksie karnym, które mówią, że w czasie stanu epidemii i sześć miesięcy po jego odwołaniu nie biegnie przedawnienie karalności czynu oraz przedawnienie wykonania kary w sprawach o przestępstwa i przestępstwa skarbowe?
To ewidentny sposób na to, by powiedzieć ludziom: to nie my, to COVID-19. Innymi słowy: alibi dla władzy, która m.in. pod pretekstem przyspieszenia postępowań wprowadziła zmiany w sądownictwie. Nie poradziła sobie z tym, bo skoncentrowała się na politycznym aspekcie, a nie ułatwieniu do niego dostępu obywatelom. W naszym kraju przedawnienia są długie, zawieszenie tych terminów tym bardziej nie ma więc sensu. Tymczasem nie sama pandemia spowodowała spowolnienie w wielu instytucjach państwowych, tylko zarządzenia wydawane przez władzę. Nawiasem mówiąc, dziwię się również łatwości, z jaką parlament przechodził na tryb posiedzeń online. A co z obawą, że zerwane będzie połączenie podczas głosowania czy kluczowej dyskusji? Wracając do sądów, niektóre też próbowały posiedzeń online albo bez udziału stron, ale nie było to powszechne. Jedne miały czynne biura podawcze, inne wystawiały skrzynki. Kilka miesięcy temu pojawił się dobry pomysł podziału kraju na strefy: zieloną, żółtą i czerwoną. Bo nie wszystkie regulacje mają sens wszędzie i muszą być wprowadzane na szczeblu centralnym. Tego rodzaju zróżnicowanie podejścia uznałbym za słuszne, ale sądy nie podzieliły się pod tym kątem. Co więcej, i sama władza nie korzystała potem z podziału na strefy, choćby jeśli chodzi o swobodę działania przedsiębiorców.
Rząd miał się wycofywać ze stanu pandemii, jednak teraz minister Niedzielski w wywiadzie dla Faktu mówi, że sytuacja nie jest zero-jedynkowa. Przypomina o wykrytych w Polsce przypadkach wariantu Delta. Mowa jest nawet o powrocie części obostrzeń, jeśli pandemia zacznie znów nabierać mocy.
Jak wspomniałem, zarządzanie strachem jest w polityce sprawą pożądaną. Nowe zagrożenie jest faktem. Pozostaje mieć nadzieję, że władza nie popełni ponownie największych gaf sprzed roku, czyli np. zamykania parków i lasów. Ale wiele zależy od nas jako społeczeństwa. Czy jesteśmy na tyle dojrzali, by zachowywać się odpowiedzialnie i nie podejmować ryzykownych zachowań? Czy jednak wolimy, by zaopiekował się nami rząd? To pytanie wchodzące w zakres filozofii tworzenia prawa, ale teraz szczególnie istotne.
Przy trzeciej fali prokuratorzy dostawali zalecenia, by traktować przedsiębiorców surowo, stawiając m.in. zarzut z art. 165 k.k. mówiący o „sprowadzeniu powszechnego niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach”. A także sięgać po art. 276 k.p.k. i art. 39 pkt 2 k.k., które ograniczają prowadzenie określonej działalności gospodarczej. Czy widzi pan ryzyko takich działań w kolejnych miesiącach?
Prokuratura jest podporządkowana prokuratorowi generalnemu i ministrowi sprawiedliwości, który może wydawać wytyczne, które pasują rządowi. Widzę dziś wśród prokuratorów trzy podejścia. Jedni, w obawie przed restrykcjami, się stosują. Inni działają na zwłokę, spowalniając procedury. Kolejni – dając wyraz swojemu sprzeciwowi wobec działań prokuratora generalnego, są w różny sposób szykanowani. Co będzie w przyszłości, zależy od postawy obywateli, jak bardzo zdecydowanie będą dochodzić swoich praw na salach sądowych.
Obecnie w czasie pandemii nie dokonuje się eksmisji z lokali mieszkalnych. Ograniczenia obejmują też czas po jej wygaśnięciu. To dobre rozwiązanie?
Dla mnie nie jest jasne, jaki ma związek eksmisja z pandemią. Podobnie, jeśli chodzi o realizację zamówień bez kar, czyli sytuację, w której zamawiający nie mogą egzekwować kar za złą ich realizację jeszcze przez 90 dni po ustaniu stanu epidemii. Kłania się znów brak komisji kodyfikacyjnej, która przyjrzałaby się, czy rozwiązanie ma sens i czy słuszne jest ponoszenie jego konsekwencji w kolejnych miesiącach. Z punktu widzenia szacunku dla prawa pilniejsze jest uporządkowanie sytuacji prawnej osób w DPS-ach, szpitalach, więzieniach. Nadal docierają do nas skargi na utrudnianie spotkań, wizyt czy widzeń.
Rozmawiała: Paulina Nowosielska