Oczekujemy, że resort edukacji i nauki przygotuje przepisy, które zapewniłyby uczelniom możliwość gromadzenia informacji na temat tego, czy student jest zaszczepiony czy też nie – mówi prof. Jerzy Pisuliński, dziekan WPiA UJ.

Od ponad roku uczelnie, podobnie jak my wszyscy, funkcjonują w rzeczywistości pandemicznej. Jakie wyzwania, które stanęły przed państwem w tym czasie, okazały się najtrudniejsze?
Gdy zaczynał się kończący się właśnie rok akademicki, zakładaliśmy, że nauka będzie prowadzona przynajmniej hybrydowo. Okazało się jednak, że szybko musieliśmy zweryfikować te założenia i przejść całkowicie na tryb zdalny. Taki stan utrzymał się już do końca zajęć w semestrze letnim.
Od strony technicznej nie stanowiło to już tak dużego wyzwania. W poprzednim roku akademickim pracowaliśmy na podobnych zasadach. Wdrożyliśmy wówczas różnego rodzaju narzędzia, które ułatwiły studentom taką formę nauki, a wykładowcom prowadzenie zajęć. Mam tu na myśli platformy i komunikatory, z których korzystaliśmy przez ten czas. Od kilku lat wdrażamy też projekt e-podręczników, co w czasie epidemii okazało się bardzo pomocne. W tym roku zajęcia w większości były prowadzone synchronicznie. Studenci mieli też do dyspozycji nagrania wykładów.
Niewiadomą są jednak efekty kształcenia. Dopiero teraz po pełnym roku prowadzenia zajęć w tej formie będziemy mogli tę kwestię ocenić. Kolejnym wyzwaniem są egzaminy, które są przeprowadzane zdalnie. Nie chodzi tylko o kwestie techniczne, bowiem przetestowaliśmy je w poprzednich semestrach. Mam na myśli bardziej ich wiarygodność.
Może pana obawy są nieuzasadnione. Ostatnie wyniki egzaminów na aplikacje pokazują, że studenci WPiA UJ poradzili sobie najlepiej spośród wszystkich absolwentów szkół wyższych.
To oczywiście nasz duży sukces. Jednak nie uważam, że na tej podstawie można oceniać już skuteczność nauczania w czasie epidemii. Przede wszystkim dlatego, że do egzaminów na aplikacje nie przygotowuje się w ciągu kilku miesięcy, tylko jest to efekt pracy przez całe studia.
Co studenci zyskali, a co stracili przez wymuszone przez pandemię zmiany na uczelni?
Muszę przyznać, że bardzo dobrze dostosowali się oni do nowych warunków. Na zajęciach przez większość czasu odnotowywaliśmy bardzo wysoką frekwencję. Co było spowodowane m.in. tym, że odbywały się one online. Łatwo można było je bowiem wpisać w swój plan dnia. Odpadły dojazdy czy konieczność załatwienia dnia wolnego w pracy. Teraz co prawda z frekwencją jest nieco gorzej. Jednak wydaje mi się, że przyszło po prostu zmęczenie spowodowane całą sytuacją związaną z epidemią, nie tylko kwestiami dotyczącymi kształcenia.
Jeżeli miałbym wymienić plusy tej sytuacji, to na pewno wskazałbym szersze stosowanie narzędzi porozumiewania się na odległość w obszarze nauki.
Wiele istotnych kwestii studentom jednak w tym czasie umknęło. Stracili na pewno codzienny kontakt ze sobą, ale także z wykładowcami i samą uczelnią. To jest ważny aspekt studiowania. Chodzi nie tylko o zdobywanie wiedzy, ale także nawiązywanie relacji z innymi studentami, mierzenie się z przeprowadzką do innego miasta czy zmianą środowiska. To samo dotyczy też programów wymiany studenckiej.
Nie wszystkie aspekty kształcenia można też zrealizować online. Mam tu na myśli praktyki w sądach. One w tym czasie odbywały się w ograniczonym zakresie.
Czy uważa pan zatem, że kształcenie prawników wyłącznie online jest możliwe?
Ma to na pewno swoje dobre strony. Zauważyliśmy to wśród słuchaczy studiów podyplomowych. Teraz też dostajemy dużo pytań, czy w przyszłym roku będą odbywały się one zdalnie. Tryb stacjonarny wyklucza często niektórych kandydatów. Nie są bowiem w stanie pogodzić kształcenia z innymi obowiązkami, w tym np. dojazdami z innych miejscowości. Nie zawsze jednak prowadzenie zajęć zdalnie jest możliwe. Mamy przykładowo studia podyplomowe z prawa dowodowego, gdzie zajęcia prowadzone są w Instytucie Ekspertyz Sądowych. One muszą odbywać się stacjonarnie, bowiem słuchacze pracują na dostępnych tam narzędziach. Nie dotyczy to zresztą tylko studiów podyplomowych, ale też studiów prawniczych jednolitych magisterskich. Dlatego odpowiadając na pani pytanie, uważam, że całkowicie zdalne kształcenie prawników nie zawsze realizuje cel zajęć. Dlatego najbardziej optymalną formą wydaje się model hybrydowy.
Czy pana zdaniem czas epidemii stworzył zapotrzebowanie na jakieś konkretne obszary specjalizacji w dziedzinie prawa?
Na pewno epidemia przypominała nam o znaczeniu niektórych działów prawa. Myślę przede wszystkim o tematach związanych z ochroną zdrowia. Ostatni czas uświadomił nam, jak ważna jest to sfera życia i jakie wyzwania o charakterze prawnym się z nią wiążą. Ponadto sposób wprowadzania restrykcji w sferze społecznej i gospodarczej czy stosowania przepisów przez policję i sanepid wzbudził większe zainteresowanie problematyką konstytucyjną i ochrony praw człowieka, w tym praw obywatelskich. Natomiast wyzwaniami dla wymiaru sprawiedliwości są na pewno nowe technologie. Myślę, że te kwestie cały czas będą aktualne. Szczególnie jeżeli sprawdzi się czarny scenariusz i wirus z nami zostanie. A nawet jeżeli zagrożenie będzie mniejsze, to niektórych zmian nie można już cofnąć. Na pewno prawnicy będą musieli dobrze radzić sobie z nowymi technologiami. W tym kontekście pojawiają się jednak nowe zagadnienia prawne związane z tajemnicą adwokacką i radcowską oraz ochroną danych osobowych klientów. Ta ostatnia kwestia jest też zresztą istotna z punktu widzenia uczelni.
Czy już państwo wiedzą, jak będzie wyglądać kształcenie na WPiA UJ w przyszłym roku akademickim?
Na pewno będziemy chcieli zapytać studentów i nauczycieli akademickich o ich preferencje. Planujemy w jak największym zakresie powrócić do formy stacjonarnej. Na razie nie zapadła jednak ostateczna decyzja, bo jest obecnie zbyt wiele niewiadomych. Coraz częściej słyszymy, że musimy się liczyć z czwartą falą epidemii. Wszystko będzie zależało od tego, jak długo zostaną utrzymane ograniczenia związane z zasadami bezpieczeństwa. Wiąże się to także z obecnością na uczelni studentów zaszczepionych i niezaszczepionych. To rodzi wątpliwości, jakie uprawnienia będzie miała w stosunku do nich uczelnia. Przykładowo, czy może stwarzać przywileje dla osób zaszczepionych. Czy będą one zaliczane do limitu osób, które mogą przebywać na sali wykładowej, jeżeli tego typu ograniczenia dalej będą obowiązywać. A jeżeli tak, to skąd mamy pozyskiwać informacje dotyczące zaszczepialności. To są sprawy nierozstrzygnięte. Oczekujemy, że Ministerstwo Edukacji i Nauki pomoże nam rozwiązać te dylematy.
Czego dokładnie państwo oczekujecie?
Nie chodzi mi o wytyczne, a raczej o konkretne narzędzia prawne, które dałyby nam więcej możliwości. Mam na myśli przepisy, które zapewniłyby uczelniom możliwość gromadzenia informacji na temat tego, czy student jest zaszczepiony czy też nie. A także regulacje, które wprost pozwalałaby nam na tworzenie ewentualnych przywilejów dla tej grupy. Chodzi np. o możliwość uczestniczenia w zajęciach stacjonarnie. Pomocna byłaby nawet informacja, jaki procent naszych studentów jest już zaszczepionych. My bowiem na razie działamy po omacku.
Rozmawiała: Paulina Szewioła