Zdaniem wiceszefa MS Sebastiana Kalety opinia rzecznika generalnego TSUE dotycząca polskiego systemu delegowania sędziów to część zorganizowanej operacji, której celem jest zatrzymanie reformy wymiaru sprawiedliwości. Wiceminister podkreślał, że system, o którym mowa, ukształtowano już w 2002 r.

Chodzi o opinię, którą w czwartek ogłosił rzecznik generalny TSUE Michal Bobek. Zgodnie z nią polska praktyka delegowania sędziów do sądów wyższej instancji, które to delegowanie może zostać zakończone w każdym czasie według uznania ministra sprawiedliwości będącego zarazem prokuratorem generalnym, jest sprzeczna z unijnym prawem.

Podczas czwartkowej konferencji w resorcie sprawiedliwości wiceszef MS Sebastian Kaleta zrzucał instytucjom europejskim ciągłe stosowanie wobec Polski podwójnych standardów. "Nie będzie zgody na ingerowanie w polską suwerenność" - mówił. Jak podkreślał, w kolejnych wyrokach wydawanych przez TSUE w odniesieniu do różnych spraw pada stwierdzenie, że "w innych państwach tak jest, ale w Polsce tak być nie może".

"Dzisiaj mamy kolejny akt tego spektaklu politycznego (...) Delegowanie sędziów - rzecznik mówi: oczywiście, jest to dopuszczalne, ale w Polsce nie może być takiego systemu" - wskazywał Kaleta. Jego zdaniem nie chodzi tu o prawo, a o "politykę i próbę szantażu". "Dlatego konsekwentnie sprzeciwiamy się i kontestujemy tego rodzaju polityczne rozstrzygnięcia" - powiedział.

Kaleta podkreślił, że model delegowania sędziów został ukształtowany ustrojowo już w 2002 r. "To nie jest przepis z reformy sądownictwa, to przepis z 2002 r., z tym przepisem Polska wkraczała do Unii Europejskiej. Dzisiaj ten przepis jest problemem" - mówił.

Wiceminister tłumaczył, że każda delegacja opiera się na zgodzie sędziego, z czego sędziowie zresztą chętnie korzystają. "Uzupełniając tymczasowe braki w sądach wyższych instancji, zdobywają doświadczenie, by np. w konkursie przed KRS ubiegać się na stałe o funkcję w tych sądach. Jest to powszechna praktyka od lat, od 2002 r." - mówił.

Jak wskazywał, od tego samego roku obowiązuje przepis, zgodnie z którym minister sprawiedliwości może w każdej chwili odwoływać sędziego z delegacji. "Co więcej, nasza reforma sądownictwa ograniczyła możliwość wpływania na uczestnictwo sędziego w konkretnym procesie, kiedy jest delegowany" - dodał Kaleta.

Wiceminister podkreślał ponadto, że delegacji nie zatwierdza osobiście sam minister sprawiedliwości. "Przyjęta praktyka (...) jest taka, że takich delegacji dokonuje minister sprawiedliwości poprzez wiceministra, który sam jest sędzią" - mówił. Jak dodał, tak jest również przez cały okres urzędowania obecnego szefa MS, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. "To gwarancja, której nie ma w innych państwach, która również przeszkadza" - ocenił.

Kaleta dodał, że sprawę kompetencji ministra sprawiedliwości w zakresie nadzoru nad sądami oceniał już Trybunał Konstytucyjny. "Co stwierdzał Trybunał w tych orzeczeniach? (...) Że sądy nie mogą być wyizolowane od pozostałych władz całkowicie, bo tworzyłyby państwo w państwie" - mówił. Jak podkreślił, TK ocenił również, że wykonywanie przez ministra sprawiedliwości wskazanych kompetencji nie narusza zasady trójpodziału władzy ani zasady niezawisłości sędziowskiej.

"Z czym mamy zatem dzisiaj do czynienia? Ze zorganizowaną operacją, która ma prowadzić, po pierwsze, do zastopowania reformy wymiaru sprawiedliwości, do wspierania opozycji politycznej, która dąży do destabilizacji naszego państwa" - ocenił Kaleta. Jego zdaniem organy Unii Europejskiej chcą też osiągnąć efekt polegający na uzurpowaniu sobie kompetencji, których nie przyznano im w traktatach.

Czwartkowa opinia to pokłosie pytań prejudycjalnych zadanych przez Sąd Okręgowy w Warszawie. W opinii stwierdzono m.in., że "w prawie Unii nic nie stoi na przeszkodzie temu, by państwa członkowskie ustanowiły system, zgodnie z którym sędziowie mogą, w interesie służby, być tymczasowo delegowani z jednego sądu do drugiego". Jednocześnie - zgodnie z opinią - polscy sędziwie nie podlegają w tym względzie "zwykłym zasadom", ale "dość szczególnemu – i bardzo niepokojącemu – reżimowi prawnemu".

"Wykonywanie nieograniczonych, niepodlegających kontroli i nieprzejrzystych uprawnień dyskrecjonalnych przyznanych ministrowi sprawiedliwości będącemu zarazem prokuratorem generalnym w zakresie delegowania sędziów i odwoływania ich w dowolnym momencie w zależności od jego uznania wydaje się znacznie wykraczać poza to, co można uznać za rozsądne i konieczne do zapewnienia prawidłowego funkcjonowania krajowego wymiaru sprawiedliwości i organizacji pracy w jego ramach" - wskazano.