Nie jestem już w stanie sobie przypomnieć, ile razy czytałem alarmujące/ /triumfalne tytuły w stylu „Banki znajdą się na skraju” lub „Kredytobiorcy odetchną z ulgą” (frankowi oczywiście). Ani policzyć opinii przygotowanych po obu stronach barykady.
Nie jestem już w stanie sobie przypomnieć, ile razy czytałem alarmujące/ /triumfalne tytuły w stylu „Banki znajdą się na skraju” lub „Kredytobiorcy odetchną z ulgą” (frankowi oczywiście). Ani policzyć opinii przygotowanych po obu stronach barykady.
Często przez prawników, niestety czasami występujących w roli strony (i nie mówię o tych, którzy stają w sądach jako pełnomocnicy). To zresztą przerażające, że pod analizami zagadnień prawnych w związku z frankową batalią trzeba już umieszczać dopisek: autor ma (nie ma) kredyt(-u) we frankach szwajcarskich”.
Sądy też mają kłopoty z liczeniem. Owszem, dostrzegają, jak wielkich kwot sprawa dotyczy (80 mld zł hipotecznych kredytów walutowych w portfelach banków). Na jednej szali ma być stabilność systemu bankowego w Polsce, na drugiej finanse nawet 20 tys. jego klientów, którzy złożyli pozwy. Nie tylko zresztą ich, bo od tego, która linia orzecznicza wygra, zależy cena także innych usług instytucji finansowych. I z tą (pozaprawną) odpowiedzialnością sądy radzą sobie, jak umieją, czyli różnie. Na tyle, że przy w zasadzie identycznym stanie faktycznym rozstrzygnięcia są przeciwne (w zależności od tego, czy do sądu przemawia koncepcja salda czy dwóch kondykcji, czy dostrzegają aspekt „kary” za niedopuszczalną klauzulę, czy raczej mają poczucie, że za korzystanie z czyjejś własności się płaci).
Najwyraźniej problem z liczeniem ma też Sąd Najwyższy. Z liczeniem czasu. Od składu siódemkowego dowiedzieliśmy się wprawdzie, od kiedy biegnie termin przedawnienia roszczeń, ale wciąż nie wiadomo, czy w razie upadku umowy z powodu abuzywności niektórych jej postanowień kapitał był udostępniony za darmo i wystarczy go zwrócić. Powstają odrębne roszczenia na rzecz każdej ze stron, czy też jedno – na rzecz tej strony, której łączne świadczenie miało wyższą wysokość? Nie wiemy tego od bardzo dawna, a każdy dzień niepewności kogoś kosztuje. A znowu się tego nie dowiedzieliśmy, bo ICSN nie ma opinii istotnych dla sprawy podmiotów, ale już o nie poprosiła. Wiedzy nam więc nie przybyło, w przeciwieństwie do porywających nagłówków, na czele z tym, że SN czeka no opinię rzecznika praw dziecka (klikalność na pewno była świetna, to się da policzyć).
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama