Kluczowym elementem wielu postępowań w sprawach rodzinnych i okołorozwodowych, zabierającym czas i budzącym kontrowersje, są badania w opiniodawczym zespole specjalistów sądowych. Sędziowie często uzasadniają skierowanie spraw do OZSS konfliktem pomiędzy rodzicami (o miejsce zamieszkania dziecka, rodzaj opieki czy kontakty). Jak wskazuje mec. Marta Wnuk: „W walce o dziecko najważniejsza jest opinia sądowych specjalistów”. W materiale sponsorowanym z jej udziałem wskazano: „Badania w OZSS to klucz do wygranej sprawy”. Magdalena Bajsarowicz, prawnik i psycholog sądowy, wskazuje na swoim kanale na platformie YouTube: „Oczywiście możemy zakładać na początku, że nie każda rodzina będzie skierowana na badanie psychologiczno-sądowe. Natomiast, kiedy nie ma porozumienia między rodzicami w sprawie dzieci, szczególnie dotyczącego uregulowania kontaktów czy miejsca zamieszkania, rzadziej władzy rodzicielskiej, to niemal że z pewnością można mieć przekonanie, że do takiego badania psychologiczno-sądowego dojdzie”. Jednak przesłanką zasięgania opinii biegłych według kodeksu postępowania cywilnego nie jest „konflikt” czy „brak porozumienia”, lecz potrzeba zasięgnięcia wiadomości specjalnych. Do sądu raczej nie chodzi się, aby pochwalić się zgodą w jakiejś sprawie czy dobrze działającą współpracą, a właśnie by sąd rozstrzygnął konflikt. I tylko z tego powodu nie powstaje potrzeba zasięgania wiadomości specjalnych, a konflikt powinien rozstrzygać sąd, a nie biegli.

Wiadomości specjalne czy specjalnie dla sądu?

W sprawach rodzinnych sąd powinien przede wszystkim zniechęcać do konfliktu. Tymczasem bywa przeciwnie. „Utrudnianie kontaktów stanowi częsty środek nacisku drugiego małżonka w celu pozyskania wyższych alimentów. Powiem wprost: obecny system wręcz zachęca do sporów” – mówił mec. Rafał Wąworek na łamach „Rzeczpospolitej”.

Skutkiem podejścia: „konflikt” równa się „biegli” jest m.in. korkowanie się OZSS, wzrost zapotrzebowania na usługi zatrudnionych tam specjalistów, a być może także generowanie realnych, często wieloletnich, kosztownych i prowadzonych z użyciem dziecka sporów, np. w przypadkach, w których jedno z rodziców chce wyeliminować lub ograniczyć udział drugiego w życiu dziecka, czasem być może dla zwiększonej alimentacji gotówkowej. A jeśli nie ma w materiale dowodowym faktycznych powodów takiego eliminowania czy ograniczenia, które sąd mógłby dostrzec i uwzględnić, to może pojawić się pomysł, aby to nie sąd ustalił fakty i rozstrzygnął spór, lecz aby to biegli przeprowadzili „konkurs na rodzica” pierwszoplanowego (por. Eliza Leszczyńska-Pieniak „Kiedy dziecko staje się bronią. Polskie sądy urządzają „konkurs na rodzica”). Takiego, który będzie stale mieszkał z dzieckiem lub miał praktycznie monopol wychowawczy wobec dziecka. Zaś dla drugiego pozostanie określić wymiar kontaktów rzutujący na wysokość alimentów. W takiej sytuacji jednemu z rodziców może zależeć, aby to biegli przeprowadzili badania kompetencji czy osobowości opiekunów i przedłożyli sądowi opinię, która dostarczy uzasadnienia, by rolę jednego z rodziców w życiu dziecka ograniczyć, co w konsekwencji może prowadzić do jej stopniowej eliminacji. Sąd może być taką opcją zainteresowany nawet nie dlatego, że przekazanie sprawy do OZSS to oddech na co najmniej kilka miesięcy. Zdaniem dr. Tomasza Witkowskiego „sądy lubią mieć podkładkę do wyroku, który wydały. W związku z tym zatrudniają chętnie psychologów, którzy nadużywają swojej pozycji do wypowiadania się na temat rzeczywistości” (wypowiedź dla kanału „Wiedza w głosie” na YouTube).

W takiej sytuacji, przy braku uprzedniego ustalenia przez sąd wiążącego biegłych stanu faktycznego, to biegli swą opinią rozstrzygnęliby sprawę, bez rygorów dowodowych k.p.c. i na teoretycznie naukowych podstawach, ale w praktyce – czasem stosując kontrowersyjne narzędzia lub subiektywnie postrzegane kryteria. Gdy rodzic ograniczany nie chce takiego rozwoju wydarzeń zaakceptować i podejmuje obronę swej realnej obecności w życiu dziecka, a rodzic ograniczający eskaluje działania nakierowane na wygraną w konkursie, powstaje właśnie ów generowany konflikt, pojawia się pokusa manipulacji dzieckiem, a nawet alienacji od rodzica. Wszystko być może właśnie dlatego, aby ten zarządzony przez sąd nieformalny konkurs (i całą sprawę) wygrać. Dodatkowo, jak mówi mec. Marta Wnuk w filmiku „Jak wygrać opiekę naprzemienną? A jak jej zapobiec?”, bardzo rzadko się zdarza, że OZSS wskaże, że opieka powinna być naprzemienna, kiedy występuje konflikt.

Wydaje się, że uzależnianie przyznania opieki naprzemiennej czy równoważnej od braku konfliktu może być zachętą do jego wywołania, jeśli tylko jedna ze stron takiej opieki nie chce.

Konflikt nie może się opłacać

Psychoterapeutka Karen Woodall w tekście „Alienacja rodzicielska oraz mit konfliktu” twierdzi: „Jednym z największych mitów, które napotykam w pracy z rodzinami dotkniętymi alienacją rodzicielską, jest przekonanie, że wszystko kręci się wokół konfliktu. To nieprawda. (…) Terroryzowanie odrzuconych rodziców poprzez model konfliktu jest bardzo krzywdzące. Jest to dokładnie to samo, co obwinianie ofiar przemocy i musimy z tym skończyć”.

Najlepszym sposobem zapobiegania konfliktom jest zniesienie ich opłacalności, tj. pokazanie obu stronom, że przez generowanie konfliktu nie osiągną swego celu. Pytanie retoryczne: czy odmawiając opieki równoważnej lub naprzemiennej i zarządzając konkurs na rodzica pierwszoplanowego, sąd pokaże, że konflikt się nie opłaca i tym samym zmniejszy liczbę i intensywność sporów (także z angażowaniem dziecka)?

Po co jest badanie?

Wokół procesu opiniowania przez OZSS powstaje rynek usług, w tym doradztwo, jak się przygotować do badań, począwszy od formułowania czy zapoznania się z tezami, jakie sąd zleca do opracowania biegłym, a na podważaniu opinii kończąc. Według adwokata Iwo Klisza pytania do biegłych najczęściej brzmią:

1. Czy rozwód jest sprzeczny z dobrem małoletniego dziecka?

2. Które z rodziców daje lepsze gwarancje prawidłowego wykonywania władzy rodzicielskiej?

3. Z którym z rodziców ma zamieszkać małoletnie dziecko?

4. W jaki sposób powinny być realizowane kontakty rodzica, z którym nie będzie dziecko zamieszkiwać na co dzień?

5. Czy któremuś z rodziców powinno się ograniczyć wykonywanie władzy rodzicielskiej, a jeżeli tak, to w jaki sposób?

Magdalena Bajsarowicz twierdzi, że częste są pytania „dotyczące więzi pomiędzy rodzicami a małoletnimi”, „kompetencji, który z rodziców da lepszą gwarancję sprawowania opieki, czy są jakieś przeciwskazania albo wskazania do ograniczenia władzy rodzicielskiej, jakie są optymalne rozwiązania dotyczące kontaktów”. Mimo że z uzasadnienia postanowienia SN 14 maja 2025 (sygn. akt II CSKP 1134/24) wynika, że „dowód z opinii biegłych (OZSS) należy traktować jako subsydiarny, a korzystanie z niego nie powinno polegać na przerzucaniu na biegłych ciężaru należącej do sądu decyzji…”, odpowiedzi na ww. pytania to praktycznie elementy rozstrzygnięcia sprawy, orzeczenia sądu, a już odpowiedzi na pytania z pkt. 3–5 na liście mec. Klisza nadają się wręcz wprost do sentencji. Pan mecenas w podkaście wskazuje: „Prawie zawsze wnioski opinii znajdują swoje odzwierciedlenie jeden do jednego w wyroku albo postanowieniu kończącym postępowanie”, a na profilu facebookowym adw. M. Wnuk pod hasłem „Gdy walczysz o dziecko, przygotuj się na badania OZSS” czytamy: „W 99 proc. przypadków sąd kieruje się opinią OZSS”.

„Okazuje się, że od tego sześciogodzinnego badania i wyników ich opinii zależy przyszłość całej tej rodziny” – mówi adwokat Eliza Kuna w rozmowie „Wojny o luksusy: O co walczą milionerzy przy rozwodach?” na kanale Ania Kolasińska Szemraj, przywołując serial dokumentalny „Piecza” Krzysztofa Janczury z TOK FM. W innym podkaście pani mecenas wskazuje: „Uważam, że to jest bardzo dziwne, (…) że naprawdę ojcowie są bardzo zaangażowani, a zmiana orzecznictwa nie poszła za zmianą społeczną w Polsce”. Przywołuje statystyki, które mówią, że w 93–97 proc. przypadków pierwszoplanowym rodzicem jest matka. „Chyba nie ma drugiego kraju unijnego, w którym ta proporcja jest aż tak jednoznaczna” – dodaje. „Tak naprawdę to ojcowie nie są brani w ogóle pod uwagę jako pierwszoplanowi rodzice w głowach sędziów”.

W poście mec. Marty Wnuk czytamy: „Jeśli w opinii napiszą, że dziecko powinno być z drugim rodzicem – masz problem. Nie dlatego, że jesteś złym rodzicem. Ale może dlatego, że nie wiedziałeś, jak się zachować”. W podkaście pani mecenas podpowiada, „co zrobić krok po kroku, żeby dobrze wypaść w OZSS”. Następnie rozważa, czy biegli zawsze wnikliwie czytają całe akta sprawy, oraz podnosi wagę pierwszego wrażenia. Wskazuje, jak mogą je popsuć np. pośpiech, zapomnienie czegoś z samochodu. Opowiada, jak można manipulować dzieckiem przed badaniami (np. komunikatem do dziecka tuż przed badaniem: „kupiłem ci pieska, kotka czy wakacje”, stwierdzeniami typu „to jest twój dom ale za chwilę spotykasz się z tatą”). Radzi, by spisać sobie 10 najważniejszych faktów w sprawie – mimo że, i to już moje zdanie, OZSS nie powinien ustalać stanu faktycznego, tylko odpowiadać na pytania z zakresu wiadomości specjalnych zadane przez sąd. Rodzi się więc pytanie, czy faktycznie w OZSS takie znaczenie mają przygotowanie i zależne od niego dobre wrażenie?

Przygotowania i pytania

W rolce na profilu pani Bajsarowicz słyszymy, jak mówi: „Nie idź na badania OZSS bez przygotowania. To najgorszy błąd, który może kosztować cię opiekę nad dzieckiem” oraz „Biegli oceniają twoje kompetencje rodzicielskie, emocje, stabilność. A jeżeli jesteś zestresowana [dlaczego nie „zestresowany”? – przyp. aut.], reagujesz nerwowo, albo mówisz chaotycznie, to tracisz punkty”. Czy faktycznie wynik badania powinien zależeć od utraty „punktów”? Czy jeśli te „szkolenia” są skuteczne, to od czego i w jakim stopniu zależy, komu OZSS „przyzna” (rekomendacjami i wnioskami w swej opinii) wprost lub pośrednio „wygraną”? Od realnych, stałych, prezentowanych w codziennym życiu kompetencji i postaw rodzicielskich czy od „zachowania”, którego można się, choćby w jakimś stopniu, nauczyć, lub od zaprezentowania postawy, do czego można się, choćby w jakimś stopniu, przygotować?

Szanując pracę specjalistów w OZSS, którzy być może trafiają rekomendacjami w dobro dziecka, a sąd to jedynie akceptuje, warto jednak zapytać: czy dzięki opinii OZSS sąd w praktyce może ograniczyć postępowanie dowodowe i nie zajmować się tym wszystkim, co „przynoszą” we wnioskach dowodowych strony? Czy dla biegłych taka sytuacja jest wygodna, bo formalnie to nie oni rozstrzygają w sprawie, a sąd zawsze może ich opinii nie uwzględnić? Czy taka ewentualna symbioza powiększa zapotrzebowanie na usługi biegłych? Czy rynek przygotowań do badań w OZSS będzie się rozwijał? Czy „konkurs na rodzica pierwszoplanowego”, gdy oboje rodzice chcą i mogą w porównywalnym zakresie czasu zajmować się dzieckiem, służy jego dobru?

Trudno się dziwić, że klienci oczekują od swoich adwokatów pomocy, doradztwa, w tym w zakresie badań w OZSS. Trudno się dziwić, że adwokaci starają się przygotować klientów do badania, wskazać jego zasady i kluczowe momenty. Trudno się dziwić, że specjaliści w OZSS chcą mieć pracę i dochody. Pan mec. Iwo Klisz wskazuje: „Przygotowanie klienta do badania OZSS traktuję podobnie jak przygotowanie do ważnego spotkania z kontrahentem, przełożonym czy w życiu prywatnym. To naturalne, że każdy chce w takich sytuacjach zaprezentować się w sposób spokojny i uporządkowany”. Podkreśla, że dążenie, by pokazać się z najlepszej strony, to nie manipulacja, lecz raczej dążenie do tego, by uniknąć krzywdzącej czy powierzchownej oceny.

To zrozumiałe, że niektórzy adwokaci wyszli z ofertą takiego doradztwa do mediów społecznościowych. To nie adwokaci i nie ich klienci ustalają reguły opiniowania czy linie orzecznictwa. To sąd tworzy „popyt” na dane badania, a w zależności od postrzegania ich sedna lub reguł przez badanych czy adwokatów także na przygotowania do tych badań. Więc z całym szacunkiem dla kompetencji i dobrej woli biegłych trudno nie dostrzec, że samo istnienie i rozwój takiego doradztwa prowadzi do pytania: co faktycznie bada się w OZSS? Bo jeśli prowadzone tam badania są oparte na wiedzy naukowej, to powinny mieć oparcie w faktach ustalonych przez sąd (a nie w narracjach stron), mają ujawnić realne (a nie deklarowane) i utrwalone postawy i predyspozycje badanych (a nie ich przygotowaną nawet w dobrych intencjach autoprezentację), to co w zasadzie zmienia w odbiorze badanych przez biegłych owo bycie przygotowanym lub nieprzygotowanym? Jeśli – jak ostrzega pan mecenas – można „położyć” badania, bo ktoś na wejściu nie powstrzymał się od złośliwości wobec drugiego rodzica, nie poradził sobie z napiętą atmosferą (a jaka ona ma być, skoro to badanie praktycznie rozstrzyga o ludzkich losach?), to może zastanowienia wymagają adekwatność i przydatność takich badań? O tym w kolejnej publikacji. ©℗