Warto zwrócić uwagę, jakie dane udostępniamy używając różnych aplikacji; nasze dane to cena, którą płacimy za korzystanie z nich i sami musimy zdecydować, czy chcemy ją ponieść - przekonują eksperci uczestniczący w konferencji "Bezpieczeństwo dzieci i młodzieży w internecie".

W Warszawie trwa 10. Międzynarodowa Konferencja "Bezpieczeństwo dzieci i młodzieży w internecie". Środa jest jej drugim i zrazem ostatnim dniem.

Podczas konferencji eksperci zwracali uwagę na rosnącą wśród dzieci i młodzieży popularność urządzeń mobilnych, a zarazem zwiększenie zagrożeń, jakie wiążą się z ich używaniem.

Szymon Wójcik z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę podkreślał w rozmowie z PAP, że choć są to sprzęty prywatne, które nosi się przy sobie, to nie wolno zapominać, że obecnie to już w pełni funkcjonalne komputery; dodatkowo instalujemy w nich mnóstwo aplikacji, a niektóre z nich posiadają dość niebezpieczne funkcjonalności.

"Są aplikacje, które bez pytania użytkownika o zgodę udostępniają w sieci zdjęcia, filmy z urządzenia albo zachęcają do kontaktów, czy randkowania z osobą, która jest najbliżej. Oczywiście czasami te funkcjonalności mogą być przydatne, ale, szczególnie dla dzieci, nie zawsze jest to dobry pomysł" - zaznaczył.

Namawiał, by czytać regulaminy, które akceptujemy, zgadzając się na korzystanie z określonych usług. "Jesteśmy zasypywani długimi, skomplikowanymi regulaminami, ale namawiamy, żeby poświęcać im chociaż minimum uwagi" - dodał.

Aplikacje, które instalujemy np. na telefonie, bardzo często proszą o dostęp m.in. do książki telefonicznej, historii połączeń, treści sms-ów, tego, co przeglądamy w sieci, a także zdjęć i filmów.

Martyna Różycka z instytutu badawczego NASK zwróciła uwagę, że większość aplikacji wymaga dostępu do lokalizacji telefonu. "Niektóre aplikacje, szczególnie serwisów społecznościowych, wykorzystują nie tylko lokalizację GPS, ale też to, jak jest ułożony telefon" - wskazała w rozmowie z PAP. Jak wyjaśniła, dzięki temu telefon wie, że korzystamy z niego, np. leżąc. Jeśli częściej niż zwykle korzystamy z telefonu w pozycji horyzontalnej, może to oznaczać, że jesteśmy albo będziemy chorzy; dzięki dostępowi do takich informacji, aplikacja może wiedzieć o zbliżającej się chorobie wcześniej niż człowiek - tłumaczyła ekspertka.

Wskazała, że wiele aplikacji wykorzystuje informacje, które im udostępniamy, aby sobie pewne rzeczy ułatwić, np. nawigacja prowadzi nas taką drogą, która pozwoli uniknąć korków. "Te aplikacje są przydatne, ale jest cena, którą za to płacimy. Musimy mieć świadomość i zdecydować, czy - jeśli aplikacja wymaga zbyt dużo - jesteśmy w stanie ponieść tę cenę" - podkreśliła.

Przyznała, że jest to trudne, zwłaszcza w kontakcie z dziećmi. Jej zdaniem nastolatki nie mają problemu z tym, że ktoś coś o nich wie. "Zadają pytanie: co z tego? Dzieci mają poczucie, że giną w tłumie" - mówiła Różycka.

Młodzi ludzie bagatelizują ten problem również w przypadku marketingu opierającego się o zbierane o nas informacje - jeśli wyszukiwarka wie, czego szukamy, to podsuwa nam odpowiednie reklamy. "Dzieciaki mówią: co z tego, jeśli ja szukam roweru, to chcę widzieć reklamy roweru. Jest w tym trochę racji. Ale biorąc pod uwagę to, że marketing jest tak wszechobecny, szalenie trudno jest oddzielić to, co jest marketingiem, co nie jest marketingiem, co jest artykułem sponsorowanym, a co nie. Często dla normalnego człowieka jest to nie do odszyfrowania" - podkreśliła ekspertka.

Wójcik zaznaczył, że bezpieczne korzystanie z tego, co oferuje nam internet, wymaga po pierwsze wiedzy, po drugie zainteresowania, po trzecie świadomego wyrażania zgody na pewne rzeczy. "Wiadomo, że czasem trzeba udostępnić pewne dane, ale pytanie, jak wiele. To wymaga nieustannej refleksji. Temat bezpieczeństwa w sieci to nie jest tak, że podamy 10 zasad i wszystko jest jasne" - podkreślił.