Technologiczny potentat stanie się spółką córką holdingu Alphabet, który posegreguje liczne biznesy firmy – od internetowych przez medyczny po samojeżdżące auta
W 2014 r. połączone Google i Amazon (jako Googlezon) zawładnęły światem informacji. „New York Times” zszedł do podziemia, obraził się na internet, a papierową gazetę wydawał dla wąskiego grona elit i ludzi starszych. Cała reszta żywiła się tworem Googlezona nazwanym EPIC. To ogromny zbiór wiedzy, gdzie prawda miesza się z fałszem. Miejsce, gdzie każdy mógł dołożyć coś od siebie, a roboty Googlezona indeksowały ten cały miszmasz i wyświetlały użytkownikom według ich preferencji. Taki obraz przyszłości malował w roku 2004 pisarz Robert Sloan dla amerykańskiego Muzeum Historii Mediów. W pewnej części jego przewidywania się spełniły, ponieważ internet zrewolucjonizował życie ludzi, także w dostępie do informacji. Ale „New York Times” ma się dobrze, Amazon pozostał Amazonem.
Jednak Google już nie będzie taki, jak kiedyś, przynajmniej w korporacyjnym sensie. Stanie się częścią czegoś większego – częścią Alphabetu. „Nie martwcie się. Sami dopiero przyzwyczajamy się do nowej nazwy” – pisze w komunikacie współzałożyciel firmy Larry Page, który uważa alfabet za jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości.
Po co to wszystko? By zmniejszyć biurokrację wewnętrzną i usprawnić zarządzanie. Page chce mieć osobnego, silnego kapitana na czele każdej swojej dywizji. Będą bardziej elastyczni, na nich spadnie odpowiedzialność za decyzje, podczas gdy Page i drugi z założycieli Siergiej Brin pozostaną doradcami, którzy zajmą się alokacją kapitału i obserwacją poczynań kapitanów. Z punktu widzenia użytkownika wyszukiwarki albo YouTube zmiana będzie niezauważalna i nieistotna.
Alphabet zastąpi na giełdzie Google’a, a akcje zostaną automatycznie przekształcone w papiery Alphabetu. Inwestorom zmiana się spodobała, bo po komunikacie o rewolucji w firmie cena akcji wzrosła o 6 proc. – Zwiększy się transparentność Google, która była jedną z głównych obaw akcjonariuszy – przekonuje Marcin Madera, doradca inwestycyjny DM TMS Brokers. Inwestorzy będą mieli wgląd w wyniki firm, w których rozwój Google pakuje miliardy dolarów. – Rozdzielenie funkcji spowoduje też osiągnięcie wyższej rentowności na już istniejących liniach biznesowych – dodaje.
Google, którym pokieruje Sundar Pichai, zostanie odchudzony o te biznesy, które nie są ściśle związane z jego podstawową działalnością, czyli wyszukiwarką, e-mailem, mapami itd. A te są bardzo zróżnicowane, choć do wypełnienia całego alfabetu jeszcze daleka droga. Litery C i V to Google Capital oraz Ventures – fundusze inwestycyjne dla zaawansowanych i raczkujących biznesów. Przy C jest jeszcze Calico, czyli firma, która chce spowolnić proces starzenia. F to Fiber, firma pracująca nad superszybkim internetem. N – Nest to producent naszpikowanych elektroniką termostatów, które dadzą Google’owi dostęp do informacji o użytkownikach, a im samym dostęp do wielu nowych funkcji. Google X, najciekawsza część firmy, zajmuje się futurystycznymi projektami. To właśnie stamtąd pochodzą autonomiczne samochody Google czy soczewka kontaktowa, która mierzy poziom cukru. Tam trwają prace nad balonami dostarczającymi internet ze stratosfery czy dronami, które mogą w przyszłości służyć za kurierów.