Mimo nakazu sądu Facebook nie przywrócił zawieszonego konta partii.

671 tys. osób obserwowało profil Konfederacji na Facebooku. Do czasu – 5 stycznia ub.r. platforma zablokowała stronę partii. I choć pomoc obiecywali wiceminister sprawiedliwości oraz sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a sąd nakazał przywrócenie partyjnej strony, firma Marka Zuckerberga nie kwapi się do jej ponownego uruchomienia. To nie pierwszy raz, kiedy odwołanie decyzji podjętej przez moderatorów platformy staje się w praktyce niemożliwe.
Konfederacja postanowiła walczyć w sądzie o przywrócenie profilu. W maju partia złożyła pozew, a platforma zaczęła stosować prawne wybiegi, by uniknąć konfrontacji. Jak relacjonuje Michał Wawer, prawnik i skarbnik partii, Facebook ustanowił co prawda pełnomocnika, ale jego uprawnienia nie obejmują odbierania pism z sądu.
– Powstaje schizofreniczna sytuacja procesowa, która trwa do dziś: Facebook deklaruje, że formalnie nie doszło do doręczenia pozwu, że nic nie wiedzą o procesie i że nawet nie umieją przeczytać pozwu po polsku – a jednocześnie ich pełnomocnik składa pisma (tak, po polsku), czyta akta i podejmuje czynności procesowe – relacjonuje. Ponieważ formalnie sąd nie dostarczył pozwu amerykańskiej spółce, proces wciąż się nie rozpoczął. Na początku lipca sąd przyznał jednak Konfederacji zabezpieczenie, a Facebookowi nakazał przywrócenie profilu do czasu ostatecznego wyroku. W grudniu sąd nadał klauzulę wykonalności. Partia skorzystała z niej na początku stycznia: w rocznicę zawieszenia profilu złożyła wniosek o przymuszenie Facebooka do wykonania zabezpieczenia. Konfederacja nadal nie może publikować treści w portalu. Zdaniem członków partii to ograniczanie debaty publicznej i wprowadzanie prywatnej cenzury.
Meta nie odpowiedziała na prośbę DGP o komentarz w sprawie. W oświadczeniu opublikowanym zaraz po zablokowaniu konta przedstawiciele platformy tłumaczyli jednak, że zablokowali konto ze względu na treści, które podważały skuteczność szczepień przeciwko COVID-19 czy maseczek: „Usunęliśmy stronę Konfederacji z powodu powtarzających się naruszeń naszych zasad dotyczących dezinformacji na temat COVID-19”. Dodawali, że Konfederacja kilka razy dostawała ostrzeżenia w tej sprawie. Platforma przed blokadą nałożyła na stronę partii tzw. shadow ban. To mechanizm, który sprawia, że choć profil da się odnaleźć na Facebooku, to treści przez niego publikowane nie wyświetlają się automatycznie nawet tym użytkownikom, którzy go zasubskrybowali.
Przejrzystość zwiększy unijny Akt o usługach cyfrowych
Za Konfederacją ujęli się politycy Prawa i Sprawiedliwości. Janusz Cieszyński, sekretarz stanu w KPRM, zapowiadał interwencję w polskim oddziale Mety, a wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta obiecywał w mediach, że podejmie kroki, które będą w przyszłości zapobiegać arbitralnym decyzjom platform. Jak dowiadujemy się w Ministerstwie Sprawiedliwości, projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych został przekazany sekretarzowi Stałego Komitetu Rady Ministrów we wrześniu 2022 r. Od trzech miesięcy komitet nie znalazł jednak czasu, żeby się nim zająć.
Decyzje dotyczące moderacji treści to od lat nierozwiązany problem platformy. Z jednej strony jest ona oskarżana o niedostateczną interwencję – jak wtedy, gdy w Mjanmie używano Facebooka, by nawoływać do nienawiści wobec ludu Rohingja. Treści rozpowszechniane na platformie miały doprowadzić do ludobójstwa w 2018 r. Przedstawiciele społeczności pozwali za to Metę. Obecnie sprawa czeka na rozpatrzenie przed kalifornijskim sądem.
W innych przypadkach platforma musi stanąć wobec dokładnie odwrotnych zarzutów. W Bułgarii stowarzyszenie na rzecz praw obywatelskich BOEC szykuje się do protestów przed siedzibą firmy, która odpowiada za moderowanie treści Facebooka w tym kraju. Aktywiści zarzucają pracownikom TELUS International Bulgaria, że promują treści antyeuropejskie i prokremlowskie, a wyciszają komentarze o odwrotnym wydźwięku. W ostatnim czasie zawieszony w prawach użytkownika został np. Christo Komarnicki, rysownik satyryczny. Nie może publikować przez miesiąc po tym, jak udostępnił post użytkownika, który deklarował, że jest w Ukrainie i zostanie tam do jej zwycięstwa. Przewodniczący BOEC Georgi Georgiew miał zostać „wyciszony” przez moderatorów 50 razy.
Już wkrótce sposób moderacji treści będzie jednak musiał się odbywać na bardziej przejrzystych zasadach. W połowie roku zaczną obowiązywać przepisy unijnego Aktu o usługach cyfrowych, czyli filaru unijnej reformy cyberprzestrzeni. Platformy społecznościowe będą mogły co prawda określić, jakie treści są zakazane, ale trzeba będzie opisać to w regulaminie. Użytkownicy, którzy zostaną zablokowani, uzyskają prawo do szczegółowych wyjaśnień, dlaczego tak się stało. Spory rozstrzygać będą specjalne organy na wzór urzędów danych osobowych oraz sądy. ©℗