Korea Płd. przełamała opór Apple’a i Google’a przed obcymi systemami płatności, ale wysokie opłaty pozostały. To pokazuje, czego możemy się spodziewać w UE.
Korea Płd. przełamała opór Apple’a i Google’a przed obcymi systemami płatności, ale wysokie opłaty pozostały. To pokazuje, czego możemy się spodziewać w UE.
Przyjęty niedawno przez Parlament Europejski akt o rynkach cyfrowych (DMA) ma powstrzymać światowych gigantów technologicznych przed nadużywaniem ich pozycji rynkowej wobec mniejszych podmiotów. Praktyczna realizacja tego celu nie będzie jednak łatwa - na co wskazują przykłady państw zmagających się z big techami na własną rękę.
Jednym z przykładów tego, jak globalne koncerny mogą wykorzystywać swoją potęgę, jest zmuszanie twórców aplikacji na smartfony do korzystania z wbudowanych systemów płatności w App Store i Google Play - dwóch największych sklepach z aplikacjami. Deweloperzy mają do wyboru albo stosowanie podsuniętego im systemu - z którym wiąże się prowizja sięgająca 30 proc. wartości każdej transakcji - albo wykluczenie ich gier i innych aplikacji z oferty. Zważywszy, że Apple i Google to właściciele najpopularniejszych systemów operacyjnych na telefony komórkowe, twórcy są pod ścianą.
DMA ma to zmienić. - Przyjęcie aktu o rynkach cyfrowych jest kluczowym krokiem w kierunku stworzenia sprawiedliwego i otwartego ekosystemu aplikacji mobilnych - uważa Rick VanMeter, dyrektor wykonawczy Koalicji na rzecz Uczciwości Aplikacji (CAF). To pozarządowa organizacja non profit zrzeszająca ponad 60 firm deweloperskich, w tym Blix, Deezer, Epic Games i Spotify. - Ponieważ korzystając z internetu, ludzie w coraz większym stopniu polegają na urządzeniach mobilnych, wprowadzenie konkurencji do sklepów z aplikacjami da konsumentom i programistom większą swobodę i nakręci innowacje - dodaje.
Sęk w tym, że choć problem jest globalny, to żaden kraj nie poradził sobie jeszcze z otwarciem App Store i Google Play na alternatywne metody płatności. Najbardziej zaawansowana pod tym względem jest Korea Płd. Ustawę regulującą tę kwestię przyjęto w tym kraju już w ubiegłym roku. W marcu tego roku wzmocniono ją zaś o przepisy wykonawcze, m.in. kary dla big techów. Jeśli dominujący sklep z aplikacjami nadal będzie zmuszać twórców aplikacji do korzystania wyłącznie z jego systemu płatności, to zapłaci do 2 proc. swoich przychodów z tego segmentu koreańskiego rynku.
W Stanach Zjednoczonych, mateczniku big techów, Kongres dopiero pracuje nad przepisami, które zmusiłyby Apple’a i Google’a do otworzenia się na inne systemy płatności w ich sklepach z aplikacjami. Deweloperzy próbują więc dochodzić swoich racji na drodze sądowej, oskarżając gigantów o stwarzanie barier technicznych i zamykanie ekosystemu aplikacji na smartfony. Jak dotychczas nie osiągają spektakularnych efektów.
W końcu czerwca twórcom gier i innych aplikacji, którzy pozwali go zbiorowo, Google zaproponował ugodę, w ramach której ma przeznaczyć 90 mln dol. na fundusz wspierający deweloperów. Pieniądze mają trafić do podmiotów notujących nie więcej niż 2 mln dol. rocznych przychodów. Jak podaje Reuters, będzie uprawnionych ok. 48 tys. deweloperów. Ugodę musi jeszcze zatwierdzić sąd.
Podobną ugodą prawie rok temu swój spór sądowy z grupą mniejszych twórców - z rocznymi obrotami nieprzekraczającymi 1 mln dol. - zakończył Apple. W jego przypadku fundusz wypłat opiewał na 100 mln dol. Biorąc pod uwagę, że jego wpływy z prowizji są szacowane na co najmniej kilkanaście miliardów dolarów rocznie - fundusz ugodowy nie stanowi nawet procenta tego, co big tech zarabia na transakcjach w aplikacjach.
W uniknięciu pozwów zbiorowych od mniejszych podmiotów może gigantom pomóc zmiana systemu prowizyjnego, jaką obaj wprowadzili z początkiem 2021 r. Od tego czasu deweloperzy, których wpływy nie przekraczają 1 mln dol. rocznie, zamiast 30 proc. oddają platformie 15 proc. od sumy przeprowadzonych transakcji.
Natomiast największa batalia sądowa w tej dziedzinie nadal się toczy. W sierpniu 2020 r. rozpoczęła ją firma Epic Games, twórca m.in. gry „Fortnite”. Sprzeciwiła się ona m.in. 30-proc. prowizji za transakcje i blokowaniu innych niż oferowane przez App Store metod dokonywania zakupów w aplikacji. Sprawa jest na etapie apelacji. ©℗
Elżbieta Rutkowska
Google zapowiedział zastosowanie się do nowego prawa już w ubiegłym roku. Apple zrobił to kilka dni temu. Sukces południowokoreańskiego regulatora rynku i tamtejszych twórców aplikacji jest jednak słodko-gorzki. Obaj giganci podporządkowali się bowiem po swojemu. To znaczy dopuszczają inne systemy płatności - ale nadal pobierają wysoką prowizję od transakcji. Tyle że nie sięga ona już 30 proc., lecz 26 proc. Na koncern z Mountain View deweloperzy zdążyli się już poskarżyć i urząd antymonopolowy bada sprawę.
„Orzeł - wygrywa big tech, reszka - przegrywają deweloperzy” - podsumowuje tę sytuację Florian Müller, twórca aplikacji mobilnych, w swoim blogu FOSSPatents. Wskazuje też, że zachowanie Apple’a na południowokoreańskim rynku wpisuje się w schemat działania koncernu w kwestii alternatywnych systemów płatności.
Dowodzi tego przykład Holandii. Tamtejszy urząd antymonopolowy w 2019 r. wszczął dochodzenie w sprawie płatności w dostępnych w kraju aplikacjach randkowych. Ustalił, że Apple złamał zasady uczciwej konkurencji, i w sierpniu ub.r. nakazał big techowi zmianę zasad, tak aby twórcy aplikacji mogli stosować alternatywne systemy rozliczania się z klientami. Najpierw próbował wyegzekwować swoją decyzję na drodze negocjacji, potem przeszedł do kar finansowych. Gdy skumulowały się do 50 mln euro, producent iPhone’ów zmienił warunki korzystania z App Store, umożliwiając dokonywanie płatności bez swojego pośrednictwa. Nie odpuścił jednak prowizji - zamiast 30 proc. jej górna granica wynosi teraz 27 proc.
A to właśnie o pieniądze - i to niemałe - toczy się gra. Ani Google, ani Apple nie wyszczególniają w swoich raportach finansowych, ile dokładnie zarabiają na opłatach od deweloperów. Apple raportuje te przychody w pozycji „usługi”, razem m.in. z subskrypcjami. Alphabet - macierzysta spółka Google’a - umieszcza jest w rubryce „inne”, obok m.in. subskrypcji za YouTube Premium i YouTube TV oraz sprzedaży urządzeń elektronicznych.
Na podstawie dostępnych danych można oszacować, że każdej spółce te prowizje dają rocznie około kilkunastu miliardów dolarów. I obie w komentarzach do raportów finansowych za ostatni rok wskazują na wzrost wpływów ze sklepów z aplikacjami.
Większym graczem jest tu koncern z Cupertino. Koncern widzi w unijnej regulacji zagrożenie dla tego źródła przychodów. W raporcie za poprzedni rok stwierdza, że DMA oraz postępowania sądowe i dochodzenia dotyczących App Store mogą skutkować zmianami jego praktyk biznesowych - także w kwestii opłat za transakcje w aplikacjach. „Jeżeli stawka prowizji zatrzymywanej przez spółkę z tytułu takiej sprzedaży zostanie zmniejszona lub jeżeli jej zakres zostanie w inny sposób zawężony lub wyeliminowany, może to mieć istotny negatywny wpływ na działalność spółki, jej wyniki i sytuację finansową” - przyznaje Apple.
Jak stwierdza Florian Müller, unijne rozporządzenie DMA może być najsilniejszym z dotychczas wprowadzonych narzędzi wobec big techów - ale nawet te przepisy „ostatecznie trzeba będzie wyegzekwować, a Apple i Google nie zamierzają ich interpretować tak, jak zrobiłoby to wielu deweloperów aplikacji”. ©℗
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama