W USA rosną obawy, że platformy technologiczne będą udostępniać dane użytkowników w sprawach o przerywanie ciąży.

Organizacje działające na rzecz praw obywatelskich i grupy przeciwne zakazowi aborcji w Stanach Zjednoczonych przewidują, że organy ścigania będą żądały od Google’a, Facebooka i innych firm internetowych informacji na temat ich użytkowników – w celu wytropienia osób dokonujących takich zabiegów czy też pomagających przy nich.
Sytuacja w USA w kwestii przerywania ciąży diametralnie zmieniła się po piątkowym wyroku Sądu Najwyższego. Rozstrzygnął on, że amerykańska konstytucja nie gwarantuje prawa do aborcji – i tym samym pozostawia sprawę w gestii prawodawców w poszczególnych stanach. Jak pisaliśmy w DGP wczoraj, w kilku stanach przepisy aborcyjne od razu zostały zaostrzone, a w kolejnych kilkunastu dojdzie do tego w najbliższym czasie. Natomiast ok. 20 stanów – przeważnie na wybrzeżach Wschodnim i Zachodnim – zachowa w tej dziedzinie dotychczasowe przepisy lub może nawet je jeszcze zliberalizuje.
To dzieli kraj i rodzi niepokój o środki, jakie mogą zostać użyte do egzekucji zakazów w stanach, które je wprowadziły lub wprowadzą.
„Wyszukiwanie w Google kliniki, zamówienie online pigułek aborcyjnych, informacja o lokalizacji w gabinecie lekarskim czy przesłanie wiadomości o rozważaniu przerwania ciąży mogą stać się dowodami w sprawie o nielegalną aborcję” – ostrzegał w niedzielę „The Washington Post”. Gazeta dodawała, że nie zdając sobie z tego sprawy, „ludzie nieustannie udostępniają w internecie dane na temat swojej płodności” – chociażby korzystając z aplikacji do śledzenia cyklu miesięcznego i wypełniając elektroniczne formularze w szpitalach.
Przy zbieraniu obciążających informacji na celowniku organów ścigania mogą się znaleźć przede wszystkim big techy, bo to one gromadzą najwięcej danych. – Przewidujemy, że firmy technologiczne otrzymają wezwania w sprawie historii wyszukiwania i informacji o wyszukiwaniu – powiedziała CNBC Dana Sussman, wicedyrektor National Advocates for Pregnant Women, organizacji non profit, która zapewnia ochronę prawną kobietom w ciąży.
Także EFF – Electronic Frontier Foundation, organizacja pozarządowa na rzecz wolności obywatelskich – stwierdza, że dostawcy usług internetowych „mogą spodziewać się mnóstwa wezwań i nakazów” dotyczących udostępnienia danych użytkowników, „które będą mogły zostać wykorzystane do ścigania osób szukających aborcji” i wykonujących takie zabiegi. „Mogą się również spodziewać nacisków”, aby śledzili, jak internauci korzystają z ich platform, „w celu dostarczenia informacji, które w wielu stanach mogą zostać zaklasyfikowane jako ułatwiające przestępstwo”.
EFF podobnie jak inne organizacje przygotowała poradnik, jak chronić swoje dane przy korzystaniu z wyszukiwarek i aplikacji. Zestaw porad na ten temat opublikował też m.in. „The Washington Post”. Wszyscy zalecają przede wszystkim przeglądanie stron internetowych w trybie incognito, a najlepiej przez VPN – to wirtualna sieć ukrywająca adres IP urządzeń – usuwanie historii i ciasteczek, wyłączenie opcji śledzenia lokalizacji, korzystanie z komunikatorów szyfrujących dane (jak Signal) oraz powściągliwość przy dzieleniu się informacjami o sobie w mediach społecznościowych.
Wyrok SN nie zaowocował jeszcze żadnym wezwaniem do udostępnienia danych, ale obrońcy praw obywatelskich mówią o przypadkach wykorzystania takich informacji również w dotychczasowych realiach prawnych – gdy można było się powoływać na konstytucyjne prawo do aborcji.
Google raportuje, że w pierwszym półroczu ub.r. otrzymał w USA 20,7 tys. wezwań o udostępnienie informacji (we wszystkich sprawach) i 25,1 nakazów przeszukania. Nie podaje jednak, ilu się podporządkował.
EFF w poradniku dla firm na temat udostępniania danych zaleca, by zbierać jak najmniej informacji o użytkownikach. Radzi też odwoływać się od wezwań, gdy są zbyt szeroko zakrojone. Organy ścigania mogą np. poprosić wyszukiwarkę o podanie informacji o wszystkich użytkownikach, którzy szukali słowa „aborcja”. Albo żądać danych o każdym urządzeniu, które zalogowało się w pobliżu kliniki aborcyjnej (tzw. geofence). Te ostatnie wezwania sąd federalny uznał zresztą za niezgodne z konstytucją.
Spółki technologiczne nie zadeklarowały dotychczas, jak będą postępować z wezwaniami o udostępnienie danych związanych z aborcją. Kroki, jakie big techy podjęły wobec swoich pracowników, wskazują, że nie popierają wyroku SN. Amazon, Facebook (Meta) i Google zobowiązały się pokrywać pracownikom koszty podróży ze stanów, gdzie aborcja jest zabroniona, do tych, w których można ją legalnie wykonać. Google obiecał wręcz zgodę na przeniesienie do pracy w innym stanie – bez zadawania pytań. ©℗