Firma z Mountain View szykuje prawdziwą internetową rewolucję. Tak wynika z doniesień amerykańskiego dziennika „USA Today”, który klika dni temu poinformował o planach stworzenia alternatywy dla plików cookies. AdID, bo tak rzekomo nazywa się następca popularnych „ciasteczek”, miałby nam zapewnić większą prywatność, a przy okazji ułatwiłby życie reklamodawcom.

Zły Google, dobry Google

Google nie ma łatwego życia. Twórcy najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej na świecie są ostatnio atakowani praktycznie ze wszystkich stron. Zarówno przez konkurentów, jak i piewców „wolnego internetu”. Niedawno głośnym echem odbiły się doniesienia serwisu consumerwatchdog.org, który przytoczył fragment jednego z oświadczeń wydanych przez prawników firmy z Mountain View. W owym oświadczeniu mieli oni sugerować, że użytkownicy, którzy korzystają z Gmaila nie mają prawa oczekiwać poszanowania swojej prywatności.

Koniec końców, okazało się, że cytowany przez serwis fragment został wyrwany z kontekstu, i nie był nawet cytatem Google’a, a cytatem sądu w jednym z postępowań sądowych dotyczących ochrony prywatności. "Prywatność użytkowników traktujemy bardzo poważnie: ostatnie doniesienia twierdzące inaczej, są po prostu nieprawdziwe” – mogliśmy przeczytać w oficjalnym oświadczeniu firmy.

Mimo wszystko, w głowach internautów korzystających z usług internetowego giganta, coraz częściej pojawia się pytanie o to, czy nie oddali oni firmie z Mountain View zbyt dużego skrawka swojej prywatności. Właśnie w tym momencie na scenie pojawia się usługa AdID, która w założeniu miałaby przywrócić naszą wiarę w dobre intencje Google’a.

Prywatność przede wszystkim?

Dyskusja na temat zwiększenia ochrony prywatności w internecie toczy się w zasadzie od momentu, w którym informacje o naszych zachowaniach w sieci stały się dla reklamodawców całkiem pożądanym produktem. W Polsce temat ten powrócił kilka miesięcy temu, gdy Urząd Komunikacji Elektronicznej nałożył na właścicieli wszystkich serwisów internetowych obowiązek informowania użytkowników o stosowaniu cookies – niewielkich tekstowych plików wysyłanych przez serwery WWW i zapisywanych po stronie użytkownika sieci (najczęściej na twardym dysku naszego komputera). Cookies nigdy nie cieszyły się zbyt dobrą sławą. Wedle powszechnej opinii stanowią one środek do wyłudzania naszych danych i dają reklamodawcom możliwość bombardowania nas spersonalizowanymi reklamami.

„To oczywiście nieprawda. Służą one różnym celom, nie tylko reklamowym, ich zadaniem jest także poprawa komfortu korzystania z internetu” – podkreśla Arkadiusz Cywiński, który doradza największym firmom i agencjom w zakresie prowadzenia działań reklamowych w internecie. To dzięki cookies przeglądarka zapamiętuje nasz login na ulubionym portalu. To również dzięki cookies irytujący banner reklamowy wyświetla się na danej stronie nie dziesięć, a jeden raz. Pomimo tych niewątpliwych zalet, „ciasteczka” wciąż otacza pewna aura złowrogości, a wielu użytkowników decyduje się na ich wyłączenie w ustawieniach swojej przeglądarki internetowej. Taką możliwość wprowadził już m.in. Microsoft, który w najnowszej wersji Internet Explorera oferuje użytkownikom funkcję „Do Not Track”, a w przypadku przeglądarki Firefox oraz Safari funkcja blokowania cookies stron trzecich jest wręcz opcją domyślną.

Wiele wskazuje na to, że już wkrótce Google wykorzysta „złą sławę” cookies i zaproponuje nowe, rewolucyjne rozwiązanie, które – w przeciwieństwie do „ciasteczek” – dałoby internautom kontrolę nad udostępnianiem ich danych w internecie, a jednocześnie zwiększyłoby efektywność działań reklamodawców. Ową alternatywą ma być system AdID.

Narzędzie AdID miałoby trafić w ręce firm reklamowych, które zgodziłyby się na zaakceptowanie bardzo restrykcyjnych wymagań w zakresie ochrony prywatności użytkowników. Podobnie jak cookies, system ten pomagałby reklamodawcom gromadzić dane na temat konsumentów – ich decyzji oraz zachowań. Drugim elementem tej układanki byliby sami użytkownicy, którzy otrzymaliby pełną kontrolę nad swoim identyfikatorem AdID (byłby on prawdopodobnie powiązany z przeglądarką Google Chrome). Internauci mogliby nie tylko decydować o poziomie prywatności podczas poszczególnych sesji przeglądania sieci, ale również na stałe zablokować „niechcianego” reklamodawcę zrzeszonego w systemie AdID.

„Wysuwanie ochrony prywatności na pierwszy plan zawsze dobrze brzmi, jednak nie można zapominać o innych zaletach tego rozwiązania. Dla amerykańskiego giganta najważniejszy będzie zapewne ten związany z reklamami” – podkreśla Cywiński. Już dziś 90 proc. dochodu Google’a to wpływy z reklam. Twierdzenie, że gigant z Mountain View chce wprowadzić nowy system z czysto szlachetnych pobudek byłoby więc kompletnym absurdem.

Kij i marchewka

Obawy związane z alternatywnym dla cookies systemem gromadzenia danych nie dotyczą jednak faktu, że Google może na nim nieźle zarobić. To przecież naturalne dążenie każdej firmy, a tym bardziej internetowego giganta. Problem leży zdecydowanie głębiej i dotyczy coraz większej dominacji firmy z Mountain View w wirtualnym świecie, a w tym również na rynku reklamy on-line. Google już dziś odcina 1/3 „reklamowego tortu”, a wprowadzenia AdID może uczynić z firmy prawdziwego rynkowego monopolistę.

Nie ma wątpliwości, że reklamodawcy, którzy przystąpią do AdID mogą na tym sporo zyskać. W przeciwieństwie do „porozrzucanych” w sieci cookies, AdID byłby systemem spójnym i przejrzystym. Dzięki zastosowaniu systemu indywidualnych identyfikatorów firmy mogłyby profilować reklamy pod konkretne grupy użytkowników – m.in. dzięki specjalnym hashtagom. Co więcej reklamodawcy mogliby „śledzić” profil użytkownika, który przełączałby się pomiędzy kilkoma urządzeniami. W świecie cookies internauta, który korzysta z smartfona, tabletu i komputera, to dla reklamodawcy trzy różne osoby. W systemie AdID byłaby to jedna i ta sama osoba.

Ta współpraca może mieć jednak również swoje ciemne strony. Reklamodawcy, którzy przystąpiliby do systemu AdID, byliby w pewnym stopniu zdani na łaskę i niełaskę Google’a. To firma z Mountain View decydowałaby o warunkach tej współpracy, a to oznaczałoby również możliwość usuwania „niepokornych” reklamodawców, którzy nie dostosują się do wymagań internetowego giganta.
AdID jest z pewnością ciekawym i wartym uwagi projektem. Kwestią otwartą pozostaje jednak to, czy rzeczywiście wpłynąłby on na zwiększenie naszej prywatności w sieci. Ponad wszystkim musimy pamiętać o tym, że firma z Mountain View utrzymuje się przede wszystkim z reklam, a nie z poszukiwania sposobów na poprawę naszego „wirtualnego samopoczucia”.

Oficjalnie Google wciąż nie przyznaje się do prac nad AdID, choć jednocześnie firma podkreśla, że intensywnie pracuje nad nowymi rozwiązaniami w dziedzinie prowadzenia działań reklamowych on-line.