Na świecie Twittera używają setki milionów osób. U nas stał się platformą wymiany zdań kilku posłów, dziennikarzy i ministró.
Teoretycznie 1,5 mln użytkowników. Praktycznie sto tysięcy aktywnych. Twitter w przeciwieństwie do Facebooka nie stał się w Polsce liczącym serwisem społecznościowym. Czy jest szansa na to, że podbije polską sieć?
W Stanach Zjednoczonych Twitter to prawdziwa potęga. Ćwierkają wszyscy – od nastolatków przez gwiazdy popkultury i prezesów firm po polityków. W tym oczywiście ciągle przywoływany prezydent Barack Obama, którego oficjalne konto śledzi już prawie 20 mln osób.
A u nas? Wielki rozkwit serwisu wróżono już kilka razy. Po raz pierwszy w 2009 roku, kiedy podbój Polski rozpoczął na dobre Facebook. Potem rok później wraz z wyborami i zwiększeniem zainteresowania mediami społecznościowymi przez polityków. Wreszcie w 2012 roku, kiedy oddano do użytku polską wersję językową serwisu, a Euro 2012 i internauci z całego kontynentu twittujący o Polsce i piłce nożnej mieli skłonić do udzielania się na nim także krajowych kibiców.
Żadna z tych dat nie okazała się przełomem. Choć według danych Megapanelu Twitter w ciągu ostatnich trzech lat zyskał na popularności – rzesza użytkowników rozrosła się z 300 tys. do ponad 1,4 mln użytkowników – to ta statystyka nie ukazuje realnej aktywności internautów. A ta jest wciąż skromniutka. Oficjalnych informacji o liczbie twittujących Polaków brak, ale eksperci szacują, że to góra 100 tys. osób. Szału nie ma. – I bardzo ciężko przewidzieć, czy taki szał jeszcze jest możliwy – mówi Adam Kaliszewski z agencji Solski Burson-Marsteller. – Nadal jest spora szansa na to, że zainteresowanie nim jeszcze nadejdzie. Nawet jeżeli nie tak wielkie jak niegdyś Naszą Klasą czy obecnie FB, to przynamniej na tyle duże, że wyjdzie z niszy, w jakiej jest obecnie – dodaje.
Buzek, Sikorski i Honey
Z 1,4 mln internautów wskazywanych przez Megapanel większość to osoby, który mniej lub bardziej przypadkowo weszły na serwis. Przy 350 mln aktywnych w nim internautów z całego świata i blisko 9 mln Polaków z kontami na Facebooku to wynik słabiutki. – Nie jest tak, że Twitter w ogóle nie rozwija się w Polsce. Cały czas, choć powoli, rośnie liczba jego aktywnych użytkowników, ale ten wzrost nie nadąża za rozwojem innych podobnych serwisów – ocenia Michał Sadowski, prezes firmy Brand24 monitorującej aktywność internautów i firm w mediach społecznościowych. Sam aktywnie twittuje, choć przyznaje, że robi to głównie z powodów zawodowych.
A start wydawał się bardzo obiecujący. Choć swój globalny debiut Twitter miał w 2006 roku, polscy fani serwisu za jego prawdziwy początek w naszym kraju uznają 16 maja 2009 r. Wówczas specjalista od marketingu politycznego Eryk Mistewicz zdobył informację, że Lech Wałęsa wybiera się w 20. rocznicę wyborów z 1989 roku do Francji na zjazd eurosceptycznej partii Libertas Irlandczyka Declana Ganleya, a nie – jak wcześniej przypuszczano – na oficjalne obchody do Gdańska. Zatwittował, a po paru minutach informacja pojawiła się w mediach. To wówczas swoje profile w serwisie zaczęli masowo zakładać politycy i dziennikarze.
Od tamtej pory newsy z Twittera, czasem po prostu plotki, regularnie trafiają do serwisów informacyjnych. Instytut Monitorowania Mediów podał niedawno, że witryna staje się medium równie opiniotwórczym jak media tradycyjne – tylko w czerwcu tego roku newsy z niej były cytowane 228 razy (z FB – 235 razy). Ale nawet to nie przekłada się na masowe ćwierkanie Polaków.
Najlepiej widać to w przygotowanym kilka miesięcy temu rankingu. Eksperci agencji Solski Burson-Marsteller sprawdzili, kim są najbardziej wpływowi Polacy na Twitterze. Do pierwszej dziesiątki trafili: Jerzy Buzek, Paweł Graś, Rafał Hirsch, Eryk Mistewicz, Konrad Niklewicz, Janusz Palikot, Konrad Piasecki, Radosław Sikorski, Piotr Waglowski (Vagla) i Łukasz Warzecha. I ten wybór doskonale pokazuje, kto w Polsce korzysta z serwisu – politycy, publicyści, PR-owcy, trochę dziennikarzy i fascynatów nowych technologii. Ale nawet oni nie mieli jakiejś oszałamiającej popularności – średnio ich wpisy czyta niecałe 13 tys. osób.
– To, że można na Twitterze znaleźć sporo ciekawych ludzi ze świata polityki, dziennikarstwa, nowych mediów, PR czy marketingu i nawet bezpośrednio się z nimi skontaktować, jest największą zaletą Twittera. Zarazem jest to też jego największą wadą. Ci, którzy dziś twittują, po prostu nie są interesujący i w serwisie nie pojawiają się masowo nowi ćwierkający. To jest właśnie swoisty paradoks polskiego Twittera – tłumaczy Kaliszewski.
W Ameryce Twitter to bastion głównie celebrytów, którzy przyciągają miliony fanów. Świadczy o tym niezwykły wyścig, jaki miał miejsce w kwietniu 2009 roku. Do rywalizacji o to, czyje konto jako pierwsze zbierze milion osób obserwujących, stanęli telewizja CNN i aktor Ashton Kutcher (były mąż Demi Moore). Wygrał Kutcher, który zresztą ma dziś ponad 12 mln followersów. A to i tak mało w porównaniu za najpopularniejszymi – Lady Gagą, Justinem Biberem, Katy Perry i Rihanną. Każde z nich ma grubo ponad 25 mln fanów.
W polskim mikroświecie Twittera wciąż prawie w ogóle nie ma celebrytów. Grono fanów z 55 tys. followersów zebrała Doda, a świetnie radząca sobie w mediach społecznościowych młoda piosenkarka Honey ma już ponad 80 tys. obserwatorów.
Nadzieja w smartfonach
– Początkowo Twitterowi sporo zainteresowania odebrały konkurencyjne polskie serwisy, takie jak Blip czy Flaker – uważa Sadowski. Przez długi czas barierą dla przeciętnego użytkownika był też anglojęzyczny interfejs serwisu. Pod koniec 2011 roku kilku twitterowców samodzielnie przetłumaczyło go na język polski. Przełom jednak nie nastąpił. Musiałoby się stać coś bardziej spektakularnego. Co? Np. mocne zainwestowanie samego serwisu w polski rynek.
Na taką inwestycję nie ma co liczyć, bo Twitter zmaga się ze zwiększeniem przychodów w Stanach. A plany ma ambitne. Nieoficjalne prognozy firmy zakładają niemal dwukrotnie szybszy wzrost wpływów z reklamy do 2014 roku – wówczas mają one osiągnąć miliard dolarów. Może to być zadanie karkołomne, bo na razie Twitter, choć niezwykle popularny, nie zarabia wcale aż tak dużo – w 2011 roku przychód z reklam wyniósł zaledwie 138,5 mln dol.
I nie pomaga mu w tym polska wersja. – Trochę się już dzieje w świecie marketingu w serwisie. Najlepiej radzi sobie na naszym Twitterze Samsung, powoli też rozwija swoją komunikację kilka innych firm, m.in. mBank, Polskie Radio czy Hyundai – wymienia Sadowski. Ale to w porównaniu z 62 proc. firm z listy „Fortune 500”, które działają na globalnym Twitterze, jest wynik więcej niż skromny.
– Jest jednak szansa, że to się zmieni. To smartfony – uważa Kaliszewski. – Twitter jest bardzo łatwy do użycia z poziomu platform mobilnych. Uczciwie trzeba dodać, że FB również, ale Twitter i aplikacje, w których jest dostępny, np. TweetDeck czy Seesmic/Hootsuite, są wręcz stworzone do korzystania przez urządzenia mobilne. A więc im więcej w Polsce smartfonów, tym Twitter bardziej może się popularyzować – dodaje ekspert. – Wątpliwe jednak, by przegonił Facebooka. Odkąd uruchomił on opcję subskrybowania, czyli obserwowania aktywności osób znanych, celebrytów, liderów opinii, przejął w dużej części najważniejszą funkcję Twittera – zauważa Sadowski.