U szczytu kariery Lu był kierownikiem i publiczną twarzą drakońskiej cenzury internetu w najludniejszym kraju świata, a o jego względy zabiegały międzynarodowe tuzy, takie jak szef Facebooka Mark Zuckerberg. W 2015 roku magazyn „Time” umieścił Lu wśród 100 najbardziej wpływowych ludzi świata.
Jego kariera runęła jednak w listopadzie 2017 roku, gdy komisja dyscyplinarna ogłosiła, że podejrzewa się go o „poważne naruszenia dyscypliny” - jak zwykle eufemistycznie określa się korupcję. Lu był „pierwszym tygrysem”, który wpadł w sieci wielkiej kampanii antykorupcyjnej, w ramach której władze zapowiedziały łapanie „tygrysów i much”, czyli łapówkarzy dużego i małego kalibru.
Akt oskarżenia przeciwko Lu został wniesiony do sądu w mieście Ningbo na wschodnim wybrzeżu Chin – poinformowała w komunikacie Najwyższa Prokuratura Ludowa. Byłemu dygnitarzowi zarzucono wykorzystywanie sprawowanych stanowisk dla korzyści osób trzecich oraz przyjęcie w łapówkach „olbrzymich sum”.
Według prokuratorów Lu dopuścił się tych przestępstw, gdy pracował w państwowej chińskiej agencji informacyjnej Xinhua, w lokalnym rządzie Pekinu, w państwowym urzędzie ds. cyberprzestrzeni oraz w centralnym wydziale propagandy Komunistycznej Partii Chin (KPCh).
Termin rozprawy nie został na razie ogłoszony, ale obserwatorzy nie mają wątpliwości, że Lu zostanie uznany za winnego i skazany.
W lutym br., po śledztwie partyjnej komisji dyscyplinarnej, Lu wydalono oficjalnie z szeregów KPCh. Dochodzenie wykazało, że poważnie naruszył on dyscyplinę partyjną oraz, udając posłuszeństwo, potajemnie odmawiał wprowadzania w życie decyzji i polityki partii – ogłosiła wtedy komisja.
Komisja zarzuciła mu między innymi nadużywanie władzy dla korzyści osobistych, w tym na tle seksualnym, przyjmowanie łapówek, nielojalność, dwulicowość, oszukiwanie najwyższego przywództwa KPCh, uczęszczanie do „prywatnych klubów”, pisanie bezpodstawnych anonimowych donosów na innych oraz tyrańskie usposobienie i brak samokontroli.