Sprawdziliśmy, jakiej wielkości mieszkanie można dziś kupić w jednym z siedmiu największych miast, dysponując kwotą 600 tys. zł, a na ile wystarczała ona w styczniu 2020 r., czyli tuż przed wybuchem pandemii i sukcesywnym wzrostem inflacji.
– Dziś możemy za tę kwotę nabyć od 38 mkw. do maksymalnie 68 mkw. w zależności od miasta. Najmniejsze mieszkanie kupimy w stolicy, a największe w Łodzi – mówi Ewa Tęczak, ekspert w portalu Otodom, należącym do Grupy OLX. I dodaje, że w styczniu 2020 r. 600 tys. zł wystarczało na mieszkanie od 56 mkw. do 105 mkw. w zależności od lokalizacji.
Najmniejszą różnicę w zakupionym metrażu zauważą mieszkańcy Gdańska i Warszawy, gdzie spadek wyniósł odpowiednio 15 mkw. i 18 mkw. Największy osoby z Łodzi – aż o 37 mkw. Taka sytuacja to oczywiście skutek wzrostu cen nowych mieszkań. Te od stycznia 2020 r. poszły bowiem w górę od 33 proc. (w przypadku Gdańska) do nawet ponad 50 proc. (w przypadku Krakowa, Wrocławia i Łodzi).
Jednocześnie pensje Polaków rosną. Problem w tym, że przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw od stycznia 2020 r. wzrosło o niecałe 40 proc. – z 5,2 tys. zł do 7,4 tys. zł, czyli mniej niż średnie ceny mieszkań. Pieniądze można było jednak przez ten czas zainwestować.
– Jeśli przyjmiemy skrajnie optymistyczny scenariusz, że nasze oszczędności rosły w tempie równym inflacji, to oznacza, że przy zachowaniu zdolności nabywczej pieniądza potencjalny Kowalski miałby dziś do dyspozycji nie 600 tys. zł, lecz 818 tys. zł na mieszkanie. Skumulowana inflacja od stycznia 2020 r. wyniosła bowiem 36 proc. – komentuje Ewa Tęczak i zaznacza, że nawet ta kwota wystarczy dziś na mniej niż przed laty. W zależności od miasta można za nią kupić mieszkanie od 4 mkw. do nawet 12 mkw. mniejsze niż w 2020 r.
Taka sytuacja oznacza, że osoby, które nabyły mieszkanie trzy lata temu, zyskały na tym. – Po raz kolejny widać, że ceny lokali mieszkalnych rosną szybciej niż inflacja, średnio o 1–2 pkt proc. Przyjmuje się, że po minimum 10 latach na zakupie mieszkania można już zarobić, to znaczy, że gdy je sprzedamy ,będzie nas stać na zakup większego lokalu – zauważa Bartosz Turek, analityk HRE Investments, i dodaje, że nie można zapominać też o tym, że dziś ceny mieszkań są zawyżone. A to dlatego, że z rynku zniknęła najtańsza oferta. Poza tym wciąż istnieje pole do negocjacji. Ostatecznie mieszkanie można kupić poniżej średniej ceny ofertowej, choć w sytuacji malejącej podaży to coraz trudniejsze.
A jak wygląda dostęp do mieszkań za 600 tys. zł? Ich oferta w porównaniu z 2020 r. skurczyła się, niekiedy nawet o ponad połowę. Najmniej jednak w Łodzi, gdzie udział mieszkań w cenie do 600 tys. zł w całości oferty wynosi ponad 82 proc. (w 2020 r. – 94,4 proc.). Wciąż dużo jest ich do wyboru w Katowicach – udział w rynku na poziomie 60,8 proc., choć to o 33 pkt proc. mniej niż w 2020 r. Najmniej mieszkań za taką kwotę jest w Warszawie – 23 proc. wobec 54,1 proc. w ofercie w 2020 r., czy Krakowie – 24,8 proc. wobec 72,4 proc. w 2020 r. ©℗