W latach 2006 – 2008 kredyty we franku szwajcarskim były jednymi z najczęściej podejmowanych zobowiązań hipotecznych w Polsce. Wiele osób decydowało się na taki produkt przede wszystkim ze względu na ogromną różnicę w comiesięcznej racie między kredytem walutowym a złotowym. Dysproporcja ta wynikała głównie z dużej różnicy stóp procentowych w Szwajcarii i Polsce. Kiedy więc banki przedstawiały klientom oferty w złotych i walucie obcej, wybierali oni najczęściej tę drugą. Czy faktycznie popełnili błąd?
Liczby, liczby, liczby…
Analitycy porównywarki finansowej Comperia.pl przeanalizowali raty przykładowych kredytów hipotecznych na 300 tys. zł, zaciągniętych w styczniu 2006, 2007, 2008 i 2009 r. Wysokość comiesięcznych spłat wyliczona została na podstawie średnich bankowych kursów sprzedaży walut oraz stóp procentowych obowiązujących w danym miesiącu. Z zebranych danych wynika, że osoby, które w 2006 roku zaciągnęły kredyty hipoteczne na 300 tys. zł w szwajcarskich frankach, do października 2013 r. wpłaciły do banku ponad 32 tys. zł mniej, niż posiadacze analogicznych zobowiązań w złotówkach. Dla kredytobiorców, którzy zdecydowali się na zakup mieszkania w 2009 roku, różnica ta wynosi mniej, bo - 5 616,10 zł, ale nadal pokazuje, że wybór kredytu walutowego nie do końca był pomyłką.
W najlepszym momencie, czyli w sierpniu 2008 roku, kiedy frank był najtańszy, osoby, które zadłużyły się w tej walucie w 2006 roku, płaciły ponad 900 zł niższą ratę (1 228,27 zł zamiast 2 149,38 zł), niż posiadacze analogicznej wysokości kredytu w PLN. Dla kredytobiorców z 2007 roku rata była niższa o 875 zł, a z 2008 roku o prawie 750 zł.
Różnica ta wynikała w dużej mierze z ogromnej dysproporcji pomiędzy stawkami LIBOR i WIBOR, które są częścią składową oprocentowania zobowiązań hipotecznych. W sierpniu 2008 roku LIBOR 3M wynosił 2,75 proc., podczas gdy WIBOR 3M przyjmował wartość 6,53 proc. To właśnie tak niskie oprocentowanie kredytu frankowego było głównym motywatorem dla kredytobiorców do zaciągania zobowiązań w tej walucie. Obecnie wspomniane stawki bazowe oscylują na poziomie – odpowiednio 0,2 proc. i 2,68 proc
Warto również pamiętać, że ze względu na tak niską stawkę bazową, a tym samym niskie oprocentowanie kredytu we frankach, kredytobiorcy „frankowi” co miesiąc spłacają więcej kapitału, a mniej odsetek, niż osoby spłacające zobowiązania w PLN. Dla przykładu, osoby, które zaciągnęły kredyt we franku w 2007 roku do dnia dzisiejszego spłaciły już 17 proc. kapitału podstawowego liczonego we franku, natomiast posiadacze analogicznego kredytu w złotówkach, mimo że długo uiszczali wyższe raty, do dziś spłacili zaledwie 10 proc. swojego zadłużenia.
Raty kredytów walutowych zaciągniętych w 2006 roku zaczęły być wyższe niż kredytów w złotówkach dopiero w maju 2013 roku. Najszybciej zmianę kursu franka odczuli posiadacze zobowiązań z 2008
i 2009 roku – już w styczniu 2013 miesięczna rata stała się analogiczna jak dla kredytów złotowych
i od tego czasu różnica ta stale rośnie, zwłaszcza tym bardziej, że kredytobiorcy złotowi płaca niższe raty wskutek obniżek WIBORU.
Jak wygląda spłacalność?
Wbrew pozorom, to nie kredyty we franku przysparzają Polakom największych trudności. Z danych zebranych przez Biuro Informacji Kredytowej wynika, że gorsza jest spłacalność kredytów złotowych, nie walutowych. Na koniec pierwszego kwartału 2013 roku tylko 1,4 proc. spośród zobowiązań walutowych otwartych w 2008 roku zostało uznane za stracone, podczas gdy dla pożyczek w złotówkach z tego rocznika straty są na 4,4 proc. rachunków.
Andrzej Topiński z BIK podkreśla, że różnice we względnej jakości portfeli złotowych i walutowych są mniejsze niż wynikałoby z tych liczb, ponieważ do rachunków strat w portfelu walutowym wchodzą też pochodzące z lat wcześniejszych złe kredyty przewalutowane z walut obcych na złote w związku z ich windykacją. Dodaje, że banki udzielały kredytów mieszkaniowych w walucie zamożniejszym klientom, a ponieważ stopy procentowe im sprzyjały, portfele te są lepsze.
Ogólnopolskie przewalutowanie – to raczej niemożliwe!
Wielu osobom marzy się sytuacja rodem z Chorwacji, gdzie sąd w pierwszej instancji orzekł, że kredyty zaciągnięte we frankach zostaną przewalutowane na lokalną Kunę po kursie obowiązującym w dniu podpisania umowy kredytowej. Niestety, mało prawdopodobne jest, by to samo stało się w Polsce.
Banki chroni przede wszystkim pismo, które zgodnie z obowiązującą od 2006 roku Rekomendacja S musiał podpisać każdy kredytobiorca decydujący się na zobowiązanie w walucie obcej. Z dokumentu tego wynika, że klient został poinformowany o ryzyku walutowym i jest świadomy ryzyka kursowego. Trudno więc będzie udowodnić przed sądem, że bankowcy świadomie wprowadzili nas w błąd, tym bardziej, że polskie sądy powszechne już nieraz stawały na stanowisku, że wahania kursów walut są „typowym i nieodzownym zjawiskiem gospodarki wolnorynkowej”.