Już teraz brakuje na rynku gipsu syntetycznego, uzyskiwanego w procesie odsiarczania spalin, a także popiołów lotnych, wykorzystywanych do produkcji cementu. Producenci boją się, że będzie tylko gorzej.
Już teraz brakuje na rynku gipsu syntetycznego, uzyskiwanego w procesie odsiarczania spalin, a także popiołów lotnych, wykorzystywanych do produkcji cementu. Producenci boją się, że będzie tylko gorzej.
Gips wykorzystywany jest przez producentów chemii budowlanej m.in. do płyt kartonowo-gipsowych czy gładzi. Ma on zbliżony skład chemiczny do naturalnego, a przy tym jest bardziej odporny na ściskanie i ma krótki czas wiązania. W 2019 r. w Polsce powstało ok. 3,08 mln ton tego wyrobu – w dużej mierze na eksport. Polski gips chętnie kupują duże koncerny z Niemiec, Belgii czy Francji, windując tym samym ceny dla tutejszych odbiorców. Po pierwszym półroczu można przypuszczać, że produkcja w 2020 r. będzie nieco niższa – według danych GUS, do końca czerwca wyprodukowano o 8 tys. ton mniej niż przed rokiem.
– To jeden z ważniejszych półproduktów i główny składnik wielu wyrobów budowlanych. Ceny gipsu w Polsce w czasie koronawirusa wzrosły o 300 proc. Brakuje go nie tylko w kraju, ale także w całej Europie, stąd z Polski jest eksportowany do państw zachodnich. A to nie jest dla nas wcale sytuacja korzystna, bo patrząc na łańcuch wartości, im bardziej przetworzony produkt, tym większa marża i wartość dodana. Eksportowanie surowca powoduje, że tamtejsze, bogate firmy poprawiają nim swoje stany magazynowe poza Polską. A ten wyrób i tak wróci na nasz rynek i polscy konsumenci będą musieli zapłacić za niego więcej – zauważa Paweł Kisiel, prezes Grupy Atlas.
Jak dodaje, sytuacja ta skutecznie utrudnia realizację nowych projektów. – Dla nas ryzyko braku gipsu syntetycznego to również duże zagrożenie i konieczność wstrzymania inwestycji. Chcielibyśmy zainwestować w rozwój wyrobów gipsowych – i to spore kwoty przekraczające 100 mln zł. Nie zrobimy jednak tego, bo niepewność jest obecnie zbyt duża – stwierdza.
Podobna jest sytuacja w przypadku popiołów lotnych. W 2018 r. branża cementowa wykorzystała ich do produkcji 1,5 mln ton. I choć jeszcze dwa lata temu opierała się na dostawach krajowych, dziś stanowi to duży problem. – Do Polski importuje się coraz więcej energii i wyłączane są kolejne bloki. Jako polscy producenci stajemy się też coraz mniej interesujący dla elektrowni, które znalazły sobie za granicą klientów płacących więcej – mówi się nawet o kwotach rzędu 40 euro za tonę. Dla rodzimych producentów to nieosiągalne, dlatego coraz więcej z nich szuka tańszych popiołów za wschodnią granicą – mówi Jan Deja, dyrektor biura Polskiego Stowarzyszenia Producentów Cementu. Jak dodaje, podobne niedobory widoczne są w żużlu, również stanowiącym składnik cementu. – Od momentu wygaszenia wielkiego pieca w krakowskiej hucie Sendzimira, branża ma go zdecydowanie mniej – dostarcza go jedynie huta Katowice – dodaje dyrektor PSPC.
Większa liczba chętnych na produkty elektrowni i elektrociepłowni to szansa na potencjalny zysk borykających się z problemami emisji CO2 grup energetycznych. Część z nich powołała w tym celu osobne spółki. Na razie nie grają one wiodącej roli w ich portfelach, wyniki są jednak obiecujące. W 2019 r. zajmująca się tym firma PGE Ekoserwis osiągnęła zysk netto w wysokości 5,78 mln zł, zarabiając na sprzedaży 10,35 mln zł.
W przypadku spółki Tauron Bioeko w sprawozdaniu za 2018 r. Uboczne produkty spalania (UPS) i uboczne produkty wydobycia z kopalni należącej do grupy, warte 5,3 mln zł, stanowiły jeszcze bardzo znikomą część przychodów – zaledwie 5,4 proc. Ten udział ma się jednak zwiększać w związku z rosnącym zainteresowaniem kontrahentów. Kruszywa spółki były wykorzystywane przy modernizacji linii kolejowej Kraków – Katowice czy budowie nowego bloku energetycznego w Jaworznie. – Zapotrzebowanie jest większe niż podaż, biorąc pod uwagę wymagania jakościowe. Dużym wyzwaniem dla spółki będzie np. perspektywa wykorzystania dostępnych zasobów kruszyw przy budowie nowego odcinka drogi S1, tj. Mysłowice Kosztowy – Bielsko-Biała, planowanej do realizacji w latach 2021–2023. Tylko na tę inwestycję drogową zapotrzebowanie szacowane jest na poziomie kilku milionów ton – ocenia Łukasz Ciuba, kierownik zespołu prasowego spółki.
Masowe wykorzystanie surowców wtórnych pozwoli zmniejszyć niekorzystny bilans emisji CO2. Dlatego spółki deklarują, że inwestują w technologie pozwalające poprawić jakość. PGE pracuje nad podwyższeniem jakości UPS z Bełchatowa, a Tauron nad optymalnym mieszaniem oferowanych popiołów.
Czasu na znaczne poszerzenie działalności może jednak zabraknąć za sprawą wymogu stopniowego odchodzenia od węgla. Producenci materiałów budowlanych już teraz zastanawiają się, co będzie, gdy skorzystanie z produktów elektrowni będzie jeszcze trudniejsze. – Potencjalnie można wykorzystywać ogromne pokłady wciąż leżące na składowiskach – są podejmowane próby, by je osuszać i eksploatować. Nie wszystkie jednak spełniają normy jakościowe – dlatego np. popioły z węgla brunatnego są znacznie mniej przydatne – mówi Jan Deja.
Eksperci podkreślają, że niedobory będzie można uzupełniać z zewnątrz – z krajów, które jeszcze nie wycofują się z energetyki węglowej. – Już teraz są kraje bez dostępu do produktów spalania węgla, jak na przykład Litwa. Producenci niemieccy długo importowali popioły lotne z Polski, większość popiołów lotnych z Dolnej Odry trafia właśnie tam – mówi Tadeusz Wasąg, prezes Stowarzyszenia Producentów Chemii Budowlanej (SPChB). Jak dodaje, produkcja jest jednak rentowna wyłącznie przy transporcie na niewielkie odległości. Dlatego firmy starają się zastępować braki innymi składnikami – np. mączką wapienną bądź recyklingowanym betonem. Konieczne mogą być też inwestycje w inne technologie. – Niewątpliwie będzie to związane ze wzrostem kosztów, ale będzie to wzrost jednoprocentowy – prognozuje prezes SPChB.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama