Takie są główne wnioski raportu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa dotyczącego wpływu pandemii na branżę. Autorzy opracowania zaznaczają, że budownictwo jak dotąd wykazuje relatywnie dużą odporność na utrudnienia w funkcjonowaniu gospodarki wywołane epidemią. W Polsce w odróżnieniu od Austrii czy Belgii nie zatrzymano odgórnie prac na budowach. Mimo to widać spowolnienie i symptomy kolejnych kłopotów.
Według PZPB w warunkach zaostrzonego reżimu sanitarnego duże firmy budowlane kontynuują prace z wydajnością o ok. 5–20 proc. niższą niż wcześniej. Problemem stał się masowy odpływ pracowników z Ukrainy i Białorusi. Dotknęło to zwłaszcza małe i średnie firmy, które w dużej mierze bazowały na obcokrajowcach. Ich powrót nadal nie odbywa się w sposób płynny i zorganizowany.
„W efekcie część podwykonawców podejmuje próby renegocjacji warunków współpracy z generalnymi wykonawcami, a nawet rozważa jej przedterminowe zakończenie za cenę kar umownych” – czytamy w raporcie. To może wpłynąć na opóźnienia w inwestycjach.
Inny problem: mocno wydłużające się w czasie pandemii procedury uzyskiwania pozwoleń na budowę. Przez blisko dwa i pół miesiąca protestów nie rozstrzygała też Krajowa Izba Odwoławcza. Efektem są zatory przy udzielaniu nowych zleceń. To zaś rodzi obawy, że w następnych miesiącach dojdzie do kumulacji prac na drogach i na kolei.
Damian Kaźmierczak, główny ekonomista PZPB, przyznaje, że sektor budowlany zawsze odczuwa pogorszenie koniunktury gospodarczej z pewnym opóźnieniem. Dlatego większego spowolnienia w tym sektorze można oczekiwać w drugiej połowie roku. Jak podał kilka dni temu GUS, w czerwcu produkcja budowlano-montażowa była o 2,4 proc. niższa niż rok wcześniej.
W najbliższych miesiącach trzeba się spodziewać spadku nowych inwestycji prywatnych i samorządowych. – Nieuniknionym następstwem tych zmian będzie zaostrzenie rywalizacji między firmami budowlanymi, która z jednej strony może doprowadzić do pogorszenia rentowności małych i średnich firm, a z drugiej strony do spadku przychodów większych podmiotów – uważa Kaźmierczak.
– Spadek zleceń prywatnych i samorządowych już obserwujemy. Budżety miast i gmin w dużej mierze zależą od podatków i opłat pobieranych od różnych usług czy restauracji, a to te branże koronawirus dotknął najbardziej. Widzimy, że samorządy już wstrzymują np. inwestycje drogowe – mówi Marcin Lewandowski, szef firmy Trakcja.
Mniejsze podmioty może też dotknąć inny problem: zaostrzanie przez banki i zakłady ubezpieczeń polityki kredytowej i gwarancyjnej.
Wiele firm informuje o ograniczaniu limitów gwarancyjnych i kredytowych oraz o wzroście cen produktów oferowanych przez instytucje finansowe. Dla nich budownictwo uchodzi za branżę podwyższonego ryzyka m.in. z powodu ryczałtowej ceny za roboty, braku efektywnych mechanizmów waloryzacji i długiego okresu realizacji kontraktów. – O kredyt w ostatnich miesiącach jest rzeczywiście coraz trudniej. Banki mocno się usztywniły. Na wykonawców przerzuca się zaś kolejne ryzyka. To oznacza, że ceny w przetargach będą coraz wyższe – mówi Andrzej Zając, współwłaściciel firmy Meliorant.
PZPB liczy, że w przypadku kredytów obrotowych ratunkiem może być system poręczeń i gwarancji Banku Gospodarstwa Krajowego, który wprowadzany jest w ramach tarczy antykryzysowej.
Z kolei Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zapowiedziała, że w trosce o zachowanie płynności finansowej firm skróci terminy płatności. Obiecuje też nie zwalniać tempa inwestycyjnego. Do końca roku ma być ogłoszonych 25 przetargów na budowę ok. 350 km nowych dróg o łącznej wartości 12 mld zł.