Bankowcy coraz chętniej pożyczają pieniądze biznesowi. Póki jeszcze mogą.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości chcieliby pobudzać akcję kredytową dla przedsiębiorstw – pojawił się nawet pomysł uruchomienia specjalnego programu tanich pożyczek refinansowych przez Narodowy Bank Polski. Nowe dane wskazują jednak, że dynamika kredytów dla firm przyspiesza, a dodatkowo banki mocno konkurują o tego typu klientów.
Według danych opublikowanych w piątek przez Narodowy Bank Polski kredyty dla przedsiębiorstw miały w końcu października wartość 326 mld zł. To o 26,4 mld zł więcej niż rok wcześniej. Z tak dużym przyrostem firmowego portfela banków ostatni raz mieliśmy do czynienia latem 2012 r.
– Wysoki poziom depozytów firm oraz rosnące zainteresowanie kredytem ze strony przedsiębiorstw pozwalają z umiarkowanym optymizmem patrzeć na perspektywy wzrostu inwestycji prywatnych w najbliższych kwartałach – podsumowuje Adam Antoniak, ekonomista Banku Pekao.
Wzrost popytu na kredyty widać przede wszystkim ze strony dużych przedsiębiorstw. Tu jeszcze wiosną wartość zadłużenia zwiększała się w tempie 4–5 proc. w skali roku. We wrześniu dynamika przekraczała już 12 proc., w głównej mierze za sprawą kredytów obrotowych. W sektorze małych i średnich firm tempo przyrostu ogólnej kwoty kredytów w ostatnich miesiącach nieco spowolniło, ale nie dotyczy to najważniejszej z punktu widzenia potencjału gospodarki kategorii – kredytów inwestycyjnych. W kolejnych miesiącach I kw. te kredyty rosły średnio o blisko 5 proc. w skali roku, w III kw. o 8,3 proc.
Wyższej dynamice sprzyja postawa samych banków, które od prawie trzech lat stopniowo łagodzą wymagania wobec przedsiębiorców. Dotyczy to przede wszystkim dużych firm, którym coraz łatwiej o kredyt zarówno krótko-, jak i długoterminowy. W odniesieniu do małych firm łagodzenie kryteriów dotyczy obecnie głównie kredytów długoterminowych (w pożyczkach udzielanych na krótko była duża poprawa w poprzednich dwóch latach, teraz widać stabilizację). Takich odpowiedzi udzielają sami bankowcy w upublicznionej kilka dni temu przez NBP ankiecie wśród osób odpowiedzialnych za politykę kredytową.
Wyjaśniają też, na czym łagodzenie podejścia wobec przedsiębiorców polega. Przede wszystkim na zmniejszaniu marży kredytowej (dotyczy to również klientów o podwyższonym ryzyku), czyli ceny kredytu, podnoszeniu maksymalnej kwoty dopuszczalnego zadłużenia, a także na ograniczaniu pozaodsetkowych kosztów kredytu.
Średnie oprocentowanie nowego kredytu dla firm w połowie 2010 r. przekraczało 6 proc. Obecnie jest to ok. 3,5 proc. Stopa WIBOR, która jest punktem odniesienia dla kosztu kredytu, spadła w tym czasie z 3,9 proc. do 1,7 proc.
Niektórzy bankowcy nie ukrywają, że kredyty dla firm przestają im się opłacać. – One są w Polsce wyjątkowo tanie, szczególnie w porównaniu z innymi krajami unijnymi – mówił niedawno Fernando Bicho, wiceprezes Banku Millennium. Jednak duża część rynkowych graczy właśnie na zwiększaniu portfela dla przedsiębiorstw chce opierać dalszy rozwój.
Banki mogą się jednak natknąć na dwie bariery. Jedna jest znana od dawna: to niechęć do kredytu, jaka cechuje polskie firmy. Zadłużenie przedsiębiorstw w bankach nie przekracza u nas 20 proc. PKB. To jeden z najniższych wyników w Unii Europejskiej. Chęć skorzystania z kredytu deklaruje mniej więcej jedna czwarta firm, które planują inwestycje, a niemal połowa zapowiada, że poradzi sobie dzięki środkom własnym.
Drugą mogą się stać plany powstającego rządu dotyczące zwiększenia obciążeń sektora bankowego. Podatek bankowy zmniejszyłby możliwości generowania zysków przez banki. Ale w połączeniu z kosztami przewalutowania kredytów frankowych mógłby nadwerężyć kapitał sektora do tego stopnia, że nie będzie on pozwalał na dalsze szybkie zwiększanie akcji kredytowej. W takiej sytuacji niewiele pomóc mogłoby nawet subsydiowanie kredytów przez bank centralny.
Zdaniem samych banków na razie perspektywy są dobre. Według ankiety NBP wśród firm cały czas rośnie popyt na finansowanie inwestycji i kapitału obrotowego. Kredytów powinno więc przybywać.