Definicji tak zwanych startupów jest bez liku. Jedna z nich, wydająca się uniwersalna, stanowi, że startup to młode przedsiębiorstwo, zazwyczaj działające w obszarze rynku IT i nowych technologii. Model biznesowy takiego przedsięwzięcia opiera się na innowacyjnym i wcześniej mało znanym rozwiązaniu, które ma się upowszechnić i tym samym – przynajmniej w oczach jego twórców - zrewolucjonizować rynek.
- Ten typ działalności charakteryzuje się początkowo niskimi kosztami startu, wyższym ryzykiem powodzenia, ale również potencjalnie szybkim zwrotem inwestycji – wyjaśnia Rafał Pierzgała, specjalista ds. PR w agencji Core PR.
Ze statystyk wynika, że zaledwie co trzecia firma dożywa swoich piątych urodzin. Jednak – jak podkreśla Adam Głos, prezes zarządu Tax Care - uniwersalnej recepty na sukces nie ma.
- Z całą pewnością prawdopodobieństwo odniesienia go jest większe w przypadku osób, dla których rozwijanie własnej firmy to pasja, a nie przykry obowiązek wynikający wyłącznie z potrzeby zaspokojenia potrzeb materialnych – mówi Adam Głos.
I dodaje, że częściej wygrywają przedsiębiorcy skupiający swoją uwagę w pierwszej kolejności na zwiększaniu przychodów swojej firmy, czyli w praktyce na sprzedaży. Oni – zdaniem Głosa - doskonale rozumieją, że nawet najdoskonalszy produkt lub usługa nie pozwolą przetrwać firmie, jeśli nie uda znaleźć się odpowiedniej liczby klientów, którzy będą zostawiali swoje pieniądze.
Jednak aby zarabiać, najpierw trzeba zainwestować. Dla wielu przedsiębiorców rozpoczynających swoją przygodę z biznesem początki są szalenie trudne, bowiem w pierwszych miesiącach muszą do biznesu dołożyć.
- Obecnie mają oni jednak wiele możliwości na pozyskanie środków finansowych, które mogą ułatwić im rozpoczęcie lub rozwój działalności. Fundusze unijne i venture capital oraz tzw. aniołowie biznesu to najbardziej powszechne metody finansowania początkujących biznesów – przypomina Rafał Pierzgała.
- Niektóre z tych rozwiązań – niestety albo stety - mogą wiązać się z utratą części udziałów w przedsięwzięciu (fundusz decyduje się dokapitalizować projekt w zamian za przejęcie części udziałów). Ale często to właśnie wtedy wykluwają się naprawdę świetne przedsięwzięcia. Po pierwsze: firma uzyskuje dodatkowy kapitał, który może zainwestować. A po drugie: inwestor oczekuje, że mu to się opłaci. Dlatego też taka sytuacja jest doskonałą okazją do gruntownego „audytu” swoich pomysłów i możliwości ich realizacji – dodaje Pierzgała.
Adam Głos zgadza się, że rezygnacja z części udziałów we własnym przedsięwzięciu może być dobrym posunięciem:
- Zwykle niechęć do takiego rozwiązania ma charakter emocjonalny, a nie racjonalny. Warto pamiętać, że 100 proc. z zera to zero. A przyjęcie kapitału za część udziałów stanowi pewny wkład przedsiębiorcy w potencjalne przyszłe zyski – twierdzi Głos.